Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czarna seria. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czarna seria. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 1 września 2015

"Odpoczywaj w pokoju" Sofie Sarenbrant



Któraż kobieta nie marzy o pobycie w SPA? Relaks, odnowa biologiczna, święty spokój, zero problemów, tylko same przyjemności. Jak się okazuje, są one do czasu, zwłaszcza w największym szwedzkim SPA w Yasuragi Hassenludden. To tam rozgrywa się akcja powieści Sofie Sarenbrant „Odpoczywaj w pokoju”.
Razem z jedna kąpielowych Aiko czytelnik udaje się na poranny obchód pomieszczeń. Przemyślany wystrój wnętrz i ich ascetyczne wyposażenie, bezkresne korytarze, przytłumione oświetlenie, muzyka klasyczna sącząca się z głośników wprowadza w niespieszny i nastrojowy klimat szwedzkiego SPA. W niedzielny poranek 5 lutego w cichej umywalni dla kobiet w gorącym źródle zostaje znaleziona nieprzytomna kobieta. To znana aktorka Susanna Tamm. Na szczęście żyje, ale jest nieprzytomna. Zamieszanie w ośrodku rośnie następnego dnia, gdy w hotelu 327 pracownica recepcji znajduje martwych staruszków, państwa Wallin. Obok nich leży puste opakowanie po silnych środkach nasennych. Te dwa incydenty wydają się być nieszczęśliwymi przypadkami…
Jednakże kiedy tego samego wieczoru na zewnątrz w gorącym źródle zostaje znaleziony martwy dyrektor niemieckiego banku, to już za dużo zbiegów okoliczności. Media szaleją, a pracownicy się niepokoją. Złe przeczucia mają dyrektor generalny Nils Wedén i kierownik Peter Berg. Sami próbują znaleźć powiązania między poszkodowanymi gośćmi i wytypować sprawcę, choć oficjalnie śledztwo prowadzą Emma Sköld i Magnus Andersson z wydziału kryminalnego policji w Nacka. Emma szybko dochodzi do wniosku, że nie jest to kolejna rutynowa sprawa. I ma rację, bo to dopiero początek…
Powieść przeczytałam w ciągu jednego dnia, bowiem zaintrygowała mnie fabuła i zagadka kryminalna. Połączenie spokojnego, relaksującego i bardzo ekskluzywnego miejsca ze śmiercią w różnych odcieniach stworzyło niesamowity klimat niepokoju. Te dwie skrajności niejako się uzupełniają – odpoczywaj w (s)pokoju. W bardzo krótkim czasie wiele się dzieje w SPA, aż nazbyt wiele. Wartka akcja ukazana jest niespiesznie, jakby na wszystko był czas, a z drugiej strony wydaje się być bardzo dynamiczna, zwłaszcza w drugiej połowie.
Autorka zwodzi czytelnika, kto może stać za wszystkimi tymi wydarzeniami, myli wątki, podsuwa kolejne tropy. Podejrzenia padają na różne osoby. Do końca nie jest się pewnym, kto jest mordercą. Groza miesza się z tajemnicą, niewiadome się mnożą, a adrenalina rośnie, gdyż napięcie jest stopniowo dozowane. W dodatku bohaterowie zostali przedstawieni dość dokładnie. Zwłaszcza ich problemy i słabości wydają się bliskie czytelnikowi i na pewno każdy odnajdzie w powieści część swoich. Problem z zajściem w ciążę, opieka nad dziećmi, chorujący kot, bezsenność, alkoholizm, depresja, problemy w pracy, a do tego zima trwa w najlepsze.
„Odpoczywaj w pokoju” to dobra powieść kryminalna, która intryguje i wciąga. Zakończenie daje do myślenia, a wyjazd do SPA może stanąć pod znakiem zapytania…

piątek, 5 września 2014

"Rzeźniczka z Małej Birmy" Håkan Nesser

Długo czekałam, by móc w końcu dorwać tę książkę w swoje ręce. Od jakiegoś czasu jestem wielką fanką nie tylko Nessera, ale i jego bohatera, Gunnara Barbarottiego. Nie mogłam się doczekać, kiedy piąta część jego przygód trafi w moje ręce, w końcu doszłam do wniosku, że dłużej czekać nie mam zamiaru i kupiłam e-booka (w końcu jestem od dłuższego czasu posiadaczką Kindle'a). I nie żałuję ani wydanych na tę książkę pieniędzy, ani czasu jej poświęconego - dla mnie Håkan Nesser bezsprzecznie jest mistrzem skandynawskiego (i nie tylko) kryminału i to się chyba jeszcze długo nie zmieni.

Jeśli ktoś, kto ma w planach poznać tę serię, ale tak naprawdę jeszcze jej nie zna lub nie zna wszystkich tomów, niech tej recenzji nie czyta. No chyba, że chce dowiedzieć się, co się wydarzy w życiu Barbarottiego - ja bym nie chciała. Ostrzegłam, mogę więc pisać dalej, a Wy czytać na własną odpowiedzialność. Bo powiem szczerze: zaskoczył mnie już pierwszy rozdział. Dlaczego? Cóż, Barbarotti w "Rzeźniczce" nie będzie w zbyt dobrej formie, a na pewno w gorszej, niż był do tej pory. Będzie musiał się bowiem zmierzyć ze... śmiercią własnej żony. Dla mnie było to dość dużym szokiem, nie tylko dlatego, że polubiłam Marianne, ale również dlatego, że... no cóż, małżonkowie, już niemłodzi, chyba nie zdążyli się zbytnio nacieszyć swoją miłością i szczęściem. Takie mam niestety wrażenie i takie też wrażenie wywołuje na czytelniku "Rzeźniczka z Małej Birmy". Gunnar będzie musiał więc zmierzyć się z tym wszystkim, a wiadomo, że niełatwo jest się pozbierać po śmierci bliskiej osoby. W ramach rehabilitacji dostaje więc od odchodzącego na emeryturę szefa nierozwiązaną sprawę sprzed pięciu lat w celu zastanowienia się, co się z tym fantem da jeszcze zrobić. Dla nas, czytających, oczywiste jest, że jest to dla Gunnara Barbarottiego "zapychacz", coś, co pozwoli mu zapomnieć choć na chwilę o śmierci żony... Ale czy na pewno? Sam inspektor ma wątpliwości, a im bliżej końca, coraz więcej wątpliwości ma i czytelnik.

Sama sprawa, która została powierzona komisarzowi, zbyt skomplikowana nie jest. Mała Birma to gospodarstwo, gdzie przed laty zginął z rąk żony mężczyzna - kobiety, która jak na płeć piękną miała typowo męski zawód. Za morderstwo Ellen została skazana na 11 lat więzienia i swoją karę odsiedziała. Jednak jakiś czas potem w tym samym domu ginie bez śladu kolejny mężczyzna. Nigdy nie odnaleziono jego zwłok, nigdy potem nikt go nie widział ani o nim nie słyszał. Nikt więc nie poniósł kary za jego zniknięcie. Sprawa nie została nigdy rozwiązana, ale po pięciu latach od umorzenia śledztwa wraca, tym razem na biurko Barbarottiego - odchodzący szef chce bowiem uporządkować przed odejściem wszystko, co się da. Ale czy na pewno?... Cóż, na pewno rozwiązanie owej zagadki już takie proste nie będzie; skoro pięć lat temu było trudno je znaleźć, teraz z pewnością będzie jeszcze trudniej. Szczególnie dla głównego bohatera, przed którym non stop stoi wizerunek zmarłej żony, ale również sam powód, dla którego dostał takie zadanie. Po co bowiem zajmować się sprawą, o której wszyscy już dawno zapomnieli, rozmawiać z osobami, z którymi już wcześniej rozmawiano po wiele razy, wyciągać znów na wierzch stare brudy, które najchętniej chciałoby się zakopać jak najgłębiej?...

Ten powód w końcu się wyłoni - bez obaw. To jest w końcu Håkan Nesser, a ten zawsze prędzej czy później zaskakuje. Tutaj nie będzie wyjątku. Chociaż samej akcji nigdzie nie spieszno, jest wolno, czasem nawet za wolno, a wszystko przykryte jest tajemnicą (co w serii o Barbarottim chyba lubię najbardziej, ten niepowtarzalny nigdzie indziej klimat), to mogę Wam zagwarantować, że autor zaskoczy nie raz i nie tylko w zakończeniu. Ja go właśnie za to najbardziej cenię. I za to właśnie lubię powieści o Barbarottim. Żeby nie było, Van Veeterena też lubię, ale te dwa cykle i dwaj bohaterowie są od siebie tak różni, że po prostu nie sposób ich porównywać. I najlepiej przekonać się o tym na własnej skórze. Będzie również trochę rozmyślań i tęsknoty, będzie trochę wynurzeń niekoniecznie związanych ze śledztwem, będzie kilka rozmów z Bogiem - z czego Gunnar już jest nam dobrze znany, swoją drogą uwielbiam dociekliwość bohatera i niekiedy cynizm samego Boga :-)

Już tyle dobrych recenzji dostał ode mnie Håkan Nesser, że nie będę się teraz po raz kolejny rozpisywać, dlaczego warto po niego sięgnąć. Warto i już. A jak ktoś jeszcze ma przed sobą jego twórczość, to zachęcam do tego, aby zacząć właśnie od tej serii - ja tak zrobiłam i do tej pory nie mija mi do niej sentyment. A Håkan jest dla mnie od tamtej pory niedoścignionym mistrzem, nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś mu dorówna.


niedziela, 17 sierpnia 2014

Linda. Historia pewnej zbrodni

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Napiszę tak, dawno lektura żadnej książki nie była dla mnie tak wielkim zaskoczeniem i przyjemnością. To moje pierwsze zetknięcie z twórczością tego szwedzkiego pisarza. Przyznam, że Leif GW Persson całkowicie mnie zaskoczył. Stworzył książkę, której się absolutnie nie spodziewałam. Liczyłam na smutną, tragiczną atmosferę, przytłoczonego kłopotami i trudnym życiem policjanta (jak to w skandynawskich kryminałach). Dostałam zbrodnię, która w pewnym momencie mam wrażenie stała się najmniej ważną, obrzydliwego z wyglądu (opisu) i postępowania detektywa Everta Bäckströma. Nie pamiętam, żebym jakiejś postaci tak szczerze nie polubiła, a przy tym tak szybko nie pochłaniała książki, której jest bohaterem. Bäckström uosabia moim zdaniem wszystko to co najbardziej obrzydliwe, szowinistyczne w męźczyznach. Ksenofob, homofob, szowinista, brudas chodzący w przepoconych ciuchach, ot pan inspektor w całej okazałości. Ma się przy tym za ósmy cud świata i żyje w przekonaniu, że żadna kobieta mu się nie oprze, a sensem życia jest zaliczenie o godzinie 8 rano browara i obejrzenie filmu porno (na płatnym kanale tv, oczywiście na koszt komendy policji). Praca? Od tego ma ludzi, żeby wydawać im dyspozycje. 
Everta Bäckströma nie da się opisać. Jego trzeba "przeżyć", przeczytać o nim. Kuriozalny przypadek. Perssonowi należą się gorące brawa za jakże krytyczne i co tu ukrywać w wielu przypadkach trafne scharakteryzowanie męźczyzn. 
No dobrze, ale ma to być kryminał. I niby jest. Jest morderstwo młodej, doskonale się zapowiadającej słuchaczki policyjnej szkoły. Mała mieścina, miejscowa policja nie daje sobie rady. Na miejsce zbrodni zostaje wysłany oddział sztokholmskiej policji pod wodzą w/w Everta Bäckströma. Założenie jest proste - uwinąć się w kilka dni i wrócić do domu. Taaa, plany dobra rzecz. Po 14 dniach podejrzanego nadal brak. Najskuteczniejsza (jakby zdawało się ) metoda wytypowania podejrzanego - pobranie próbki DNA, trwa i trwa. Bowiem badania DNA maja zostać przeprowadzone na większości mężczyzn w miasteczku. W związku z  tym wacikowa ofensywa DNA toczy się zamaszystym kołem, a mrówcza praca policji zdaje się nie mieć końca. Co z tego wyniknie? Nie zdradzę. Zachęcam do lektury.
Ja stałam się wielką antyfanką, a jednocześnie fanką Everta Bäckströma. Fanką...wbrew zdrowemu rozsądkowi. przecież on uosabia wszystko co najgorsze w męskim rodzie. Jednak Perssona tak nam go przedstawia, że nie sposób go nie polubić, przynajmniej odrobinę.
Strasznie trudno jest ocenić Lindę... Nie jest to ani czysty kryminał, ani thriller, ani kryminał z wątkiem komediowym. To takie w zasadzie..nie wiadomo co. Ale wciąga i przy lekturze świetnie się bawiłam, kilka razy wybuchałam śmiechem. Teksty jakimi w myślach Bäckström komentuje poczynania kolegów, czy świadków są niesamowite, ale jakże celne.
Zakończenie książki zaskakuje, co bardzo mnie zdziwiło. Oczekiwałam, jakiegoś sztampowego rozwiązania, a tu...
Linda...to książka całkowicie odmienna od pozostałych pozycji z Czarnej serii.  Warto dać Pessonowi szansę. Ja lada dzień sięgnę po jego kolejną książkę.

czwartek, 17 lipca 2014

„Fabrykantka aniołków” Camilla Läckberg



Fabrykantka aniołków to ostatni tom sagi kryminalnej Camilli Läckberg. Tym razem na wyspę Valö obok Fjällbanki wraca jej stara nowa właścicielka – Ebba. Wraz z mężem Martenem zaczynają remontować dom, ale ktoś bardzo chce ich od tego odwieść. Pewnej nocy zostaje podpalony ich dom, kilka dni później padają 2 strzały w kierunku Ebby. Przychodzi do niej widokówka z groźbą, by zaprzestała remontu. Ale Ebba nie odpuszcza, to dla niej terapia po tragicznej śmierci synka Victora i szansa na powrót do normalnego życia. Policjanci mają pełne ręce roboty.
Pojawienie się Ebby na wyspie powoduje, że znów odżywa historia sprzed lat, a właściwie dwie. Jedna z nich o fabrykantce aniołków – kobiecie, która zabiła kilka noworodków, praprababce Ebby. Historia niejako się powtarza, bowiem Ebba też "produkuje" aniołki, ale w pozytywnym sensie. Z krótkich rozdziałów pisanych kursywą wplecionych w tok głównej akcji poznajemy historię rodzinną bardzo nieszczęśliwych kobiet – Dagmar, Laury, Inez i Ebby. Druga niewyjaśniona historia dotyczy wczesnego dzieciństwa Ebby. Ona jako jedyna przeżyła tajemnicze i dotąd niewyjaśnione zniknięcie rodziny Elevanderów – rodziców i 3 starszego przyrodniego rodzeństwa. Tylko ona cudem ocalała w Wielką Sobotę 1974 roku. Ona i pięciu nastolatków, którzy nie pojechali do domu na święta, tylko zostali w prywatnej szkole o zaostrzonym rygorze prowadzonej przez jej ojca. Chłopcy nie zostali zaproszeni przez gospodarza na świąteczny obiad, więc popłynęli na ryby.
Śledztwo tajemniczego zniknięcia Elevanderów prowadził Gösta. To on zajął się malutką Ebbą i wielokrotnie przesłuchiwał nastolatków. Musiał zamknąć śledztwo z braku dowodów. Lecz sprawa przez lata nie dawała mu spokoju i jej akta trzymał w domu. Tą sprawą interesowała się przez jakiś czas również Erica. To ci dwoje w tajemnicy przed innymi policjantami, a zwłaszcza Patrickiem, sprawdzają różne tropy w świetle nowych wydarzeń, .m.in. zaczynają odwiedzać żyjących świadków tamtych zdarzeń. Teraz to dorośli mężczyźni, którym różnie się w życiu ułożyło i też mają swoje za uszami (projekt GIMLE, przekręty finansowe). Ich samych i ich problemy czytelnik poznaje już od początku powieści. Natłok obcojęzycznych nazwisk może na początku przytłoczyć i trochę namieszać, bowiem powieść Camilli Läckberg to jak pudełko puzzli – kilka, kilkanaście wątków to pojedyncze klocki, ale stopniowo łączą się one w większe całości aż do powstania kompletnego obrazu. A rozwiązanie spraw może zaskoczyć. Ale nieważne ile czasu minie od zbrodni, bo wcześniej czy później każdy powinien odpowiedzieć za swoje czyny.
Styl jasny i konkretny, klarowne opisy, ciekawie skonstruowana fabuła z wielowątkową akcją, lekkie pióro. Lecz według mnie największą siłą tej serii są bohaterowie.
Erica ze zmysłem spostrzegawczości, umiejętnością wyszukiwania i zdobywania informacji oraz pakowania się w tarapaty; drąży, dopóki się nie dowie wszystkiego. Patrick kieruje się zdrowym rozsądkiem i faktami, ale z prowadzeniem samochodu ma wciąż problemy. Bertil Mellberg, oficjalny szef policji, lubiący błyszczeć w mediach, to idealny przykład antypolicjanta. W tym tomie przeszedł samego siebie, kiedy niefachowo przeprowadził przesłuchanie, zaś na miejsce zbrodni wszedł przed technikami i wyjął ze ściany 2 pociski – jeszcze się cieszył, że zrobił to w rękawiczkach! Gösta ma swoje 5 minut, golf i samotność schodzą na dalszy plan, bo na pierwszym pojawia się dorosła już Ebba. Martin pojawia się tylko na początku powieści i w finalnej  akcji, bowiem zajmuje się swoją ciężko chorą żoną. Sekretarka Annie świetnie wyszukuje informacje, łagodzi Bertila i służy jako pomoc psychologiczna dla swych kolegów. Paula w zaawansowanej ciąży też chce być potrzebna, bo w domu się nudzi.
Fabrykantka aniołków ma otwarte zakończenie, co fanom Camilli Läckberg daje nadzieję, że może kiedyś autorka dopisze kolejne tomy. Bowiem książki tej szwedzkiej autorki czytają się same. Bohaterowie są zwykłymi ludźmi, którzy mogliby być naszymi sąsiadami, znajomymi. Bowiem w tych kryminałach nie tylko ważne są śledztwa, lecz codzienne życie policjantów z Fjällbanki i ich rodzin.

wtorek, 6 maja 2014

"Latarnik" Camilla Läckberg



Wydawnictwo Czarna Owca, Czarna Seria, Okładka miękka, Moja ocena 5/6
Fabuła: Jasna, letnia noc. Młoda kobieta wskakuje do samochodu. Chwyta kierownicę w zakrwawione dłonie. Wraz z synkiem znajdującym się na tylnym siedzeniu ucieka do jedynego znanego jej bezpiecznego miejsca − na wyspę Gråskär nieopodal Fjällbacki. Kilka dni później w swoim mieszkaniu zostaje zamordowany Mats Sverin, człowiek rzetelny i powszechnie lubiany, który po latach nieobecności powrócił do Fjällbacki, by zostać szefem gminnego wydziału finansów. Inspektor Patrik Hedström i policja w Tanumshede prześwietlają jego przeszłość i na jaw wychodzą rozmaite tajemnice. Okazuje się, że mężczyzna przed śmiercią odwiedził Gråskär, czyli Wyspę Duchów, jak ją nazywają okoliczni mieszkańcy... 


Szósty tom powieści sagi Camilli Läckberg czytałam wiele miesięcy temu. Teraz sięgnęłam po tom siódmy Latarnik, a mam wrażenie jakbym z bohaterami sagi w ogóle się nie rozstawała. W trakcie czytania opasłego tomiska stawali oni przede mną jak żywi i razem z nimi podążałam tropem śledztwa, a także byłam członkiem ich rodziny.
W Latarniku czytelnikowi towarzyszą duchy z II połowy XIX wieku zamieszkałe w latarni na Wyspie Duchów. I jak to duchy – jedni je widzą, inni nie. Ale wieści o ich istnieniu skutecznie odstraszają potencjalnych turystów. To w latarni doszło do niecodziennych wydarzeń w XIX wieku (poznajemy je ze specjalnych stron wplecionych w główną akcję, a pisanych kursywą). A i jeszcze wcześniej musiało się tam coś zdarzyć, skoro duchy już wtedy istniały. Ich grono stale się powiększało. Bo kto umrze na Wyspie Duchów, to tam zostaje jako duch. To tam jedzie ukryć się obecna właścicielka wyspy wraz ze swoim kilkuletnim synem. Ucieka przed czymś, przed kimś, a na jej dłoniach widnieje krew…
Tak się zaczyna siódmy tom sagi kryminalnej Camilli Läckberg. Wciąga on czytelnika od pierwszej strony. Akcja niby nie ma porywającego tempa, toczy się swobodnie, ale mimo wszystko dużo się dzieje, zarówno na posterunku, jak i w życiu bohaterów, głównie Patricka i Ericki oraz jej siostry i Dana. Ten kryminał (jak i inne z tej serii) ma w sobie dużo z powieści obyczajowej, ale to nie przeszkadza, a nawet pomaga, bo lepiej poznajemy bohaterów i społeczność Fjällbanki.
Równolegle jest prowadzonych kilka wątków: ucieczka Annie na Wyspę Duchów wraz z synem; tajemnicze morderstwo spokojnego Mattego – głównego księgowego z urzędu miasta zajmującego się sprawami finansowymi będącego właśnie na ukończeniu spa; ukrywanie się Madelaine wraz z trójką dzieci przed mężem katem; morderstwo Fredrika – szychy w pewnym światku; a także otwarcie spa we Fjällbance oraz problemy psychiczne siostry Ericki po utracie nienarodzonego syna w wypadku samochodowym.
Autorka przerywa te wątki w odpowiednich momentach, dozuje wiedzę i napięcie, żeby w finale je wszystkie ze sobą umiejętnie połączyć. Zakończenie na pewno częściowo można przewidzieć, jeśli się uważnie czytało. Ale tym razem w powieści zaskoczył mnie opis jednej drastycznej sceny. Plusem każdego tomu jest to, że można go czytać oddzielnie i niewiele się traci. Są wprawdzie odwołania do wcześniejszych części, jednak nie przytłaczają one bieżącej akcji.
Za każdym razem po przeczytaniu kolejnego tomu sagi Camilli L. zastanawiam się, za co je tak lubię i czemu je tak szybko czytam. I szczerze przyznam, że nie jestem w stanie udzielić pełnej odpowiedzi. Te kryminały bardzo mocno osadzone są w obyczajówce, a i bohaterowie są zwyczajnymi ludźmi z zaletami i wadami. Zwłaszcza szef posterunku Merkel potrafi wszystkim zaleźć za skórę swoją głupotą i nieodpowiedzialnością, ale i on potrafi być kochany, gdy opiekuje się swoim przyszywanym wnukiem. I ten specyficzny klimat szwedzkiej prowincji. Może to Skandynawia na mnie tak działa? Ja bardzo lubię tę sagę i już poluję na tom ósmy, niestety ostatni.

wtorek, 29 kwietnia 2014

"Nieszczelna sieć" Håkan Nesser

Håkan Nesser zdobył moje serce już dawno temu kryminałami z inspektorem Barbarottim w roli głównej. Nigdy nie ukrywałam, że jest to jeden z moich ulubionych autorów w ogóle, a skandynawskich w szczególności (może nawet i bije minimalnie Mankella w tym rankingu). Jednak komisarz Van Veeteren, kolejny popularny bohater Nessera w dalszym ciągu jest mi zagadką niż. W zasadzie dopiero zaczęłam go poznawać - najpierw za sprawą powieści pt. "Punkt Borkmanna", czytanej jakiś czas temu, teraz - "Nieszczelnej sieci", która to jest pierwszym tomem o śledztwach Van Veeterena.
Pewnego ranka nauczyciel historii i filozofii w miejscowym gimnazjum, Janek Mattias Mitter budzi się skacowany po wypiciu sporej ilości alkoholu. W łazience, w wannie znajduje swoją niedawno poślubioną żonę Evę, brutalnie zamordowaną. Nie wie, co się stało. Ostatnim jego wspomnieniem z minionego wieczoru jest wspólna kolacja i picie wina, jednak nic więcej. Chociaż nie pamięta, czy to on zamordował żonę, jest pewien, że tak naprawdę nic go z tym nie łączy, a prawdziwy sprawca po prostu wszedł nocą do domu i zabił Evę. Janek jest jednak głównym podejrzanym i zostaje postawiony przed sądem. Komisarz Van Veeteren jednak nie jest przekonany o jego winie, wręcz przeciwnie, wyczuwa w niej jakieś drugie dno. Wraz z kolejnymi ofiarami odkrywa prawdę, której nie spodziewał się nikt...
Jak już pisałam, Nessera uwielbiam i uwielbiać będę, a kolejna jego książka tylko mnie w tym utwierdza - ta nie jest wyjątkiem. Po raz któryś z kolei potrafił zainteresować mnie od pierwszych stron. Powieści, która nie jest zbyt gruba, nadał takie tempo, które sprawia, że jesteśmy ją w stanie przeczytać w dwa wieczory, chociaż nic tu nie dzieje się ani za szybko, ani za wolno. I przede wszystkim wszystko wydarzy się w swoim czasie. Ale... z czego Nessera kocham najbardziej i co czuć od razu, gdy weźmie się do ręki jego serię o Barbarottim, a o Veeterenie trochę mniej, to... klimat. Tajemnica wisząca w powietrzu, jakaś nieokreślona niewiadoma, ale unosząca się cały czas blisko nas, której jednak nie sposób uchwycić od razu, trzeba się sporo namęczyć. W "Nieszczelnej sieci" ten tajemniczy klimat znowu się pojawia, charakterystyczny jak dotąd tylko dla tego autora (bo jeszcze nigdy nie spotkałam się z tym przy żadnym innym). Może mniej go jest niż w Kymlinge, gdzie rezydował Barbarotti, ale jest, daje o sobie znać.
Van Veeteren też jest różny od Barbarottiego. Na pierwszy rzut oka w ogóle nie daje się lubić - facet w średnim wieku, wiecznie grzebiący w zębach wykałaczką, zamyślony, a przy tym gbur, apodyktyczny, niemiły, z którym współpracownicy raczej wchodzą w kontakty tylko wtedy, kiedy muszą. Jednak mimo wszystko łączy go z czytelnikiem jakaś nic sympatii, którą w zasadzie trudno jest wytłumaczyć. Ja go polubiłam, chociaż inne to jest "lubienie" niż w przypadku Barbarottiego. Tego ostatniego się lubi, bo inaczej nie można, przede wszystkim za poczucie humoru, za zalety; Van Veeterena natomiast pomimo wad. A może właśnie za te wady i niechęć do otoczenia?...
"Nieszczelna sieć" to jedna z pierwszych powieści Nessera. Ale to nic nie znaczy, bo gdy autor ma talent, to będzie go miał zarówno w pierwszej napisanej książce, jak i w ostatniej. Jest to również pierwsza powieść o tym komisarzu, druga, którą miałam okazję czytać. Na Håkanie naprawdę jednak trudno się zawieść. Mnie nie rozczarował jeszcze nigdy, wręcz przeciwnie, zawsze zaskakuje czymś nowym. Takich autorów jest mało, najważniejsze jednak, że są i że mamy przyjemność czytać ich powieści.

Recenzja również tutaj.

sobota, 12 kwietnia 2014

Geim i Buzz...

Wydawnictwo Czarna Owca, Okładki miękkie, Moja ocena obu tomów 5,5/6
Przyznaję, pewne książki czytam z opóżnieniem, długo po ich premierze, często, gdy fala zachwytów (lub krytyki) zniknie z blogosfery. No tak czasami mam i już. Tak właśnie było z pierwszymi dwoma tomami trylogii Andersa de la Motte. Czytałam tyle ochów i achów, iż do serii podchodziłam z wielką ostrożnością. Sami pewnie spotkaliście się z książkami, którymi inni (ba częstokroć prawie wszyscy) zachwycali się, a was one rozczarowały. W przypadku tej trylogii chciałam tego ew. rozczarowania uniknąć. Uznałam jednak, iż dłużej lektury nie chce odkładać i sięgnęłam po Geim, czyli 1. tom.
I totalne zaskoczenie, ale jak najbardziej pozytywne.
Bohaterem jest Henrik Pettersson w skrócie nazywany HP. I tak jak skrótowe jest jego imię i nazwisko, tak skrótowe są jego oczekiwania wobec życia - ma być kasa, seks i zero problemów. Mimo skończonych 31 lat, HP nie posiada żadnych ambicji odnośnie wykształcenia, czy pracy zawodowej. Pewnego dnia w podmiejskim pociągu znajduje wypasioną, bezpańską komórkę. Oczywiście zabiera ją ze sobą. Jest to początek jego nowego życia, ale czy na pewno lepszego od tego, które dotychczas wiódł? HP przystępuje bowiem do Gry w Alternatywną Rzeczywistość. To co początkowo jest świetną zabawą, niesamowitą adrenaliną, co sprawia, że HP w swoim mniemaniu jest gwiazdą, czuje się jak na haju, doprowadzi go do momentu, gdy otrze się on o śmierć.  
A czym jest owa tajemnicza Gra? Oto co widzi na ekranie HP:
Witaj w nowym wymiarze, w świecie, w którym rzeczywistość jest grą, a Gra - rzeczywistością.
Witaj w świecie najmocniejszych wrażeń!
Witaj w Grze!  
Gdy HP dowie się czym jest na prawdę Gra znajdzie się na samej krawędzi walcząc zarówno z Grą, ludźmi za nią stojącymi, jak i własnymi słabościami. Jednak sama gra w Grę to nie koniec problemów HP. Czyha na niego o wiele więcej niebezpieczeństw. Równolegle toczy się wątek Rebecci Normen, komisarz pracującej w Biurze Ochrony Rządu,będącej równie skuteczną w tym co robi, jak tajemniczą w zakresie życia prywatnego. Co łączy ją z HP? Tego dowiecie się w  trakcie lektury trylogii, do czego gorąco zachęcam. Autorowi udało się stworzyć opowieść niebanalną, dostosowaną do błyskawicznie zmieniającej się rzeczywistości.  Bardzo ciekawym jest zastosowanie potocznego, czasami niezwykle prostego, wręcz ubogiego języka, który idealnie współgra z bohaterami. Sporo w treści zwrotów angielskich, slangu, często przekleństw. O dziwo nie razi to w ogóle, gdyż idealnie pasuje do treści.
Geim jest świetnie napisana i doskonale, z ogromnym wyczuciem przetłumaczona na język polski. Uznanie dla co by nie mówić, ciężkiej pracy tłumacza.
Buzz, to 2. tom trylogii autorstwa Andersa de la Motte. 1. tom tak mi się spodobał, ba momentami zachwycił, iż niezwłocznie po zakończeniu lektury, sięgnęłam po kolejna część trylogii. Przyznam się, iż odrobinę bałam się rozczarowania. Wszak zdarza się (i to nazbyt często), iż 1. tom  jest świetny, a pozostałe, no cóż pozostawiają wiele do życzenia. W tym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Buzz jest równie doskonałe jak Geim, a swoją pomysłowością i nagłymi zwrotami akcji autor po raz kolejny mnie zadziwił. Tym razem HP tuła się po świecie, nigdzie na dłużej nie zagrzewa miejsca. Niby jest wolnym ptakiem, ale tak naprawdę nadal ucieka. Przed kim, a może przed czym? Czy koniec 2. tomu oznacza koniec kłopotów z Grą? Tego nie zdradzę. Ponownie za to zachęcam do lektury. Na mnie czeka jeszcze 3. tom z czego się bardzo cieszę.

niedziela, 16 marca 2014

Arne Dahl "Ciemna liczba" VIII tom cyklu o Drużynie A

Arne Dahl stworzył mój ulubiony cykl skandynawskich kryminałów „Drużyna A” opowiadających o tejże drużynie, czyli grupie najlepszych policjantów ze Szwecji, wybranych w pierwszym tomie do poprowadzenia niezwykle prestiżowego śledztwa. Ta grupa zadziałała, i stała się odrębnym formalnie zespołem gliniarzy. Zadziałał również pomysł na fabułę, by zamiast jednego zmęczonego życiem komisarza w średnim wieku bohaterami kryminałów uczynić różnorodny zespół ludzi. Jednak, niestety, o ile w warstwie postaci ten pomysł wciąż działa, o tyle w warstwie czysto kryminalnej cykl powoli acz nieubłagalnie zniża loty. Jeszcze nie jest źle, ale chyba dobrze, że do końca pozostały tylko 3 tomy. Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym…

Ponownie Arne Dahl wraca do tematu pedofilii i pornografii dziecięcej, która po szybkim rozwoju Internetu na przełomie ostatnich lat zyskała zupełnie nowe sposoby rozwoju, za którymi państwo prawa nie zawsze jest w stanie nadążyć. Bohaterowie powieści stawią czoła najbardziej wyrafinowanej siatce internetowych pedofilów w historii szwedzkich kryminałów. Jednak nie tylko policja będzie na nich czyhać – gdzieś w ukryciu działa sekciarska organizacja, wielbiąca „pozytywną siłę życiową jaką jest seksualność”, której głównym celem będzie ukrócenie działalności tych, których życiem rządzi „popęd śmierci  czyli negatywna seksualność”. A obie strony są super zorganizowane, bogate i są specami od komputerów. No helloł.

Zawsze w powieściach Dahla głównym motywem jest jakiś problem społeczny – tutaj mamy do czynienia z najgorszym z nich, czyli pedofilią, zawsze Drużyna pracuje nad kilkoma sprawami, które gdzieś w połowie zaczynają się łączyć (tak jest i tutaj) i zawsze są jakieś elementy nieprawdopodobieństwa i zbiegu okoliczności, które zwykle kupuję i mi nie przeszkadzają. Ciemna liczba początkowo jawi się jako klasyczny, statyczny kryminał – bohaterowie szukają zaginionej nastolatki, prawdopodobnie porwanej przez element zagraniczny. Jednocześnie odkrywają, że na terenie Sztokholmu działa bardzo wyrafinowany zabójca, dekapitujący swoje ofiary struną od fortepianu. Gdzieś w mieście elektryk kradnie historyczny szkielet z dodatkową kością. A przyzwoity glina oskarżony jest o molestowanie seksualne. Do tego momentu wszystko jest ok, czyta się może bez szału ale dobrze i ciekawie. A potem na scenę wchodzi wspomniana wyżej sekta z XVII wieku, i ciągnie całą powieść w dół pseudofilozoficznymi rozważaniami, czego nie ratuje nawet spektakularna strzelanina na końcu.

To nie jest ten tom, od którego należy zaczynać przygodę z Arne Dahlem. Na tle całego cyklu Ciemna liczba jest słabsza od najsłabszego tomu, którym w mojej ocenie był Na szczyt góry. Ale z drugiej strony – każdemu autorowi się zdarza, więc pozostaje mieć nadzieję, że tom dziewiąty będzie lepszy.

Moja ocena: 4/6 (powinno być 3,5 ale po starej znajomości…)

Arne Dahl Ciemna liczba
Tłum. Robert Kędzierski (dzięki ci, Czarna Owco, za powrót do tego tłumacza, czyta się to o wiele płynniej niż poprzednie dwa tomy!)
Wyd. Czarna Owca

Warszawa 2014

piątek, 15 listopada 2013

Arne Dahl "Msza żałobna"

O tym, że szwedzkie kryminały czyta się głównie dla tego społecznego komentarza w tle, nie trzeba nikomu przypominać. O tym, że w tychże kryminałach zbrodnia zwykle bierze swe początki w problemach nękających współczesnych Szwedów, to też już banał. Tym razem jednak Arne Dahl poszedł o krok dalej – i wylądował jedną nogą w Iraku, a drugą w Stalingradzie.

W siódmym tomie cyklu o Drużynie A nieco zmieniona w składzie, ale wciąż niezawodna śmietanka szwedzkiej policji otrzymuje szczególne zadanie – wraz z przełożonymi i ekspertami wchodzą w skład sztabu kryzysowego, gdy dwaj zamaskowani mężczyźni barykadują się w banku z zakładnikami, grożąc wysadzeniem całej dzielnicy. Dodatkowym elementem, czyniącym zadanie jeszcze trudniejszym, jest fakt, iż jednym z zakładników jest osoba bliska niektórym członkom drużyny. W trakcie działań grupy szybkiego reagowania ma miejsce incydent, który włącza w obręb działań wydział spraw wewnętrznych i byłego członka Drużyny – Paula Hjelma. Drużyna A i BSW muszą razem rozwikłać szaradę, która początkowo zdawała się być zwykłym rabunkiem.

Dahl w Mszy żałobnej prowadzi bardzo ciekawe rozważania na temat wojny. Wojna jest obecna wszędzie, jest obserwowana w telewizji, czytamy o niej w dzienniku z czasów drugiej wojny światowej, zaś wojny można zaobserwować nawet między tymi, którzy winni stać po tej samej stronie prawa. W powieści będą też mniej lub bardziej odległe w czasie historie rodem z zimnej wojny, i wreszcie będą małe wojny małżeńskie. Wszystko, co się tutaj wydarzy, związane jest z jakąś wojną, a wszystkie polityczne wojny toczą się o jeden i ten sam surowiec – ropę.

Autor bardzo zmyślnie łączy wszystkie pozornie poszarpane wątki, romansując całkiem udanie z powieścią sensacyjną i szpiegowską, nie zatracając dobrze znanego z poprzednich tomów kryminalnego charakteru. I mimo iż całość pokryta jest szwedzkim, marcowym mrokiem, jest tu też miejsce na trochę humoru, trochę miłości i trochę przyjaźni. I to czyni tą powieść wyjątkową.

Moja ocena: 5/6

Arne Dahl Msza żałobna
Wyd. Czarna Owca
Warszawa 2013-11-14

Cykl o Drużynie A:
1.       Misterioso
2.       Zła krew
3.       Na szczyt góry
4.       Europa blues
5.       Wody wielkie
6.       Sen nocy letniej

7.       Msza żałobna