środa, 21 czerwca 2017

Jedenaście dni w Berlinie - Hakan Nesser

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Zgadzam się w 100% z tym, co wydawca napisał na okładce. To
świetnie napisana powieść, pełna charakterystycznego dla Nessera inteligentnego humoru.
Jest to także kolejny nie kryminał w twórczości tego autora.
Arne Murberg, główny bohater, każdy zapała do niego sympatią już od 1. strony. Upośledzony umysłowo i ruchowo, ale przy tym ot taki poczciwy wzbudzający sympatię i litość człowiek. W celu odnalezienia matki musi on odbyć (jak na jego możliwości) niesamowicie trudną podróż, ze Szwecji do Berlina. Dla nas, zdrowych ludzi niby nic niezwykłego. Dla Arne wręcz przeciwnie.
W Berlinie następuje zderzenie bohatera zarówno z wielkim miastem, innym krajem, językiem, inną kulturą, ale także (a może przede wszystkim) zderzenie z własnymi możliwościami. Arne pokonuje bowiem bariery, które jak wielu uważało będą dla niego przeszkodą nie do pokonania.Tytułowe jedenaście dni, które Arne spędza w Berlinie, są dla niego czymś zupełnie nowym, a jednocześnie przełomowym. Tę wyprawę można by porównać do wyprawy zdrowej osoby na Mon Everest.
Mimo wielu przeszkód Arne nie załamuje się.
Książka wzrusza, porusza, bawi i zmusza do zastanowienia, jak wielkie mają szczęście, ci którzy są zdrowi, jak wiele w życiu dostaliśmy od losu i jak często tego nie doceniamy skupiając się na bzdurach.
Nesser jak zwykle stanął na wysokości zadania. Kreacja głównego bohatera, jego zderzenie z życiem dla nas normalnym, walka z własnymi ograniczeniami, reakcja na zwyczajne z pozoru rzeczy, czynności, wspaniała, mistrzowska i na długo pozostanie w moich myślach.
Autorowi udało się genialnie pokazać świat widziany oczyma osoby z tak wieloma ograniczeniami, jakie ma Arne.
Wyjątkowa książka, w pewien sposób podobna do Forresta Gumpa z ...żółtymi butami.
Zachęcam do lektury.

wtorek, 20 czerwca 2017

Hotel Angleterre - Marie Benett

Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 4-/6
Trochę rozczarowała mnie ta książka, liczyłam na coś więcej.
Mamy młode małżeństwo, którego szczęście trwa niezwykle krótko. Jest wojna, 5 miesięcy po ślubie młody małżonek Georg zostaje umieszczony w obozie pracy na północy Szwecji. Pobyt tam trwa długo, bardzo długo. Zmienia mężczyznę, jego charakter, postrzeganie wielu spraw.
Ta część opisująca samego bohatera, jego myśli, reakcje na podawanie manipulacjom, pobyt w obozie na dalekiej nieprzyjaznej północy bardzo mi się podobała.
Zupełnie inaczej było z częścią historii opowiadającą o jego żonie.
Młoda kobieta zostaje sama walcząc z wojenną codziennością. Nawet po przeprowadzce do rodziców, Kerstin jest samotna. Nie wiem doprawdy czy z tęsknoty za mężem i samotności, czy dla urozmaicenia wdaje się ona w romans z inną kobietą. Motywacja nie jest znana. Ani źdźbła namiętności, ognia, chemii (jak zwał tak zwał) między obydwoma kobietami. Albo być może ja nie potrafiłam tego wyszukać w tekście. I bynajmniej, nie oczekiwałam żadnych pikantnych scen. Namiętność można pokazać na różne sposoby. Obie bohaterki sprawiały na mnie wrażenie jakby związały się ze sobą z nudy, chęci przeżycia czegoś innego, bycia ze sobą z braku innej alternatywy.
Gdy porusza się taki temat, jak seks (nie istotne czy homoseksualny czy nie), warto by odrobić lekcję i jakoś sensownie podejść do tematu. Dla mnie opis tego romansu jest suchy jak wióry lecące z drewna. No takie porównanie mi się nasunęło. Zero emocji, napięcia.
No, ale niech będzie, młoda kobieta korzysta z uciech zakazanego związku. W tym czasie mąż o głodzie, na mrozie przechodzi kolejne upokorzenia, cierpi psychicznie i fizycznie. Ciekawe zestawienie. No ale cóż, takie rzeczy serwowała wtedy historia. Każde maksymalnie skoncentrowane na sobie, na swoich potrzebach, nie myślące o tym, co dzieje się z tym drugim. Każde na swój sposób dostosowuje się do rzeczywistości, jaką przygotował mu los.
Hotel Angleterre to książka o pragnieniach ukrytych czasami zbyt głęboko, o pozorach, o tym, jak jeden moment, jedno zdarzenie z pozoru najbłahsze wyzwalają w nas nieznane pokłady wiary, ale i agresji, chęci do walki. To także opowieść o niezrozumieniu, szukaniu tego co istotne i niestety, ale zbyt często nieznalezieniu.
I niby wszystko byłoby ok, nawet ten suchy romans bym przełknęła, gdyby nie fakt, iż po mniej więcej 2/3 książki autorce zaczynają się rozmywać niektóre wątki. Niestety, ale do końca książki części z nich nie udało się Benett złapać i sensownie zakończyć.
Niewątpliwie to książka z bardzo dobrymi, ale i kiepskimi momentami. Mimo to warto ją przeczytać.
Plusem są: kreacja Georga i niezwykle wiarygodne przedstawienie jego przeżyć oraz tego co działo się w obozie, piękny język jakiego używa autorka, bardzo piękny i doskonałe tłumaczenie.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Ragnar Jónasson - "Milczenie lodu"

Tytuł: Milczenie lodu
Cykl: Mroczna wyspa lodu ( tom 1 )
Autor: Ragnar Jónasson
Stron: 304
Gatunek: Kryminał, kryminał skandynawski, kryminał islandzki
Wydawnictwo: Amber
ISBN 978-83-2415-501-9

Wszyscy, którzy śledzą mojego bloga i to co czytam wiedzą, że skandynawskie klimaty to właśnie mój świat. Na literaturę islandzką trafiłam po raz pierwszy. W głębi duszy czułam, że to będzie powieść stworzona dla mnie. Zobaczmy czy przeczucie było słuszne...

Przenieśmy się do Siglufjördur - małego miasteczka na północy Islandii. Miasteczka - pułapki jak niektórzy go nazywają. Dlaczego? Bo zimą panuje tam mrok, a jedyna droga by się tam dostać to ta prowadząca przez tunel, który najczęściej jest zasypany i niedostępny aż do wiosny. I dziwny duet - każdy wie o każdym wszystko, ale nikt nikomu nie ufa. To właśnie tu Ari Thór  Arason dostaje swoją pierwszą pracę w policji. Nazywany przez wszystkich wielebnym, bo studiował teologię nie do końca potrafi się tu odnaleźć. I właśnie w tedy choć mówiono mu, że jego praca będzie polegać na wystawianiu mandatów od czasu do czasu lub rozdzielaniu walczących pijaków dochodzi do dziwnej śmierci sławnego pisarza, a  niedługo potem do ciężkiego ranienia kobiety, którą półnagą znaleziono w śniegu przed domem. Tylko Ari podejrzewa, że pisarz nie zginął w wypadku. Czy uda mu się przebić przez milczenie całej wioski? Czy pozostali policjanci mu pomogą czy będą chcieli zatuszować sprawę? Do czego to wszystko prowadzi i jakie decyzje podejmie Arason?

Wszystko brzmi wspaniale, ale niestety tak nie jest. Kryminał, który ni w ząb nie wzbudza dreszczy czy emocji. Ciągnie się mimo skromnej objętości, a jedyne co go ratuje to klimat i atmosfera Islandii. Na prawdę na plus zasługuje umiejscowienie powieści. Myślę jednak, że mimo to chętnie sięgnę po inne pozycje z cyklu jeśli tylko zostaną wydane w Polsce. A Was zachęcam do zapoznania się z autorem. Myślę, że nie zawiedziecie się.

Ćma - Katja Kettu

Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5/6
To moje drugie spotkanie z książkami tej fińskiej autorki. Po raz drugi jestem rozdarta. Z jednej strony książka przypadła mi do gustu, a z drugiej niezupełnie (ze względu na lekki choć zamierzony chaos ).
Akcja Ćmy rozgrywa się naprzemiennie na dwóch płaszczyznach czasowych, w przedwojennym Związku Radzieckim i we współczesnej Rosji.
Z Finlandii, która doskonale współpracuje z nazistami ucieka młoda ciężarna kobieta. Ucieka ona do ZSRR i wpada z przysłowiowego deszczu pod rynnę. Irga trafia bowiem do łagru. A wiadomo jakie były warunki w takich miejscach w ZSRR. Szans na przeżycie kobieta i do tego w ciąży nie miała praktycznie żądnych. Irga postanawia jednak walczyć dla siebie i dla dziecka.
Kolejna część opowieści przenosi nas w casie, kilkadziesiąt lat póżniej. Jest XXI wiek, wnuczka Irgi przybywa do wsi Ławra w Republice Mari El w Rosji. Wiodą ją tam korzenie rodzinne i chęć poznania relacji ludzi z momentów, gdy ustrój, okoliczności, czas doprowadzają ich do ostateczności. Ludzie, jak i miejsce do którego kobieta dociera, budzą w niej lęk, ale jednocześnie intrygują.
Opowieść Irgi przeplatana jest z opowieścią jej wnuczki.
Książka jest trudna i to w niektórych momentach nawet bardzo. Niewątpliwie wymaga skupienia, czasu i odpowiedniego podejścia do lektury.Tematyka trudna, bolesna, nadal wzbudzająca kontrowersje. Trudny i specyficzny jest także sposób pisania Finki. W wielu momentach autorka miesza style, rodzaje narracji, literatury. Taki chaos umiarkowanie przypadł mi do gustu.
Autorka miesza także uczucia, którymi książka jest wręcz przepełniona, chociaż to akurat rozumiem, jest kwintesencją opowieści, jej wymową. Ćma to bowiem nie tyle opowieść o trudnych losach co pochwała ludzkiej mocy, przyjaźni, samozaparcia, witalności.
Z drugiej strony opowieść jest przepełniona sadyzmem, nienawiścią, fanatyzmem i wieloma innymi negatywnymi uczuciami. Trudne były czasy, o których opowiada Kettu, trudne i bolesne ludzkie relacje, trudna powieść.Kettu obnaża historię, jej niewygodne dla wielu aspekty, pisze ostro, bezpardonowo o najbardziej drastycznych rzeczach, postępowaniach ludzi.
Na plus zasługuje język, którego używa autorka. Szczególnie przypadło mi do gustu użycie mowy potocznej, zastosowanie kontrastu polegającego na umieszczeniu wręcz bajkowych metafor obok ostrych wulgaryzmów.