Wydawnictwo Książnica, Okładka miękka, 352 s., Moja ocena 6/6
Wspaniała,
rewelacyjna powieść, na równi o wielkiej, niespodziewanej i od początku
nie mającej szans miłości, jak i porywającym mieście, jakim był w
połowie XV wieku Konstantynopol.
Mamy rok 1452, od kilku miesięcy trwa oblężenie miasta. Pewnego dnia do Konstantynopola przybywa rycerz
Johannes Angelos. Jego celem była obrona chrześcijańskiego miasta i
świata. Johannes skończył 40 lat, w XV wieku był to wiek, kiedy wielu
(tych, którzy szczęśliwie dożyli) szykowało się na śmierć, wiadomo
choroby, niebezpieczne życie etc. Nie inaczej jest z Johannesem. Przybył
on do Konstantynopola, żeby pomóc wierze, ostatni raz spełnić swój
obowiązek i najprawdopodobniej w tym mieście zakończyć życie. Los jednak
lubi płatać figle i nigdy nie wiadomo, co jest komu pisane. Johannes
poznaje bowiem piękną Annę
Notaras, z pochodzenia Greczynkę wysokiego rodu. Ich miłość od początku
skazana jest na niepowodzenie, żeby nie rzec zagładę.
Co
mnie urzekło w tej książce? Prawie wszystko, na równi postać Johannesa
jak i Anny, ich miłość (taka prawdziwa, jak grom z jasnego nieba, od
pierwszego wejrzenia), nieliczne wykradane ba wydzierane życiu
spotkania, w trakcie których zapominają o wszystkim, o
niebezpieczeństwie, o tym, że w zasadzie są bez szans, o oblężeniu
miasta.
Piękne słowa o miłości, wypowiedziane językiem epoki...
(...)Ujrzałem cię pierwszy raz i przemówiłem do ciebie. Było to tak, jakby przeszło przeze mnie trzęsienie ziemi (...)
(...)Z ołowiu jest moje serce, z ołowiu jest krew w moich żyłach. Nienawidzę
tego umierającego miasta, które wpatruje się ślepo w swoją przeszłość i
nie chce uwierzyć, że zagłada zbliża się do jego wrót.(...)
Poza
tym doskonałe, pełne szczegółów i faktów historycznych opisy
Konstantynopola, miasta potężnego, przebogatego, które w XV wieku było
mekką chrześcijańskiego świata, miasta, które jest o krok od zagłady,
miasta, które lada moment upadnie. A upadek Konstantynopola oznaczał
jednocześnie upadek pewnego stylu bycia, upadek części wpływów religii
chrześcijańskiej, upadek świata i pewnej epoki. Co istotne, wszystkie
fakty historyczne i większość postaci (poza Johannesem) są prawdziwe.
Brawo dla autora za doskonałe przygotowanie merytoryczne. Końcowy opis
masakrowanego, niszczonego, zgładzanego Konstantynopola i żyjących w nim
ludzi, okrzyki Aleo he polis, czyli Miasto upadło,
są niezwykle poruszające, każdego chwycą za serce. I na tym tle wielka,
nie mająca szans miłość, taka jaka trafia raz w życiu i to nielicznym.
Do
tego mistrzowskie dozowanie napięcia, budowanie atmosfery miłości, na
równi z beznadziejnością i dążeniem do zagłady. Majstersztyk po prostu,
powieść historyczna najwyższego lotu. Szkoda, że takich książek już się
obecnie nie pisze.
Zachęcam do lektury Czarnego anioła,
po raz kolejny jestem po wielkim wrażeniem pisarskiego talentu
fińskiego autora. Czarny anioł, to jedna z tych ksiażek, które czyta się
z zapartym tchem, a w trakcie lektury trzyma się mocno kciuki za
głównych bohaterów. To także książka, o której myśli się jeszcze długo
po zakończeniu lektury.
Zapraszamy wszystkich miłośników literatury skandynawskiej, islandzkiej, fińskiej... nie tylko kryminałów...
poniedziałek, 29 lipca 2013
niedziela, 28 lipca 2013
"Śmierć letnią porą" Mons Kallentoft
Słyszeliście o Stiegu Larssonie? Henningu Mankellu? Camilli Läckberg?
Oczywiście, większość z Was pewnie dobrze skojarzy te nazwiska ze
skandynawskimi autorami kryminałów. Mogę się jednak założyć, że
większość z Was nie słyszała nazwiska Monsa Kallentofta, prawda? Ja sama
nie znałam go wcześniej, a biorąc do ręki tę książkę, nie wiedziałam
nawet, że to kryminał. Choć muszę przyznać, że okładki jego książek są
dość specyficzne i wpadły mi już kiedyś w oko, do tej pory jednak nie
skojarzyłam ich z tym właśnie autorem.
Pewnego dnia, w parku tuż obok placu zabaw ktoś zauważa błąkającą się
czternastoletnią dziewczynę... jest naga, ma wyraźnie odznaczające się
krwawe rany i jest nienaturalnie blada... ktoś dzwoni na policję.
Znaleziona nastolatka jednak nic nie mówi. Widać jednak, że została
zgwałcona, okaleczona i... z dokładną starannością wymyta klorinem,
środkiem czyszczącym. Ktoś ewidentnie zadbał o to, aby nie zostawić
najmniejszych śladów. Komisarz Malin Fors, trzydziestoparoletnia
policjantka nie jest w stanie skłonić dziewczyny do mówienia, dopiero w
karetce dziewczyna wyjawia swoje imię i nazwisko, nic więcej. Następnego
dnia mówi więcej, nie pamięta jednak, co się wydarzyło. Dzień później
ginie inna dziewczynka - rodzice niepokoją się o córkę, która nie
wróciła do domu. Po kilku dniach jednak zostaje znaleziona martwa,
zakopana pod drzewem w miejscu dość licznie odwiedzanego kąpieliska. Ma
podobne rany co poprzednia dziewczyna, jest również tak samo trupio
blada. Kim jest morderca i dlaczego poprzednią dziewczynę wypuścił, a
drugą zabił? I czy córce Malin, również czternastoletniej, Tove, będzie
grozić takie samo niebezpieczeństwo?... Śladów jest mało, zero dowodów,
jak odnaleźć mordercę?
Cóż, już sam opis fabuły tej powieści jest dość mocno intrygujący,
prawda? Nie trudno zgadnąć, że to Skandynawia. Do tego - o dziwo -
okrutnie gorąca. W Szwecji panują bowiem upały i te upały czuć na
kartkach tej książki - nie wiem tylko, czy dlatego, że autor tak
wspaniale potrafił stworzyć i opisać klimat tej książki (pisząc 'klimat'
mam tu na myśli oba znaczenia), czy po prostu ostatnimi czasy taka sama
pogoda panuje również u nas, mogłam więc wczuć się w tę książkę jak
nigdy... tego nie wiem. Czytając jednak tę powieść, nie jest wcale
trudno uwierzyć w to, że również w Szwecji mogą panować
trzydziestokilkustopniowe upały.
Specyficzny jest jednak, i to widać już od pierwszych zdań, język tej
książki. Po pierwsze - nie często spotyka się powieści, w których zdania
często są niedokańczane, bezosobowe - nierzadko są one nawet
zastępowane równoważnikami zdań... bez czasowników. Na początku dziwnie
się to czyta i trudno trochę było mi się do tego przyzwyczaić. Po drugie
- narrator do wszystkiego praktycznie podchodzi dość filozoficznie,
używa często porównań, rozważa, rozmyśla... To również zbija czytelnika z
tropu. Mons Kallentoft jednak chyba miał w tym wszystkim swój cel,
kreując swój język powieści właśnie w ten sposób - interpretatorką nie
jestem i nie będę wnikać, dlaczego, jest w tym jednak coś specyficznego,
innego oryginalnego, co czyni książkę bardziej dramatyczną, prawdziwą,
ale i bardziej klimatyczną. Muszę jednak wspomnieć, że nie każdemu to
przypadnie do gustu - sami musicie sprawdzić na własnej skórze, czy
proza Kallentofta Wam odpowiada, ja chyba nie mam nic przeciwko.
Trzeba przyznać jednak, że fabuła tej książki jest naprawdę ciekawa i
intrygująca. Główna bohaterka, pani inspektor, chociaż na początku
wzbudza w czytelniku tylko i wyłącznie obojętność, to gdy ją poznamy
lepiej, na pewno się to zmieni na jej korzyść. Ja ją polubiłam. Również
ze względu na to, co dzieje się równolegle do sprawy morderstwa, a co
dotyczy bezpośrednio Malin - jej problemy, rozterki i życie osobiste.
Tego też nie zabraknie i chyba nawet jest to równie ważne, jak cała
zagadka kryminalna. A książka ta jest ponoć jedną w wielu o pani
komisarz.
Cóż mogę powiedzieć - "Śmierć letnią porą" jest pierwszą powieścią
autora, która wpadła w moje ręce, ale uważam, że warto na tego pisarza
zwrócić uwagę. Pisze specyficznie, ale warto spróbować. Ja na pewno
jeszcze do niego wrócę. Poza tym znowu sprawdza się fakt, że
skandynawscy autorzy są warci spędzonego nad ich książkami czasu.
Kolejny tytuł to potwierdza.
Recenzja opublikowana również na moim blogu.
czwartek, 25 lipca 2013
Powrót - Hakan Nesser
Wydawnictwo Czarna Owca, Okładka miękka, 336 s., Moja ocena 5/6
Bardzo lubię książki Nessera, jednak z żalem muszę przyznać, że seria o komisarzu Van Veeterenie jest odrobinę słabsza od tej z inspektorem Barbarottim. Nie mniej jest to i tak doskonała proza i chociażby dla samego talentu pisarskiego, który Nesser niewątpliwie posiada, warto po Powrót sięgnąć.
Od razu zaznaczam, że nie intryga kryminalna jest w tej pozycji najważniejsza, a ludzie, ich reakcje oraz to co nieuniknione.
Pewnego dnia w pobliskim lesie zostają znalezione rozczłonkowane zwłoki mężczyzny, pozbawione głowy, w zasadzie sam korpusik. Bardzo szybko udaje się ustalić, że ofiarą jest człowiek, który niedawno opuścił więzienie po odsiedzeniu kary za podwójne morderstwo. Dlaczego tak okrutnie go zamordowano? Czy zadziałało prawo zemsty? A może ktoś uważa, że kara, którą odbył nie była wystarczającą?
Śledztwem kieruje komisarz Van Veeteren. Zadanie ma o tyle utrudnione, iż musi niezwłocznie poddać się poważnej operacji. Duża część śledztwa prowadzona jest więc ze szpitalnego łóżka. Niezwykle ciekawym i momentami humorystycznym jest obserwowanie niecierpliwego policjanta, który musi poddać się lekarskiej i pielęgniarskiej dyktaturze. W jej efekcie swoim zachowaniem doprowadza personel szpitala do szału. Jednak śledztwo toczy się dalej. Bardzo szybko okaże się, że to z pozoru proste dochodzenie, coraz bardziej się komplikuje i w pewnym momencie nic już nie jest tak oczywistym, jak się na początku zdawało. A Van Veeteren stanie przed rozmaitymi dylematami, zarówno jeżeli chodzi o kwestie natury osobistej, jak i o prowadzone śledztwo. I to jest moim zdaniem najciekawsza i najmocniejsza część Powrotu.
Drugim plusem powieści są bohaterowie, nieszablonowi, jak to u Nessera. O komisarzu wspomniałam. Kolejną postacią wartą uwagi jest ofiara, męźczyzna wcześniej skazany za dwa wyjątkowo okrutne morderstwa, kiedyś idol większości Szwedów, olimpijczyk. Co stało się, że jego życie zmieniło się w sekundzie o 180 stopni? Czy rzeczywiście był winny dwóch zbrodni?
Gorąco zachęcam do lektury. Jeżeli lubicie skandynawski styl pisarski, ciekawych bohaterów (których nie zawsze da się lubić, ale nie są oni szablonowi), dylematy wewnętrzne bohaterów i ich roztrząsanie, czyli to co z zasady jest sensem skandynawskich książek, Powrót was z pewnością nie zawiedzie.
Bardzo lubię książki Nessera, jednak z żalem muszę przyznać, że seria o komisarzu Van Veeterenie jest odrobinę słabsza od tej z inspektorem Barbarottim. Nie mniej jest to i tak doskonała proza i chociażby dla samego talentu pisarskiego, który Nesser niewątpliwie posiada, warto po Powrót sięgnąć.
Od razu zaznaczam, że nie intryga kryminalna jest w tej pozycji najważniejsza, a ludzie, ich reakcje oraz to co nieuniknione.
Pewnego dnia w pobliskim lesie zostają znalezione rozczłonkowane zwłoki mężczyzny, pozbawione głowy, w zasadzie sam korpusik. Bardzo szybko udaje się ustalić, że ofiarą jest człowiek, który niedawno opuścił więzienie po odsiedzeniu kary za podwójne morderstwo. Dlaczego tak okrutnie go zamordowano? Czy zadziałało prawo zemsty? A może ktoś uważa, że kara, którą odbył nie była wystarczającą?
Śledztwem kieruje komisarz Van Veeteren. Zadanie ma o tyle utrudnione, iż musi niezwłocznie poddać się poważnej operacji. Duża część śledztwa prowadzona jest więc ze szpitalnego łóżka. Niezwykle ciekawym i momentami humorystycznym jest obserwowanie niecierpliwego policjanta, który musi poddać się lekarskiej i pielęgniarskiej dyktaturze. W jej efekcie swoim zachowaniem doprowadza personel szpitala do szału. Jednak śledztwo toczy się dalej. Bardzo szybko okaże się, że to z pozoru proste dochodzenie, coraz bardziej się komplikuje i w pewnym momencie nic już nie jest tak oczywistym, jak się na początku zdawało. A Van Veeteren stanie przed rozmaitymi dylematami, zarówno jeżeli chodzi o kwestie natury osobistej, jak i o prowadzone śledztwo. I to jest moim zdaniem najciekawsza i najmocniejsza część Powrotu.
Drugim plusem powieści są bohaterowie, nieszablonowi, jak to u Nessera. O komisarzu wspomniałam. Kolejną postacią wartą uwagi jest ofiara, męźczyzna wcześniej skazany za dwa wyjątkowo okrutne morderstwa, kiedyś idol większości Szwedów, olimpijczyk. Co stało się, że jego życie zmieniło się w sekundzie o 180 stopni? Czy rzeczywiście był winny dwóch zbrodni?
Gorąco zachęcam do lektury. Jeżeli lubicie skandynawski styl pisarski, ciekawych bohaterów (których nie zawsze da się lubić, ale nie są oni szablonowi), dylematy wewnętrzne bohaterów i ich roztrząsanie, czyli to co z zasady jest sensem skandynawskich książek, Powrót was z pewnością nie zawiedzie.
niedziela, 21 lipca 2013
Zimne serca - Gunnar Staalesen
Wydawnictwo Słowo/Obraz Terytoria, Tytuł
oryginalny: Kalde
hjerter, Okładka miękka, 288 s., Moja ocena 5/6
Zimne
serca to dopiero 3. powieść Gunnara Staalesena wydana w Polsce.
Tworzy ona wraz z innymi książkami cykl powieści powiązanych
osobą Varga Veuma. Od 1977 r. pisarz stworzył ich już piętnaście,
nie licząc powieści poza serią. Każdą z książek przetłumaczono
na dwanaście języków. Kilka z powieści sfilmowano. Filmy z Veumem
w roli głównej cieszą się sporym zainteresowaniem i dużym
uznaniem skandynawskiej krytyki.
Nie jest to 1. obecność autora na naszym polskim rynku
wydawniczym. Pierwsze tłumaczenie twórczości Staalesena (powieść
Mord w Bergen) pojawiło się już w 1980 r., jednak przeszło
ono w zasadzie bez echa.
Dopiero
po ćwierćwieczu wydawnictwo Słowo/Obraz terytoria podjęło się
próby zaadoptowania na nasz rynek literacki twórczości Staalesena. I
była to moim zdaniem bardzo dobra decyzja. Kolejne powieści wydane u nas to -
Wokół śmierci (2006) i właśnie Zimne serca (2010).
Gunnar
Staalesen mimo fali zachwytu polskich czytelników literaturą
skandynawską, a głównie kryminałami, jest bardzo mało znanym
autorem, a szkoda wg. mnie.
Debiutował w roku 1970 i do tej
chwili wydał już kilkanaście powieści, których bohaterem jest
Varg Veum.
Varg
Veum jest prywatnym detektywem. W Zimnych
sercach spotykamy go jako mężczyznę po
pięćdziesiątce, mającego za sobą trzydzieści lat pracy
zawodowej, nie tylko jako detektyw. Przez wiele lat pracował także
w opiece społecznej, ma więc wyjątkowe predyspozycje do pracy
detektywa i zna się na ludziach oraz na ciemnych stronach natury
ludzkiej. I tu widzę pewne podobieństwo do mankellowskiego
Wallandera – zmęczony, styrany życiem, częściowo wypalony,
samotny detektyw po 50 -tce. Uwielbiam Wallandera i być może
dlatego Varg Veum także przypadł mi do gustu.
Pewnego
dnia u detektywa zjawia się prostytutka. Zleca mu ona odszukanie
swojej przyjaciółki, która zaginęła kilka dni wcześniej. Podczas
rozmowy wyznaje, że uczyła się w jednej klasie z synem Varga i
nawet spotykała się z nim przez krótki czas. Pod wpływem
tych słów Varg, który rozważał nawet zakończenie kariery i
odejście na zasłużoną emeryturę, zabiera się ostro do pracy.
Szybko
okazuje się, że dziewczyna zaginęła zaraz po tym, jak odrzuciła
jednego z klientów. Ten okazał się mężczyzną bardzo agresywnym,
inna kobieta, która przejęła zlecenie, wróciła niesamowicie
skatowana.
Śledztwo
żwawo posuwa się na przód. Okazuje się, że zaginiona pochodzi z
patologicznej rodziny. I w tej patologii tkwi źródło jej
problemów. W
trakcie prowadzonego śledztwa wielokrotnie ta teza znajduje niestety
potwierdzenie. Detektyw natrafia niespodziewanie na całą rzeszę
rozmaitych świadków i podejrzanych.
I
tu ogromne brawa dla autora, stworzył niesamowicie wprost różnorodną
galerię postaci. Na kartach Zimnych serc
wierzcie mi, znajdziecie niezłą ludzką menażerię.
Varg
spotyka np. karykaturalną wręcz parą stręczycieli - Kjella i
Rolfa. Pierwszy z nich to elegant postury boksera, który prowadzi
teoretycznie legalny interes funkcjonujący pod hasłem „inwestycji
w branżę rozrywkową”. Drugi - mały i chuderlawy giermek,
wprowadza w czyn groźby karalne swojego wspólnika, recytując przy
tym fragmenty nordyckiej Pieśni Najwyższego
( jak ustala Varg - cierpi na pourazowy syndrom trudnego
dzieciństwa). Nie obrażając Norwegów, z powieści Staalesena wysnuwa się
nieciekawy obraz z lekka psychopatycznego społeczeństwa, no przynajmniej
jego bardzo dużej części, może to wina klimatu...?
Detektyw
poznaje także grupę pseudo - samopomocy sąsiedzkiej, która,
kierując się (niby!) miłością bliźniego, kilkanaście lat
wcześniej postanowiła uchronić od zła rodzinę Monsenów. Rada
parafialna w imię sąsiedzkiej i chrześcijańskiej solidarności,
roztoczyła opiekę nad rodzeństwem: Siv, Maggi i Karlem, nie zdając
sobie sprawy z konsekwencji podjętej decyzji. A konsekwencje są
przerażające i autor bardzo dokładnie je opisuje.
Powoli
(jak to w kryminałach skandynawskich bywa) Varg rozpracowuje każdą
z osób oraz skomplikowane powiązania i zależności między
postaciami. Bo, jak szybko wychodzi na jaw, nic nie jest tak proste, jak
się na początku wydawało. W miarę zagłębiania się w śledztwo,
wszystko zaczyna się jeszcze bardziej komplikować. Razem z
detektywem poznajemy najbardziej brudną i brutalną stronę pięknego
Bergen, gdzie toczy się akcja książki.
A
to nie wszystko. Autor serwuje nam na prawdę psychologiczno –
społeczną jazdę bez trzymanki. Czytając o wszystkich problemach,
niepowodzeniach ich genezie i świrach, których na kartach książki
nie brak, czułam się, jak na kolejce górskiej.
Bardzo
ciekawy i unikalny jest sam Varg. Jest on bowiem nietypowym
detektywem, jest detektywem filozofującym. A tak! Staalesen bardzo
umiejętnie moim zdaniem w tok prowadzonego śledztwa wplótł
filozoficzne i egzystencjalne rozważania śledczego.
Dot. one
głównie stanu norweskiego społeczeństwa, postępowania i
charakteru poszczególnych osób oraz ogólnie pojętego życia.
Porusza także ważne tematy społeczne, jak np. przemoc seksualna,
alkoholizm etc.
Jest to więc swoisty kryminał z przesłaniem,
odrobinę umoralniający, wskazujący właściwą drogę. Ukazuje
także wszystkie wypaczenia systemu prawnego i opieki społecznej w
Norwegii. Ukazuje również, jak zbytnie (pseudo troskliwe)
zaangażowanie w los biżniego może przynieść więcej szkody niż
pożytku. Czyli potwierdza powiedzenie...nadgorliwość gorsza
od...
Jednak
w Zimnych sercach nie
śledztwo jest najważniejsze, a cała jego otoczka, którą tworzą
ludzie, ich problemy i konsekwencje podjętych decyzji.
Autor
ustami i przemyśleniami detektywa oskarża społeczeństwo – za milczenie, za
udawanie, że nic się nie dzieje, za lekceważenie cierpienia i
strachu innych, za wiele innych niecnych uczynków. Oskarża społeczeństwo norweskie, które jego zdaniem
często, zbyt często zachowuje się, jak te trzy małpki, z których
jedna nic nie widzi, druga nic nie słyszy, a trzecia nic nie mówi.
Czy to wam nie przypomina naszego społeczeństwa –ile jest takich
przypadków, że nikt z sąsiadów nie reaguje na krzyki, na bicie,na sińce, na strach w oczach dziecka czy doroslego, a
pożniej...póżniej jest już za póżno.
Z
tego powodu jest to bardzo dobra proza i świetna książka z morałem
i przesłaniem.
Mam
nadzieję, że za jakiś czas zostaną przetłumaczone pozostałe
tomy z Vargiem Veumem w roli głównej.
Gdzie się podziały dziewczęta - Leena Lehtolainen
Wydawnictwo Rebis, Okładka miękka, 328 s., Moja ocena 5/6
To moje kolejne spotkanie z prozą Leeny Lehtolainen. Kolejny raz nie zawiodłam się, ba jestem bardzo usatysfakcjonowana lekturą, choć nie ukrywam, że początkowo trzeba się odrobinę przyzwyczaić do stylu pisarskiego fińskiej autorki.
Bohaterką powieści (bo nie nazwałabym tej książki stricte kryminałem) jest Maria Kallio. Tym razem policjantka wejdzie w sam środek imigranckiego świata i półświatka z nim powiązanego, zajmie się sprawą związaną z sytuacją imigrantów z zupełnie innego kręgu kulturowego. Lehtolainen niezwykle wyraziście, bez owijania w bawełnę ukazała los muzułmanek w wielokulturowej Finlandii. Większość z nich żyje zgodnie z nakazami Koranu i oczekiwaniami rodziny (głównie męża). Są jednak takie kobiety, które chcą żyć inaczej, tak jak żyją np. Finki, które mogą na co dzień obserwować. Sprzeciw kobiety, ucieczka z domu ściągają na rodzinę hańbę, którą zmazać może tylko zabójstwo honorowe. W taki świat wnika Maria Kallio. Sytuacja jest dla niej o tyle trudna, że jest świeżo po powrocie z Afganistanu. Wszystkie traumatyczne z tym pobytem doznania są nadal niezwykle silne. Maria walcząc z własnymi słabościami musi zmierzyć się z zabójstwem czterech młodych muzułmanek.
Czy te zabójstwa maja ze sobą coś wspólnego? Czy ich sprawca był ten sam? Czy Maria Kallio znajdzie w sobie wystarczająco dużo siły żeby zmierzyć się z grożnym przeciwnikiem?
Pisarce należą się gorące brawa za wspaniałe ukazanie wewnętrznych przeżyć policjantki. Lehtolainen stworzyła wizerunek kobiety silnej, a jednocześnie niezwykle kruche, która walczy, nie poddaje się i zwycięża mimo, iż są osoby, którym jej praca jest nie w smak.
Kolejną zaletą jest doskonały opis niezwykle hermetycznego i okrutnego świata muzułmańskiej mniejszości w Finlandii. Ciekawie ukazane są konflikty pomiędzy Finami, a imigrantami. W trakcie lektury nasuwało mi się pytanie, czy dla obu stron wielokulturowość Finlandii to na prawdę dobre rozwiązanie?!
Plusem jest także neutralność Lehtolainen. Pisarka ani nie wybiela Finów, ani nie oskarża muzułmanów, nie kreuje jedynej słusznej ideologii, jest neutralna, przyjmuje rolę obserwatora. Ocena tego co dobre, a co złe należy w trakcie lektury książki do nas. Nie mamy monopolu na rację, słuszną drogę, nie powinniśmy oceniać żyjących inaczej. Jednak czytając Gdzie się podziały dziewczęta, trudno takiego oceniania uniknąć, nasuwa się ono samo. Książka wzbudza bowiem niezwykle silne emocje. I to należy poczytać autorce na plus, stworzenie tak wyrazistej książki. Jest to także kolejny argument skłaniający do sięgnięcia nie tylko po tę książkę fińskiej autorki.
Gdzie się podziały dziewczęta nie jest kryminałem. Czym więc jest? Przede wszystkim doskonałą powieścią kryminalno-obyczajowo-psychologiczną napisaną niezwykle sprawnym piórem. Gorąco zachęcam do lektury. W książce każdy znajdzie coś dla siebie, zarówno miłośnik kryminałów jak i ich przeciwnik, a wielbiciel dobrej powieści.
Leena Lehtolainen urodzona w 1964 roku, jest krytykiem literackim i badaczem literatury oraz jedną z najpopularniejszych i najbardziej poczytnych autorek w Finlandii. Ukończyła studia na wydziale literatury fińskiej. Pisze powieści z gatunku „kobiecej powieści obyczajowo-kryminalnej”. Pierwszą jej książkę – Ja äkkiä onkin toukokuu (1976, I zaraz znowu przyjdzie maj) – wydano, gdy miała zaledwie dwanaście lat. W 1981 roku ukazała się jej kolejna powieść Kitara on rakkauteni (Kocham gitarę). Sławę i uznanie przyniosła Leenie Lehtolainen seria powieści o prawniczce i policjantce Marii Kallio. W tej serii opublikowano dotychczas siedem książek: Ensimmäinen murhani (1993, Moje pierwsze zabójstwo), Harmin paikka (1994, Cholerny świat), Kuparisydän (1995, Miedziane serduszko), Luminainen (1996, Kobieta ze śniegu), Kuolemanspiraali (1997, Spirala śmierci), Tuulen puolella (1998, Wiatr w oczy), Ennen lähtöä (2000, Przed odjazdem). Oprócz książek o Marii Kallio Lehtolainen napisała thriller psychologiczny Tappava säde (1999, Morderczy promień). W roku 2001 ukazał się zbiór jedenastu opowiadań kryminalnych Sukkanauhatyttö ja muita kertomuksia (Dziewczyna z podwiązką i inne opowiadania). Za książkę Luminainen (Kobieta ze śniegu) otrzymała nagrodę Fińskiego Stowarzyszenia Miłośników Powieści Kryminalnych. Jest również laureatką Wielkiej Nagrody Uznania Fińskiego Klubu Książki.
To moje kolejne spotkanie z prozą Leeny Lehtolainen. Kolejny raz nie zawiodłam się, ba jestem bardzo usatysfakcjonowana lekturą, choć nie ukrywam, że początkowo trzeba się odrobinę przyzwyczaić do stylu pisarskiego fińskiej autorki.
Bohaterką powieści (bo nie nazwałabym tej książki stricte kryminałem) jest Maria Kallio. Tym razem policjantka wejdzie w sam środek imigranckiego świata i półświatka z nim powiązanego, zajmie się sprawą związaną z sytuacją imigrantów z zupełnie innego kręgu kulturowego. Lehtolainen niezwykle wyraziście, bez owijania w bawełnę ukazała los muzułmanek w wielokulturowej Finlandii. Większość z nich żyje zgodnie z nakazami Koranu i oczekiwaniami rodziny (głównie męża). Są jednak takie kobiety, które chcą żyć inaczej, tak jak żyją np. Finki, które mogą na co dzień obserwować. Sprzeciw kobiety, ucieczka z domu ściągają na rodzinę hańbę, którą zmazać może tylko zabójstwo honorowe. W taki świat wnika Maria Kallio. Sytuacja jest dla niej o tyle trudna, że jest świeżo po powrocie z Afganistanu. Wszystkie traumatyczne z tym pobytem doznania są nadal niezwykle silne. Maria walcząc z własnymi słabościami musi zmierzyć się z zabójstwem czterech młodych muzułmanek.
Czy te zabójstwa maja ze sobą coś wspólnego? Czy ich sprawca był ten sam? Czy Maria Kallio znajdzie w sobie wystarczająco dużo siły żeby zmierzyć się z grożnym przeciwnikiem?
Pisarce należą się gorące brawa za wspaniałe ukazanie wewnętrznych przeżyć policjantki. Lehtolainen stworzyła wizerunek kobiety silnej, a jednocześnie niezwykle kruche, która walczy, nie poddaje się i zwycięża mimo, iż są osoby, którym jej praca jest nie w smak.
Kolejną zaletą jest doskonały opis niezwykle hermetycznego i okrutnego świata muzułmańskiej mniejszości w Finlandii. Ciekawie ukazane są konflikty pomiędzy Finami, a imigrantami. W trakcie lektury nasuwało mi się pytanie, czy dla obu stron wielokulturowość Finlandii to na prawdę dobre rozwiązanie?!
Plusem jest także neutralność Lehtolainen. Pisarka ani nie wybiela Finów, ani nie oskarża muzułmanów, nie kreuje jedynej słusznej ideologii, jest neutralna, przyjmuje rolę obserwatora. Ocena tego co dobre, a co złe należy w trakcie lektury książki do nas. Nie mamy monopolu na rację, słuszną drogę, nie powinniśmy oceniać żyjących inaczej. Jednak czytając Gdzie się podziały dziewczęta, trudno takiego oceniania uniknąć, nasuwa się ono samo. Książka wzbudza bowiem niezwykle silne emocje. I to należy poczytać autorce na plus, stworzenie tak wyrazistej książki. Jest to także kolejny argument skłaniający do sięgnięcia nie tylko po tę książkę fińskiej autorki.
Gdzie się podziały dziewczęta nie jest kryminałem. Czym więc jest? Przede wszystkim doskonałą powieścią kryminalno-obyczajowo-psychologiczną napisaną niezwykle sprawnym piórem. Gorąco zachęcam do lektury. W książce każdy znajdzie coś dla siebie, zarówno miłośnik kryminałów jak i ich przeciwnik, a wielbiciel dobrej powieści.
Leena Lehtolainen urodzona w 1964 roku, jest krytykiem literackim i badaczem literatury oraz jedną z najpopularniejszych i najbardziej poczytnych autorek w Finlandii. Ukończyła studia na wydziale literatury fińskiej. Pisze powieści z gatunku „kobiecej powieści obyczajowo-kryminalnej”. Pierwszą jej książkę – Ja äkkiä onkin toukokuu (1976, I zaraz znowu przyjdzie maj) – wydano, gdy miała zaledwie dwanaście lat. W 1981 roku ukazała się jej kolejna powieść Kitara on rakkauteni (Kocham gitarę). Sławę i uznanie przyniosła Leenie Lehtolainen seria powieści o prawniczce i policjantce Marii Kallio. W tej serii opublikowano dotychczas siedem książek: Ensimmäinen murhani (1993, Moje pierwsze zabójstwo), Harmin paikka (1994, Cholerny świat), Kuparisydän (1995, Miedziane serduszko), Luminainen (1996, Kobieta ze śniegu), Kuolemanspiraali (1997, Spirala śmierci), Tuulen puolella (1998, Wiatr w oczy), Ennen lähtöä (2000, Przed odjazdem). Oprócz książek o Marii Kallio Lehtolainen napisała thriller psychologiczny Tappava säde (1999, Morderczy promień). W roku 2001 ukazał się zbiór jedenastu opowiadań kryminalnych Sukkanauhatyttö ja muita kertomuksia (Dziewczyna z podwiązką i inne opowiadania). Za książkę Luminainen (Kobieta ze śniegu) otrzymała nagrodę Fińskiego Stowarzyszenia Miłośników Powieści Kryminalnych. Jest również laureatką Wielkiej Nagrody Uznania Fińskiego Klubu Książki.
wtorek, 16 lipca 2013
Przypływ - Cilla & Rolf Borjlind
Wydawnictwo Czarna Owca, Okładka miękka, 444 s., Moja ocena 3,5/6
Jestem odrobinę rozczarowana. Rozumiem, że nie wszystkie pozycje w danej serii (chodzi mi o Czarną serię) mogą być tak wciągające jak np. Millenium, niemniej oczekiwałam odrobinę lepszej lektury.
Książka rozpoczyna się mocnym akcentem, na plaży zostaje żywcem zakopana i przez fale przypływu utopiona ciężarna kobieta. Przez 20 lat nikomu nie udało się ustalić ani tożsamości zabójcy, ani ofiary. Po owych dwóch dekadach, studentka Wyższej Szkoły Policyjnej - Oliwia Rönning, postanawia odgrzebać starą sprawę i doprowadzić do jej rozwiązania. brzmi doskonale. Z każdym kolejnym rozdziałem akcja zagęszcza się. Trwa to jednak tylko do mniej więcej połowy książki. Póżniej im dalej w las tym gorzej. I w sumie nie wiem co się stało, że nagle napięcie opada, tempo akcji spowalnia, a II część książki przypomina przeklejoną z zupełnie innej opowieści. Niby jestem przyzwyczajona, że w szwedzkich kryminałach wątek społeczny, psychologiczny, dokładnie opowiedziane tło odgrywają, bardzo to lubię, ale tym razem trochę zbyt dużo mamy tła społecznego, a za mało akcji i samego śledztwa. Poza tym zbyt duża ilość bohaterów, z których część niewiele wnosi do akcji i samej fabuły. Owszem są tacy bohaterowie, którzy są niezwykle istotni dla treści, ale pozostałych można by delikatnie usunąć. Nie twierdzę, że książka jest zła, na pewno jest warta uwagi. Sądzę, że wielu osobom może się spodobać. Mnie jednak Przypływ przypomina odrobinę amerykański serial ze zbyt dużą ilością odcinków.
Książka ma jeden niezaprzeczalny plus, bardzo ciekawą główną bohaterkę, Oliwię. Niezmiernie ją polubiłam.To jej, jej charakterowi i uporowi zawdzięczam fakt, iż książkę doczytałam do końca. To za jej sprawą dam autorom jeszcze jedna szansę. Być może w II tomie, który niebawem ma się ukazać na naszym rynku, pójdzie im lepiej.
Jestem odrobinę rozczarowana. Rozumiem, że nie wszystkie pozycje w danej serii (chodzi mi o Czarną serię) mogą być tak wciągające jak np. Millenium, niemniej oczekiwałam odrobinę lepszej lektury.
Książka rozpoczyna się mocnym akcentem, na plaży zostaje żywcem zakopana i przez fale przypływu utopiona ciężarna kobieta. Przez 20 lat nikomu nie udało się ustalić ani tożsamości zabójcy, ani ofiary. Po owych dwóch dekadach, studentka Wyższej Szkoły Policyjnej - Oliwia Rönning, postanawia odgrzebać starą sprawę i doprowadzić do jej rozwiązania. brzmi doskonale. Z każdym kolejnym rozdziałem akcja zagęszcza się. Trwa to jednak tylko do mniej więcej połowy książki. Póżniej im dalej w las tym gorzej. I w sumie nie wiem co się stało, że nagle napięcie opada, tempo akcji spowalnia, a II część książki przypomina przeklejoną z zupełnie innej opowieści. Niby jestem przyzwyczajona, że w szwedzkich kryminałach wątek społeczny, psychologiczny, dokładnie opowiedziane tło odgrywają, bardzo to lubię, ale tym razem trochę zbyt dużo mamy tła społecznego, a za mało akcji i samego śledztwa. Poza tym zbyt duża ilość bohaterów, z których część niewiele wnosi do akcji i samej fabuły. Owszem są tacy bohaterowie, którzy są niezwykle istotni dla treści, ale pozostałych można by delikatnie usunąć. Nie twierdzę, że książka jest zła, na pewno jest warta uwagi. Sądzę, że wielu osobom może się spodobać. Mnie jednak Przypływ przypomina odrobinę amerykański serial ze zbyt dużą ilością odcinków.
Książka ma jeden niezaprzeczalny plus, bardzo ciekawą główną bohaterkę, Oliwię. Niezmiernie ją polubiłam.To jej, jej charakterowi i uporowi zawdzięczam fakt, iż książkę doczytałam do końca. To za jej sprawą dam autorom jeszcze jedna szansę. Być może w II tomie, który niebawem ma się ukazać na naszym rynku, pójdzie im lepiej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)