sobota, 10 maja 2014

"Chińczyk" Henning Mankell

Kryminały Henninga Mankella zawsze są dość charakterystyczne. Kto czytał i zna choć jedną jego książkę, ten wie. Autor bowiem bardzo często to nie na samym morderstwie się skupia, ale przede wszystkim na jego otoczce. Nie inaczej jest z "Chińczykiem". Co może łączyć Chiny ze Szwecją. Okazuje się, że wiele.

W środku zimy w małej szwedzkiej wsi dochodzi do morderstwa. Nie jest to jednak zwyczajna zbrodnia - giną prawie wszyscy jej mieszkańcy, policja znajduje zwłoki okrutnie zmasakrowanych dziewiętnastu osób oraz ogromną ilość zaszlachtowanych zwierząt domowych. Wioska jakby wymarła, tylko trójka osób uchodzi z życiem. Policjanci nie mają żadnego punktu zaczepienia oprócz czerwonej wstążki znalezionej nieopodal w lesie oraz jednej z ofiar - małego chłopca, który nie pasuje do pozostałych - wszyscy mieszkańcy byli bowiem już w podeszłym wieku. Ktoś przyznaje się do zbrodni i zostaje przez policję aresztowany. Zupełnie przypadkiem jednak Birgitta Roslin, sędzia zupełnie niezaangażowana w sprawę, odkrywa, że jest spokrewniona z dwiema ofiarami, jednocześnie nie wierzy w winę człowieka, który siedzi zatrzymany w więzieniu i rozpoczyna własne śledztwo, które w pewnym momencie i za sprawą pewnego pamiętnika zaprowadzi ją daleko od Szwecji, aż do pewnego Chińczyka i jeszcze bardziej odległego Pekinu.

Chiny odgrywają bardzo dużą rolę w powieści Mankella, jak i w życiu głównej bohaterki. A raczej odgrywały, szczególnie w jej młodości, gdy jeszcze jako studentka była pod wrażeniem Mao i jego poglądów. Drugim ważnym bohaterem tej książki są Chiny i ich historia, ta najnowsza, ale i dziewiętnastowieczna. Policja odgrywa więc w "Chińczyku" tylko pośrednią rolę, próbując rozwiązać zagadkę zbrodni na mieszkańcach małej, niezaznaczonej na mapie wioski. Bo tutaj nawet zbrodnia nie liczy się tak, jak w normalnym kryminale - u Mankella często jest to spotykane - tutaj ważniejsze są przyczyny i całe tło historyczne. Chinom autor poświęca zresztą całkiem dużo miejsca. "Chińczyk" tym samym staje się nie tylko kryminałem, ale również powieścią sensacyjną czy nawet obyczajową, zaprowadzi nas nie tylko do Pekinu, ale również przez Pacyfik do Ameryki... odkryje przed nami zupełnie różne, czasem wręcz egzotyczne kultury.

I jak to często z Mankellem bywa - wciąga niemalże od razu. Mimo że policji tak naprawdę jest tu mało, nie ma słynnego Wallandera, a w zamian autor daje nam niejaką Birgittę. Co lub kto by zresztą to nie był, to i tak nie da się w Mankellu nie zaczytać - ja nie potrafię się oderwać od jego powieści i podobnie było z tą. Chociaż Chiny, komunizm, jego historia i poglądy Mao niekoniecznie mnie interesują, to jednak przeczytałam "Chińczyka" bardzo szybko. I mimo że byłam przygotowana i miałam ochotę na zwyczajny kryminał, to zadowolona byłam z tego, co faktycznie dostałam - wielowątkową, wielogatunkową powieść z nietypowym bohaterem, bo jest nim cały kraj i jego ideologia, nie człowiek. To jest właśnie typowe u Mankella. Nawet w jego powieściach o Wallanderze poruszane są tematy polityczne czy społeczne, w "Chińczyku" jednak widać to tak wyraźnie, jak w żadnej książce czytanej przeze mnie do tej pory.

Do twórczości autora trzeba się przyzwyczaić, trzeba ją poczuć, bardzo jednak prawdopodobne, że polubi się ją od samego początku. Mankell tworzy niezwykłe powieści, ja nie zawiodłam się jeszcze na żadnej. Do takiej prozy bez wątpienia trzeba mieć talent i myślę, że nie będzie tu przesadą stwierdzenie, że Henning jest mistrzem w tym, co robi. I jednym moich ulubionych, obok Nessera, autorów szwedzkich kryminałów.

Recenzja również tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz