wtorek, 2 kwietnia 2013

"Powrót nauczyciela tańca" Henning Mankell

Henning Mankell praktycznie od pierwszej przeczytanej książki stał się jednym z moich ulubionych autorów. Dlaczego? Bo niewątpliwie ma talent do tego co robi, czyli do pisania kryminałów, robi to znakomicie. A jak się okazuje, nie tylko do powieści kryminalnych, bowiem na jego koncie znajdują się również inne książki, łącznie z tymi dla dzieci i młodzieży. Za co jeszcze go lubię? Za to, że podejmuje w swoich książkach tematy dość kontrowersyjne, niecodzienne, ale ważne.

Podobnie jest z „Powrotem nauczyciela tańca” – jest to typowy kryminał w stylu Mankella (chociaż ja wciąż przeczytałam ich za mało, ale mam nadzieję to w tym roku nadrobić). Jest jesień 2009 roku, Szwecją wstrząsa morderstwo emerytowanego oficera policji, Herberta Molina. Herbert mieszkał samotnie na odludziu, od kilkudziesięciu lat cierpiał na bezsenność, pewnej nocy jednak umiera w męczarniach. Herbert był miłośnikiem tańca, jednak nic nie tłumaczy krwawych śladów układających się w kroki tanga, które zostawił w jego domu morderca. Śmiercią Molina interesuje się jego były kolega z pracy, Stefan Lindman. Stefan jest aktualnie na zwolnieniu lekarskim, ma więc czas na to, aby przybliżyć się trochę do śledztwa. Sprawa jednak się komplikuje, gdy podobnie jak Herbert, ginie jego sąsiad… Okazuje się, że aby rozwiązać zagadkę, policja musi cofnąć się wstecz aż do drugiej wojny światowej – to tam tkwi odpowiedź na większość pytań.

Henning Mankell do tej pory znany był przede wszystkim ze swojej serii kryminalnej z Kurtem Wallnanderem w roli głównej. Ta książka jednak nie ma z nim nic wspólnego. To młody 37-letni policjant, przebywający obecnie na urlopie zdrowotnym, gra tutaj główną rolę. Stefan jest chory na raka – co prawda jeszcze we wczesnym stadium, niedługo zacznie leczenie – mężczyzna jednak wie, że to jeszcze nie jest czas na jego śmierć. Jednocześnie boi się, nie mając pojęcia, jak to wszystko się naprawdę potoczy – mimo zapewnień lekarki, że ma wielką szansę na wyzdrowienie, tak naprawdę nic nie wiadomo… Mężczyzna więc, aby w pewnym sensie odegnać od siebie widmo choroby i śmierci, angażuje się w śledztwo w sprawie morderstwa jego dawnego kolegi, Herberta Molina. Lubię tego skandynawskiego autora również za bohaterów – potrafi ich nakreślić znakomicie, w ten sposób, że nawet przez chwilę nie wahamy się, czy ich polubić czy nie, dzieje się to samoistnie. Oczywiście mowa o „dobrych” bohaterach, bo jak to bywa w każdym kryminale, nie brakuje też tych złych. Ale czy tak do końca naprawdę złych?...

Okazuje się, że niezupełnie, Mankell przybliża nas bowiem również do mordercy Molina. Osoby, która, jak się okazuje, miała powód, aby zrobić to co zrobiła, i tym samym dzieje się coś niesamowitego – zaczynamy tę osobę po prostu rozumieć, przynajmniej się staramy. I nawet to, że jest to zły człowiek, u Henninga Mankella nie do końca tak jest. Nie jest również niespodzianką to, że szybko poznamy sami mordercę Molina – tutaj raczej chodzi nie o sam fakt odnalezienia winnego, ale o to, co go pociągnęło do takiego, a nie innego działania. Ważniejsze jest więc pytanie: „dlaczego” a nie „kto”.

Autor podjął w „Powrocie nauczyciela tańca” dość ciekawy temat, a mianowicie wątek nazistowskiej przeszłości niektórych z bohaterów i rodzącego się po wojnie neonazizmu. Stefan odkryje tajemnice z przeszłości swojego dawnego znajomego, stanie się to jednak początkiem czegoś, czego główny bohater z pewnością nie będzie się spodziewał… Sam ten temat, sięgający swoją historią do drugiej wojny światowej i samego Hitlera, jest niezwykle ciekawy, a że ja lubię powieści, w których choć trochę jest historii, ta książka naprawdę mi się podobała. Ale i to nie wszystko, co mnie tu urzekło, bowiem zaangażowanie się w zagadkę osoby spoza grupy, która bezpośrednio się tym zajmuje, jest początkiem niezwykłej przyjaźni Stefana z policjantem Giuseppe’m, który prowadzi całe śledztwo. Pierwszą rolę bez wątpienia jednak gra tutaj Stefan, który pomaga policji w ujęciu winnego.

Cóż, jest to znakomita książka dla miłośników kryminałów, bo to naprawdę dobra powieść, tak jak dobrym pisarzem  jest Henning Mankell. Na pewno jest to coś dla miłośników samego autora i fanów jego wcześniejszego bohatera, Kurta Wallandera. Kryminały Mankella są specyficzne, jest w nich zawsze ta tajemnica, jest mroźny i mroczny skandynawski klimat, autor ma swój własny styl, za który ogromnie go cenię. Henninga będę więc polecać każdemu, zawsze i wszędzie.
 
Recenzja opublikowana również na moim blogu.

2 komentarze:

  1. Dzięki akcji "Lato z Kryminałem" (chyba gazety Polityka) zebrałem większość kryminałów z Wallanderem. Wydania może niezbyt efektowne, ale liczy się treść :) A tej...tej póki co jeszcze nie poznałem, ale mam przeczucie, że będzie to właśnie TEN pisarz i szybko stanę się jego fanem. Bardzo ciekawa recenzja.

    OdpowiedzUsuń