Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5,5/6
Uwielbiam skandynawską literaturę. Kocham ten mrok, styl pisania, analizę bohaterów. Nic więc dziwnego, iż sięgnęłam po Doggerland.
Wiele
sobie obiecywałam po tej książce i nie zawiodłam się. Marii Adolfsson
potwierdziła moją teorię, iż większość skandynawskich autorów potrafi
świetnie pisać i tworzy mroczne, wciągające, przeszywające wszechobecnym
skandynawskim chłodem książki.
Akcja rozgrywa się na nieistniejących Wyspach Doggerlandzkich.
Jest to w zasadzie archipelag wysp, który rozciąga się między Wielką Brytanią a Skandynawią.
Surowy
klimat, mroczne choć niesamowicie porywające i piękne krajobrazy i
odpowiedni do tego ludzie. To kwintesencja tego dziwnego, choć
uwodzącego swoistą magią miejsca.
Pewnego
dnia na wyspie Heimo, jednej z wysp archipelagu ma miejsce okrutne
morderstwo. Rzecz na tych wyspach całkowicie unikalna. Wszystko tym
bardziej zdumiewa, iż ofiara to Susanne
Smeed, była żona naczelnika wydziału kryminalnego Jounasa Smeeda. Gdy
zagłębimy się w relacje tej pary, nie będziemy się dziwić, iż doszło do
rozwodu. Jounas to najbardziej szowinistyczny, tępy i prymitywny
prostak. Dawno takiego w literaturze nie spotkałam.
Dochodzenie zaczyna prowadzić 49-letnia policjantka Karen
Eiken Hornby. Pomijając okoliczności, swoistą mentalność mieszkańców
wyspy, Karen ma dodatkowo utrudnione zadanie poprzez to, iż Jounas jest
jej szefem. To jednak tylko wierzchołek góry powodów, dla których to
śledztwo od początku nie będzie należeć ani do łatwych, ani przyjemnych.
Mam wrażenie, iż z każdym kolejnym oddechem Karen sprawa coraz bardziej się komplikuje.
Dodatkowo
brak tropów, ba jakiegokolwiek, najmniejszego nawet punktu zaczepienia.
Sprawa wydaje się beznadziejna, zabójstwo zdaje się nie mieć przyczyn, a
ofiara skaz.
Jak
to bywa w skandynawskich kryminałach, śledcza będzie musiała dokładnie
przeczesać miejscową ludność, wniknąć pod powierzchnie masek, które
przywdziewają przesłuchiwani, oddzielić prawdę od fałszu, poznać głęboko
skrywane sekrety i mocno zagłębić się w przeszłość. Całość będzie
mroczna, frustrująca, zaskakująca, a przedstawienie mieszkańców wyspy i
samej śledczej będzie ocierać się wręcz o wiwisekcję.
Przedstawienie
postaci, ukazanie ich wnętrza, sekretów, doskonale zaprezentowana
klaustrofobiczna społeczność, mrok, zimno wyspy, nastrój na niej
panujący są mistrzowsko nakreślone. Adolfsson stanęła na wysokości
zadania. Stworzyła klasyczny, skandynawski kryminał.
Także fabuła jest ciekawa, pełna zaskakujących wątków, ciekawych postaci i dobrze prowadzonego śledztwa.
Zakończenie mocne, dobre.
Niecierpliwie czekam na kolejny tom serii.
Zapraszamy wszystkich miłośników literatury skandynawskiej, islandzkiej, fińskiej... nie tylko kryminałów...
środa, 29 kwietnia 2020
poniedziałek, 20 kwietnia 2020
Ślady miasta. Ewald i Maj - Lars Saabye Christensen
Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 6/6
Ewald i Maj to 1. tom trylogii świetnego, znanego mi z innych książek norweskiego prozaika. Wiedziałam, że Christensen świetnie pisze. Nie bez kozery jest on od lat wymieniany w gronie najważniejszych norweskich kandydatów do Nagrody Nobla.
Ślady miasta, podobnie, jak wcześniej czytane książki Norwega, nie tylko mnie nie rozczarowały, ale wręcz zachwyciły.
Akcja rozgrywa się w Oslo w 1947 roku. Ewald pracuje w agencji reklamowej, Maj zajmuje się domem i pomaga w pracach Czerwonego Krzyża. Próbują jakoś odnaleźć się w powojennej rzeczywistości, na nowo ułożyć sobie życie.
W książce mamy troje bohaterów, Ewalda, Maj i właśnie OSlo. Ulice, place, konkretne budynki są bohaterami na równi z żywymi, ale i martwymi ludźmi. W ogóle w książce znajdziemy mnóstwo niezwykle ważnych bohaterów. Część z nich to postaci pierwszoplanowe, jak w/w. Część osoby z planu dalszego. Każdy z nich wspaniale naszkicowany, każdy niezwykle ważny dla całości narracji.
Szczególnym bohaterem jest Jasper, syn Ewalda i Maj. To dziwne, wręcz przedziwne dziecko. Gdy czytałam opisy jego zachowania miałam wrażenie, iż to nie tyle ciche, wycofane dziecko, co wręcz autystyczne, po prostu niezdiagnozowane. Trudno zresztą o diagnozę w tamtych czasach. To Jasper w swoim własnym stylu pokazuje nam dom rodzinny, szkołę, wszystkie ważne dla niego miejsca i osoby.
Trudno jednoznacznie napisać o czym jest ta książka. Bez wątpienia o chyba typowej dla tamtych czasów norweskiej rodzinie. To powoli snuta opowieść o ich życiu, próbach radzenia sobie z problemami, nielicznych radościach. To także historia powojennego miasta, konkretnych budowli, ulic, zaułków.
Pisarz na równi doskonale rozumie zwyczajnych ludzi, jak i miasto, w którym mieszkają.
Sporo w książce wtrącanych mimochodem opisów, sporo uwag topograficznych, sporo świadectw, iż autor bardzo przyłożył się do swojej pracy i darzy Oslo wielką miłością.
Ślady miasta to niespiesznie snuta opowieść, która zachwyca językiem, narracją, zawartymi w tekście drobiazgami skrzącymi się niczym szlachetne kamienie.
Lektura zachwyca, porywa. Polecam i niecierpliwie czekam na kolejny tom.
Ewald i Maj to 1. tom trylogii świetnego, znanego mi z innych książek norweskiego prozaika. Wiedziałam, że Christensen świetnie pisze. Nie bez kozery jest on od lat wymieniany w gronie najważniejszych norweskich kandydatów do Nagrody Nobla.
Ślady miasta, podobnie, jak wcześniej czytane książki Norwega, nie tylko mnie nie rozczarowały, ale wręcz zachwyciły.
Akcja rozgrywa się w Oslo w 1947 roku. Ewald pracuje w agencji reklamowej, Maj zajmuje się domem i pomaga w pracach Czerwonego Krzyża. Próbują jakoś odnaleźć się w powojennej rzeczywistości, na nowo ułożyć sobie życie.
W książce mamy troje bohaterów, Ewalda, Maj i właśnie OSlo. Ulice, place, konkretne budynki są bohaterami na równi z żywymi, ale i martwymi ludźmi. W ogóle w książce znajdziemy mnóstwo niezwykle ważnych bohaterów. Część z nich to postaci pierwszoplanowe, jak w/w. Część osoby z planu dalszego. Każdy z nich wspaniale naszkicowany, każdy niezwykle ważny dla całości narracji.
Szczególnym bohaterem jest Jasper, syn Ewalda i Maj. To dziwne, wręcz przedziwne dziecko. Gdy czytałam opisy jego zachowania miałam wrażenie, iż to nie tyle ciche, wycofane dziecko, co wręcz autystyczne, po prostu niezdiagnozowane. Trudno zresztą o diagnozę w tamtych czasach. To Jasper w swoim własnym stylu pokazuje nam dom rodzinny, szkołę, wszystkie ważne dla niego miejsca i osoby.
Trudno jednoznacznie napisać o czym jest ta książka. Bez wątpienia o chyba typowej dla tamtych czasów norweskiej rodzinie. To powoli snuta opowieść o ich życiu, próbach radzenia sobie z problemami, nielicznych radościach. To także historia powojennego miasta, konkretnych budowli, ulic, zaułków.
Pisarz na równi doskonale rozumie zwyczajnych ludzi, jak i miasto, w którym mieszkają.
Sporo w książce wtrącanych mimochodem opisów, sporo uwag topograficznych, sporo świadectw, iż autor bardzo przyłożył się do swojej pracy i darzy Oslo wielką miłością.
Ślady miasta to niespiesznie snuta opowieść, która zachwyca językiem, narracją, zawartymi w tekście drobiazgami skrzącymi się niczym szlachetne kamienie.
Lektura zachwyca, porywa. Polecam i niecierpliwie czekam na kolejny tom.
Subskrybuj:
Posty (Atom)