środa, 29 kwietnia 2020

Doggerland. Podstęp - Marii Adolfsson

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5,5/6
Uwielbiam skandynawską literaturę. Kocham ten mrok, styl pisania, analizę bohaterów. Nic więc dziwnego, iż sięgnęłam po Doggerland.
Wiele sobie obiecywałam po tej książce i nie zawiodłam się. Marii Adolfsson potwierdziła moją teorię, iż większość skandynawskich autorów potrafi świetnie pisać i tworzy mroczne, wciągające, przeszywające wszechobecnym skandynawskim chłodem książki.
Akcja rozgrywa się na nieistniejących Wyspach Doggerlandzkich.
Jest to w zasadzie archipelag wysp, który rozciąga się między Wielką Brytanią a Skandynawią. 
Surowy klimat, mroczne choć niesamowicie porywające i piękne krajobrazy i odpowiedni do tego ludzie. To kwintesencja tego dziwnego, choć uwodzącego swoistą magią miejsca.  
Pewnego dnia na wyspie Heimo, jednej z wysp archipelagu ma miejsce okrutne morderstwo. Rzecz na tych wyspach całkowicie unikalna. Wszystko tym bardziej zdumiewa, iż ofiara to Susanne Smeed, była żona naczelnika wydziału kryminalnego Jounasa Smeeda. Gdy zagłębimy się w relacje tej pary, nie będziemy się dziwić, iż doszło do rozwodu. Jounas to najbardziej szowinistyczny, tępy i prymitywny prostak. Dawno takiego w literaturze nie spotkałam.
Dochodzenie zaczyna prowadzić 49-letnia policjantka Karen Eiken Hornby. Pomijając okoliczności, swoistą mentalność mieszkańców wyspy, Karen ma dodatkowo utrudnione zadanie poprzez to, iż Jounas jest jej szefem.  To jednak tylko wierzchołek góry powodów, dla których to śledztwo od początku nie będzie należeć ani do łatwych, ani przyjemnych.
Mam wrażenie, iż z każdym kolejnym oddechem Karen sprawa coraz bardziej się komplikuje. 
Dodatkowo brak tropów, ba jakiegokolwiek, najmniejszego nawet punktu zaczepienia. Sprawa wydaje się beznadziejna, zabójstwo zdaje się nie mieć przyczyn, a ofiara skaz. 
Jak to bywa w skandynawskich kryminałach, śledcza będzie musiała dokładnie przeczesać miejscową ludność, wniknąć pod powierzchnie masek, które przywdziewają przesłuchiwani, oddzielić prawdę od fałszu, poznać głęboko skrywane sekrety i mocno zagłębić się w przeszłość. Całość będzie mroczna, frustrująca, zaskakująca, a przedstawienie mieszkańców wyspy i samej śledczej będzie ocierać się wręcz o wiwisekcję.
Przedstawienie postaci, ukazanie ich wnętrza, sekretów, doskonale zaprezentowana klaustrofobiczna społeczność, mrok, zimno wyspy, nastrój na niej panujący są mistrzowsko nakreślone. Adolfsson stanęła na wysokości zadania. Stworzyła klasyczny, skandynawski kryminał. 
Także fabuła jest ciekawa, pełna zaskakujących wątków, ciekawych postaci i dobrze prowadzonego śledztwa.
Zakończenie mocne, dobre.
Niecierpliwie czekam na kolejny tom serii.

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Ślady miasta. Ewald i Maj - Lars Saabye Christensen

Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 6/6
Ewald i Maj to 1. tom trylogii świetnego, znanego mi z innych książek norweskiego prozaika. Wiedziałam, że Christensen świetnie pisze. Nie bez kozery jest on od lat wymieniany w gronie najważniejszych norweskich kandydatów do Nagrody Nobla.
Ślady miasta, podobnie, jak wcześniej czytane książki Norwega, nie tylko mnie nie rozczarowały, ale wręcz zachwyciły.  
Akcja rozgrywa się w Oslo w 1947 roku. Ewald pracuje w agencji reklamowej, Maj zajmuje się domem i pomaga w pracach Czerwonego Krzyża. Próbują jakoś odnaleźć się w powojennej rzeczywistości, na nowo ułożyć sobie życie. 
W książce mamy troje bohaterów, Ewalda, Maj i właśnie OSlo. Ulice, place, konkretne budynki są bohaterami na równi z żywymi, ale i martwymi ludźmi. W ogóle w książce znajdziemy mnóstwo niezwykle ważnych bohaterów. Część z nich to postaci pierwszoplanowe, jak w/w. Część osoby z planu dalszego. Każdy z nich wspaniale naszkicowany, każdy niezwykle ważny dla całości narracji.
Szczególnym bohaterem jest Jasper, syn Ewalda i Maj. To dziwne, wręcz przedziwne dziecko. Gdy czytałam opisy jego zachowania miałam wrażenie, iż to nie tyle ciche, wycofane dziecko, co wręcz autystyczne, po prostu niezdiagnozowane. Trudno zresztą o diagnozę w tamtych czasach. To Jasper w swoim własnym stylu pokazuje nam dom rodzinny, szkołę, wszystkie ważne dla niego miejsca i osoby.
Trudno jednoznacznie napisać o czym jest ta książka. Bez wątpienia o chyba typowej dla tamtych czasów norweskiej rodzinie. To powoli snuta opowieść o ich życiu, próbach radzenia sobie z problemami, nielicznych radościach. To także historia powojennego miasta, konkretnych budowli, ulic, zaułków.
Pisarz na równi doskonale rozumie zwyczajnych ludzi, jak i miasto, w którym mieszkają. 
Sporo w książce wtrącanych mimochodem opisów, sporo uwag topograficznych, sporo świadectw, iż autor bardzo przyłożył się do swojej pracy i darzy Oslo wielką miłością.
Ślady miasta to niespiesznie snuta opowieść, która zachwyca językiem, narracją, zawartymi w tekście drobiazgami skrzącymi się niczym szlachetne kamienie.
Lektura zachwyca, porywa. Polecam i niecierpliwie czekam na kolejny tom.