sobota, 31 stycznia 2015

"Dom ze ślepą werandą" Herbjørg Wassmo




Czytanie „Domu ze ślepą werandą” ma jeden minus – wiem, że to pierwsza część trylogii, dwóch pozostałych tomów nie przetłumaczono na polski, na angielski również nie, a po norwesku już się raczej czytać nie nauczę. Mam jednak nadzieję, że kiedyś doczekam się tłumaczenia na jakiś znany mi język. W końcu jeśli wydano „Pokolenie”, to może i „Dom ze ślepą werandą” też się doczeka. Po przeczytaniu tej książki wiem już, że powinien, bo to doskonała proza. Kilkanaście stron zajęło mi wgryzanie się w powieść, a potem nie mogłam już oczu od niej oderwać, bo bałam się, że coś mi umknie, że coś przeoczę. Skończyłam czytać, gdy prawie świtało, bardzo nierozsądnie mając dwójkę dzieci. 

Herbjørg Wassmo potrafi słowem opisać każdy odcień mroku życia, szarość codziennego dnia, ciemność zaułków ludzkiej duszy. Jasnych momentów w tej książce jest niewiele, próbują się przebić, ale zostają stłamszone przez ciemność i „groźność”.

Gdzieś na Lofotach, w małej rybackiej wiosce, mieszka w wieloizbowcu rudowłosa Tora. W trudnych powojennych latach pięćdziesiątych, gdzie nikt nie ma pieniędzy, a wielu także pracy, ubrania przerabia się wielokrotnie, wychodek jest punktem spotkań mieszkańców i miejscem odosobnienia, jest chłodno i głodno -jej dzieciństwo nie jest wesołe. Matka pracuje ciężko oprawiając ryby, a ojczym Henryk... Najlepiej żeby nie istniał. Jej życie jest napiętnowane, urodziła się bowiem ze związku jej matki z okupantem. Z Niemcem. W Norwegii jeszcze nie zapomniano, pamięć o  tragicznych latach pod niemiecką okupacją jest wciąż żywa i krwawi, zieje nienawiścią. Co ważne, nie urodziła się z przemocy, a z miłości i to Norwedzy zabili jej niemieckiego ojca. 

Powieść nie miałaby może aż tak tragicznej wymowy, gdybyśmy nie patrzyli na wszystkie wydarzenia oczami Tory. To ona nam obnaża swoje leki, przerażenie, niemoc, nienawiść. To ona słowami skrzywdzonej dziewczynki opowiada nam o tym, jak to jest być dzieckiem molestowanym seksualnie, które nie może uwolnić się od swojego oprawcy. Dla Tory bowiem nie jej pochodzenie jest przekleństwem, ale owa groźność. Opowiada o tęsknocie za matką, która chociaż jest blisko, to jednak jest daleka, bo sama nie może się uporać ze swoimi demonami. A Tora nie ma nikogo, tylko ją. A przecież „Dzieciaki zawsze były sprawą kobiet”. 
Tora nie prosi o pomoc, nie skarży się nikomu, sama niesie swój krzyż, bo nie przyszłoby jej do głowy, że może być inaczej i że mozna coś zmienić. Strach to jej drugie imie, a beznadzieja trzecie. I ten strach oraz beznadzieja udzielają się czytelnikowi.
Mroczna i bardzo smutna to opowieść, aż chciałoby się mieć możliwość doczytania jak potoczą się losy Tory i innych mieszkańców wieloizbowca. Czy można jednak mieć odrobinę nadziei? Myślę, że nie. Może kiedyś się przekonam, czy miałam rację. 

Jesli ktoś, kiedyś będzie miał możliwość przeczytania, to polecam ogromnie, mimo trudnej tematyki. Wassmo jest mistrzynią opisywania ludzkich dramatów, jest jedną z niewielu pisarzy, którzy potrafią naprawdę wstrząsnąć czytelnikiem. 

niedziela, 25 stycznia 2015

Dom ze ślepą werandą - Herbjørg Wassmo

Ochota na przeczytanie „Domu ze ślepą werandą” 
Herbjørg Wasmo naszła mnie niespodziewanie. Tak sobie kiedyś myślałam o książkach, które zrobiły na mnie duże wrażenie i wśród nich jest „Księga Diny” tejże autorki. Zatęskniłam za tym specyficznym prowadzeniem opowieści i zaglądaniem do mrocznych dusz ludzkich.  Czytanie „Domu ze ślepą werandą” ma jeden minus – wiem, że to pierwsza część trylogii, dwóch pozostałych tomów nie przetłumaczono na polski, na angielski również nie, a po norwesku już się raczej czytać nie nauczę. Mam jednak nadzieję, że kiedyś doczekam się tłumaczenia na jakiś znany mi język. W końcu jeśli wydano „Pokolenie”, to może i „Dom ze ślepą werandą” też się doczeka. Po przeczytaniu tej książki wiem już, że powinien, bo to doskonała proza. Kilkanaście stron zajęło mi wgryzanie się w powieść, a potem nie mogłam już oczu od niej oderwać, bo bałam się, że coś mi umknie, że coś przeoczę. Skończyłam czytać, gdy prawie świtało, bardzo nierozsądnie mając dwójkę dzieci. 

Herbjørg Wassmo potrafi słowem opisać każdy odcień mroku życia, szarość codziennego dnia, ciemność zaułków ludzkiej duszy. Jasnych momentów w tej książce jest niewiele, próbują się przebić, ale zostają stłamszone przez ciemność i „groźność”.

Gdzieś na Lofotach, w małej rybackiej wiosce, mieszka w wieloizbowcu rudowłosa Tora. W trudnych powojennych latach pięćdziesiątych, gdzie nikt nie ma pieniędzy, a wielu także pracy, ubrania przerabia się wielokrotnie, wychodek jest punktem spotkań mieszkańców i miejscem odosobnienia, jest chłodno i głodno -jej dzieciństwo nie jest wesołe. Matka pracuje ciężko oprawiając ryby, a ojczym Henryk... Najlepiej żeby nie istniał. Jej życie jest napiętnowane, urodziła się bowiem ze związku jej matki z okupantem. Z Niemcem. W Norwegii jeszcze nie zapomniano, pamięć o  tragicznych latach pod niemiecką okupacją jest wciąż żywa i krwawi, zieje nienawiścią. Co ważne, nie urodziła się z przemocy, a z miłości i to Norwedzy zabili jej niemieckiego ojca. 

Powieść nie miałaby może aż tak tragicznej wymowy, gdybyśmy nie patrzyli na wszystkie wydarzenia oczami Tory. To ona nam obnaża swoje lęki, przerażenie, niemoc, nienawiść. To ona słowami skrzywdzonej dziewczynki opowiada nam o tym, jak to jest być dzieckiem molestowanym seksualnie, które nie może uwolnić się od swojego oprawcy. Dla Tory bowiem nie jej pochodzenie jest przekleństwem, ale owa groźność. Opowiada o tęsknocie za matką, która chociaż jest blisko, to jednak jest daleka, bo sama nie może się uporać ze swoimi demonami. A Tora nie ma nikogo, tylko ją. A przecież „Dzieciaki zawsze były sprawą kobiet”. 
Tora nie prosi o pomoc, nie skarży się nikomu, sama niesie swój krzyż, bo nie przyszłoby jej do głowy, że może być inaczej i że mozna coś zmienić. Strach to jej drugie imię, a beznadzieja trzecie. I ten strach oraz beznadzieja udzielają się czytelnikowi.
Mroczna i bardzo smutna to opowieść, aż chciałoby się mieć możliwość doczytania jak potoczą się losy Tory i innych mieszkańców wieloizbowca. Czy można jednak mieć odrobinę nadziei? Myślę, że nie. Może kiedyś się przekonam, czy miałam rację. 



Jeśli ktoś, kiedyś będzie miał możliwość przeczytania, to polecam ogromnie, mimo trudnej tematyki. Wassmo jest mistrzynią opisywania ludzkich dramatów, jest jedną z niewielu pisarzy, którzy potrafią naprawdę wstrząsnąć czytelnikiem.