niedziela, 28 lipca 2013

"Śmierć letnią porą" Mons Kallentoft

Słyszeliście o Stiegu Larssonie? Henningu Mankellu? Camilli Läckberg? Oczywiście, większość z Was pewnie dobrze skojarzy te nazwiska ze skandynawskimi autorami kryminałów. Mogę się jednak założyć, że większość z Was nie słyszała nazwiska Monsa Kallentofta, prawda? Ja sama nie znałam go wcześniej, a biorąc do ręki tę książkę, nie wiedziałam nawet, że to kryminał. Choć muszę przyznać, że okładki jego książek są dość specyficzne i wpadły mi już kiedyś w oko, do tej pory jednak nie skojarzyłam ich z tym właśnie autorem.

Pewnego dnia, w parku tuż obok placu zabaw ktoś zauważa błąkającą się czternastoletnią dziewczynę... jest naga, ma wyraźnie odznaczające się krwawe rany i jest nienaturalnie blada... ktoś dzwoni na policję. Znaleziona nastolatka jednak nic nie mówi. Widać jednak, że została zgwałcona, okaleczona i... z dokładną starannością wymyta klorinem, środkiem czyszczącym. Ktoś ewidentnie zadbał o to, aby nie zostawić najmniejszych śladów. Komisarz Malin Fors, trzydziestoparoletnia policjantka nie jest w stanie skłonić dziewczyny do mówienia, dopiero w karetce dziewczyna wyjawia swoje imię i nazwisko, nic więcej. Następnego dnia mówi więcej, nie pamięta jednak, co się wydarzyło. Dzień później ginie inna dziewczynka - rodzice niepokoją się o córkę, która nie wróciła do domu. Po kilku dniach jednak zostaje znaleziona martwa, zakopana pod drzewem w miejscu dość licznie odwiedzanego kąpieliska. Ma podobne rany co poprzednia dziewczyna, jest również tak samo trupio blada. Kim jest morderca i dlaczego poprzednią dziewczynę wypuścił, a drugą zabił? I czy córce Malin, również czternastoletniej, Tove, będzie grozić takie samo niebezpieczeństwo?... Śladów jest mało, zero dowodów, jak odnaleźć mordercę?

Cóż, już sam opis fabuły tej powieści jest dość mocno intrygujący, prawda? Nie trudno zgadnąć, że to Skandynawia. Do tego - o dziwo - okrutnie gorąca. W Szwecji panują bowiem upały i te upały czuć na kartkach tej książki - nie wiem tylko, czy dlatego, że autor tak wspaniale potrafił stworzyć i opisać klimat tej książki (pisząc 'klimat' mam tu na myśli oba znaczenia), czy po prostu ostatnimi czasy taka sama pogoda panuje również u nas, mogłam więc wczuć się w tę książkę jak nigdy... tego nie wiem. Czytając jednak tę powieść, nie jest wcale trudno uwierzyć w to, że również w Szwecji mogą panować trzydziestokilkustopniowe upały.

Specyficzny jest jednak, i to widać już od pierwszych zdań, język tej książki. Po pierwsze - nie często spotyka się powieści, w których zdania często są niedokańczane, bezosobowe - nierzadko są one nawet zastępowane równoważnikami zdań... bez czasowników. Na początku dziwnie się to czyta i trudno trochę było mi się do tego przyzwyczaić. Po drugie - narrator do wszystkiego praktycznie podchodzi dość filozoficznie, używa często porównań, rozważa, rozmyśla... To również zbija czytelnika z tropu. Mons Kallentoft jednak chyba miał w tym wszystkim swój cel, kreując swój język powieści właśnie w ten sposób - interpretatorką nie jestem i nie będę wnikać, dlaczego, jest w tym jednak coś specyficznego, innego oryginalnego, co czyni książkę bardziej dramatyczną, prawdziwą, ale i bardziej klimatyczną. Muszę jednak wspomnieć, że nie każdemu to przypadnie do gustu - sami musicie sprawdzić na własnej skórze, czy proza Kallentofta Wam odpowiada, ja chyba nie mam nic przeciwko.

Trzeba przyznać jednak, że fabuła tej książki jest naprawdę ciekawa i intrygująca. Główna bohaterka, pani inspektor, chociaż na początku wzbudza w czytelniku tylko i wyłącznie obojętność, to gdy ją poznamy lepiej, na pewno się to zmieni na jej korzyść. Ja ją polubiłam. Również ze względu na to, co dzieje się równolegle do sprawy morderstwa, a co dotyczy bezpośrednio Malin - jej problemy, rozterki i życie osobiste. Tego też nie zabraknie i chyba nawet jest to równie ważne, jak cała zagadka kryminalna. A książka ta jest ponoć jedną w wielu o pani komisarz. 

Cóż mogę powiedzieć - "Śmierć letnią porą" jest pierwszą powieścią autora, która wpadła w moje ręce, ale uważam, że warto na tego pisarza zwrócić uwagę. Pisze specyficznie, ale warto spróbować. Ja na pewno jeszcze do niego wrócę. Poza tym znowu sprawdza się fakt, że skandynawscy autorzy są warci spędzonego nad ich książkami czasu. Kolejny tytuł to potwierdza.

Recenzja opublikowana również na moim blogu.

3 komentarze:

  1. Twoja recenzja skutecznie zachęciła mnie do tej książki i chyba nie mam innego wyboru jak poszukać jej w bibliotece ; D

    OdpowiedzUsuń
  2. za całą serię planuję wziąć się już od jakiegoś czasu, ale nieustannie coś mi wypada innego. Muszę to wreszcie nadrobić. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam "Jesienną sonatę" i nie do końca styl pisania przypadł mi do gustu, niestety w tamtej książce znalazłam spoilery dotyczące recenzowanej przez Ciebie pozycji.

    OdpowiedzUsuń