piątek, 31 stycznia 2014

Przekroczyć granice



Wydawnictwo Czarna Owca, Okładka miękka, Moja ocena 5/6
Fabuła: Ciało pięknej kobiety zostaje odnalezione w śniegu. To już czwarta ofiara zamordowana w podobny sposób w krótkim czasie. Pewne elementy zbrodni powtarzają się: młoda matka zostaje zabita przy użyciu ostrego narzędzia ciosem w plecy. W redakcji Anniki Bengtzon rodzą się podejrzenia, że w grę wchodzi seryjny morderca. Dziennikarka rozpoczyna samodzielne dochodzenie. Jednocześnie otrzymuje dramatyczną wiadomość: jej mąż, Thomas, który przebywa właśnie na konferencji w Nairobi, zostaje porwany na granicy Kenii z Somalią razem z innymi przedstawicielami państw europejskich. Szantażyści przystępują do egzekucji zakładników. Annika zrobi wszystko, by uratować swojego męża…

Granice Lizy Marklund to dziewiąty tom serii, ale dla mnie okazał się być pierwszym. W trakcie czytania wcale nie odczułam braku poprzednich tomów. Dałam się porwać akcji, która jest bardzo uporządkowana dzięki formie dziennika. Dni są liczone od momentu porwania Thomasa i opatrzone datami dziennymi. Dwóch narratorów naprzemiennie relacjonuje nam przebieg wydarzeń w Szwecji i w Afryce, ale każdy z nich jest inny. O swoich przeżyciach Thomas opowiada sam, co jest bardziej wiarygodne w przypadku osoby porwanej. Jego oczami widzimy to, co się wokół niego dzieje. Jego uszami słyszymy wszystkie dźwięki. Dzięki jego nosowi czujemy zapachy, niestety niezbyt miłe.
O tym, co się dzieje u jego żony, Anniki Bengtzon, opowiada narrator wszechwiedzący. Razem z bohaterką przeżywamy uprowadzenie bliskiej sercu osoby, ale też zajmujemy się codziennym życiem – praca, dzieci, współpraca z osobą pertraktującą z porywaczami. Annika dzięki trzeźwości umysłu, dziennikarskiemu zmysłowi, inteligencji zachowuje przytomność umysłu w trudnych chwilach, choć i ona daje się ponieść różnym uczuciom. Wszystko jest bardzo realistyczne, nawet opisy czynności fizjologicznych.
Niektóre wydarzenia w powieści można przewidzieć, bo w przypadku porwania istnieje pewien schemat działania – jest kilka możliwości tego, co się może wydarzyć i o tym również jest mowa. Jednak zawsze pozostanie jakaś niedomknięta furtka, wydarzy się coś nieplanowanego, co zaskakuje wszystkich. Książka trzyma w napięciu do końca, mimo że tempo akcji było niejako spowalniane przez opisy szwedzkiej codzienności. Dzięki temu czytelnik mógł złapać oddech.
Powieść porusza nie tylko problem porwania bliskiej osoby i terroryzmu. Bardzo ważny wątek to ukazanie pracy dziennikarzy jednej z najważniejszej gazet w Szwecji. Można się przekonać, jak działa redakcja, a nawet… znaleźć odniesienia do Michnika i "Gazety Wyborczej"!  Zrozumiecie, jaką moc ma słowo, jak można nim manipulować, by powiedzieć niewiele albo i nic, a jednocześnie zapełnić szpalty gazety. I codzienne życie w Szwecji – to jest ciekawe z ludzkiego punktu widzenia, by wiedzieć, jak żyją inne nacje i jak… sobie radzą w zimowych warunkach. A w Szwecji właśnie doszło do kolejnego morderstwa kobiety i tym początkowo zajmuje się Annika, to ona wpada na trop. Ten wątek przeplata się z porwaniem delegacji z UE w Afryce na granicy Somalii i Kenii.
W trakcie czytania i po przekonacie się, jak wieloznaczny jest tytuł, jakie granice istnieją i jakie można przekroczyć… Sami musicie tego dokonać. Dajcie się porwać… Lizie Marklund.

wtorek, 7 stycznia 2014

Upiory nie takie straszne



Wydawnictwo Dolnośląskie, Okładka miękka, Moja ocena 3,5/6

Wiele dobrego czytałam o Jo Nesbo, dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy w swej bibliotece wypatrzyłam na półce powieść Upiory. Od razu ją wypożyczyłam, a po kilku dniach dojrzewania książki do czytania wzięłam ją w obroty.
Ale obroty mi bardzo spowolniły, gdy zaczęłam wczytywać się w upiorne literki. Wstyd się przyznać, że przebrnięcie przez pierwszych 100 stron zajęło mi prawie tydzień! Opornie mi szło czytanie. Nawet bardzo opornie! Nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo nie chciało mi się czytać książki. A potem było kilka dni przerwy ze względu na święta i w końcu w ciągu ostatnich trzech dni dobrnęłam do końca. Stwierdziłam bowiem, że w starym roku trzeba dokończyć stare, rozpoczęte sprawy.
Dlaczego tak mi opornie szło czytanie? Jak na mój gust akcja była mało dynamiczna, zwłaszcza przez pierwsze mniej więcej150 stron. Stwierdziłam, iż jest za dużo dygresji – opisów, które nie wnoszą nic do akcji, a tylko od niej mnie odciągają. W końcu zaczęłam po nich przebiegać wzrokiem, by szybciej dobrnąć do końca. Książka tak naprawdę zaczęła mnie ciekawić dopiero od połowy. Chociaż od początku bardzo intrygował mnie główny bohater – były policjant Harry Hole. Cóż poradzić, skoro ma się słabość do wysokich mężczyzn z charyzmą i naznaczonych blizną, dążących za wszelką cenę do celu, nawet po trupach. Aczkolwiek uważam, że jego portret na rysunku w liście gończym zamieszczonym na skrzydełku jest słaby. Na drugim skrzydełku zamieszczono mapę Oslo z najważniejszymi miejscami opisywanymi w powieści. Szkoda tylko, że brak na niej nazw ulic.
Intryga generalnie ciekawa, zakończenie mnie lekko zaskoczyło, ale jakoś akcja mnie nie powaliła. Bohaterowie ciekawi i czasami dziwnie ze sobą powiązani, ale w toku powieści wyjaśnia się kto jest kim i do kogo. Bardzo realistycznie został przedstawiony świat narkomanów i za to należy się pochwała dla autora. Na początku zamieszanie mogą wprowadzić fragmenty tekstu pisane kursywą, bowiem nie wiemy co to jest i z czym to się je. A to akcja wcześniejszych wydarzeń, pisana narracją pierwszoosobową "umiłowaną" przeze mnie. Ale to dzięki niej dowiadujemy się o wielu niuansach śledztwa prowadzonego przez Harrego. W pewnym momencie te dwa czasy akcji świetnie się uzupełniają.
Powieść ta zyskuje na wartości, ale dość późno, a powinna od początku zaciekawić czytelnika i go porwać, uwieść wydarzeniami. Przeczytać powieść Jo Nesbo przeczytałam. W końcu! Ale czy wrócę do tego autora? Raczej w to wątpię.

Arne Dahl i Drużyna A

Wydawnictwo Czarna Owca, Okładki miękkie, Moja ocena 5/6
Na przełomie roku przeczytałam 5. i 6. tom przygód z doskonałej serii o Drużynie A autorstwa szwedzkiego pisarza Arne Dahla. Moja miłość do literatury skandynawskiej i skandynawskich kryminałów jest chyba znana. Przetestowałam (jeżeli można tak to określić) większość skandynawskich pisarzy tworzących kryminały. Uznałam więc, że czas najwyższy zapoznać się z twórczością Arne Dahla, tak wychwalanego m.in. przez Viv. I nie zawiodłam się. Dahl zapewnił mi świetną i co istotne inteligentną, na wysokim poziomie rozrywkę. Chociaż nie ukrywam, na początku ciężko, oj ciężko czytało mi się Wody wielkie. Dahl ma bowiem (moim skromnym zdaniem) mocno specyficzny styl pisarski, do którego musiałam przywyknąć. Gdy to jednak nastąpiło, lektura była ogromna przyjemnością. 
Odrobinę przeszkadzała mi nieznajomość wcześniejszych tomów przygód Drużyny A. Dahl niestety zbyt mało moim zdaniem nawiązuje do poprzednich tomów. To chyba jedyny minus książek.
Co mnie niesamowicie zaskoczyło to fakt, iż poruszana w Wielkich wodach kwestia afrykańskich imigrantów jest tylko dodatkiem, a nie sednem opowieści. Kwintesencją są kontakty między członkami Drużyny A, ich stosunek do siebie nawzajem i coś co bym określiła, jako kiszenie się we własnym sosiku. Ciekawie był ukazany stosunek poszczególnych bohaterów do faktu, iż jeden z nich jest oskarżony o zabicie czarnoskórego imigranta. 
Sen nocy letniej to seria makabrycznych zbrodni, które maja miejsce w Sztokholmie. Nie obejdzie się także bez ciosów i zarzutów, którym poddani są członkowie Drużyny A. Jednemu z nich zostaje zarzucone popełnienie poważnego przestępstwa. 
Chwilę zajęło mi zorientowanie się w zmianach i roszadach, jakie zaszły wewnątrz zespołu policyjnego. Ledwo w Wodach wielkich przyzwyczaiłam się do policjantów, do tego, kto jakie stanowisko zajmuje, a już Dahl zaserwował mi taki misz masz. Jeszcze jedna kwestia, która na początku lektury tego tomu odrobinę mi przeszkadzała, to przeskoki. Ale nie typu cofamy się wstecz, żeby czegoś się dowiedzieć, tylko poznawanie historii z zupełnie innego punktu widzenia. Ogromnym plusem tego tomu jest połączenie ze sobą w iście mistrzowski sposób kilku diametralnie do siebie różnych morderstw. Co ciekawe, Dahl i w tym tomie nie skoncentrował się tylko na treści kryminalnej, a pokusił się o sporą porcję refleksji na temat współczesnego społeczeństwa. Część z nich możemy zaadoptować na nasze, polskie podwórko.
Bardzo podobało mi się w obu tomach, prowadzenie przez policjantów śledztw, gromadzenie materiałów, omawianie wszelkich kwestii. Bardzo często bowiem zdarza się w skandynawskich kryminałach, iż samotny, styrany życiem policjant walczy w sumie solo ze złem. Tu jest zupełnie inaczej. Bardzo odświeżająca zmiana. 
Obie części przygód Drużyny A wywarły na mnie bardzo dobre wrażenie, po kolejne na pewno sięgnę. Jednak przyznam się, że niewielkim błędem było rozpoczęcie lektury od 5. tomu. Zorientowanie się kto jest kim, kto z kim i dlaczego kosztowało mnie trochę pracy. Nie twierdzę, że to złe, szare komórki po prostu trochę aktywniej popracowały niż podczas lektury innych kryminałów. Jednak gdybym jeszcze raz miała sięgać po raz 1. po książki Dahla, z pewnością poszukałabym 1. i 2. etc tomów i przeczytała je w odpowiedniej kolejności. 
Jedno nie ulega wątpliwości, książki Dahla to niebanalna lektura i doskonała rozrywka zmuszająca do myślenia, nie tylko do czytania.