Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Nesser tym razem kryminalny, choć także mocno psychologiczno-obyczajowy. Niezależnie od tego, jaką książkę Nesser napisze, zawsze trzyma najwyższą formę. To mistrz łączenia różnorodnych gatunków literackich. Nie inaczej jest z Oczami....
Po raz kolejny pisarz pokazał, iż życie nigdy nie jest takim, jakim nam się wydaje i genialnie oddał psychologiczną głębię i wymowę powieści oraz ukazał, iż nawet za najbardziej makabryczną zbrodnią kryje się coś więcej, dużo więcej. Dodatkowo owa makabryczna zbrodnia wcale nie musi oznaczać rzezi czy zbiorowego morderstwa. Może być ona zupełnie czym innym.
Celowo nie napiszę nic o treści książki, ponieważ po pierwsze nie bardzo wiem, jak miałabym to zrobić bez spojlerowania, a po drugie fabuła jest skomplikowana (choć na pierwszy rzut oka taką się nie wydaje), wielowątkowa, wielowarstwowa i zmusza do uruchomienia sporej liczby szarych komórek w trakcie lektury.
Autor po raz kolejny pod płaszczykiem zbrodni i niewielkiej tajemnicy prezentuje dużo, dużo więcej.
Historia (z pozoru bardzo błaha, wręcz banalna) rozgrywa się w 1995 roku w niewielkim szwedzkim miasteczku. Nesserowi należą się gorące brawa za bardzo ciekawe i drobiazgowe nakreślenie realiów takiej społeczności. W ogóle skandynawska (a szwedzka w szczególności) literatura lubuje się w opisach społeczeństwa, ukazaniu postaci, szczegółowej wiwisekcji charakterów i przeszłości. Autor Oczu... jest nieodrodnym skandynawskim psiarzem. Jego bohaterowie są świetnie nakreśleni, ich przeszłość ukazana bardzo drobiazgowo. Podobnie z wpływem przeszłości na bieżące wydarzenia i samo rozwiązanie zagadki.
Historię, która niespodziewanie w ekspresowym, jak na skandynawskie warunki tempie ewoluuje, poznajemy z punktu widzenia różnych osób. Daje to nam możliwość pełniejszego poznania wydarzeń.
Dodatkowo sporą porcję wiedzy pozyskujemy z pamiętnika, który przed swoją zagadkową śmiercią pisał tytułowy Eugen Kallmann, nauczyciel języka szwedzkiego w szkole w mieścinie, w której toczy się akcja. Gdy bohaterowie książki zagłębiają się w tajemnicze zapiski Kallmanna wydaje im się, że mają przed sobą wszystkie elementy układanki i klucz do rozwiązania tajemnicy. Nie wiedzą, jak bardzo się mylą.
Zakończenie książki zaskakuje i to bardzo. Co ciekawe, zakończenie książki absolutnie nie jest rozwiązaniem zagadki. Samą tajemnicę rozwiązujemy dużo wcześniej, a książka kończy się....tego nie zdradzę. Nan tylko nadzieje, że całość przypadnie wam do gustu. Nie oceniajcie Oczu... przed przeczytaniem zakończenia.
Gorąco polecam, przez cały czas lektury towarzyszył mi wewnętrzny niepokój i mocno wyczuwalny nastrój grozy. Warto dać książce szansę, choć jestem przekonana, że nie wszystkim ona przypadnie do gustu. Nie jest to bowiem typowy kryminał, ani typowa powieść obyczajowo- społeczna. To jest po prostu Hakan Nesser.
Zapraszamy wszystkich miłośników literatury skandynawskiej, islandzkiej, fińskiej... nie tylko kryminałów...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hakan nesser. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hakan nesser. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 8 sierpnia 2017
piątek, 5 września 2014
"Rzeźniczka z Małej Birmy" Håkan Nesser
Długo czekałam, by móc w końcu dorwać tę książkę w swoje ręce. Od
jakiegoś czasu jestem wielką fanką nie tylko Nessera, ale i jego
bohatera, Gunnara Barbarottiego. Nie mogłam się doczekać, kiedy piąta
część jego przygód trafi w moje ręce, w końcu doszłam do wniosku, że
dłużej czekać nie mam zamiaru i kupiłam e-booka (w końcu jestem od
dłuższego czasu posiadaczką Kindle'a). I nie żałuję ani wydanych na tę
książkę pieniędzy, ani czasu jej poświęconego - dla mnie Håkan Nesser
bezsprzecznie jest mistrzem skandynawskiego (i nie tylko) kryminału i to
się chyba jeszcze długo nie zmieni.
Jeśli ktoś, kto ma w planach poznać tę serię, ale tak naprawdę jeszcze
jej nie zna lub nie zna wszystkich tomów, niech tej recenzji nie czyta.
No chyba, że chce dowiedzieć się, co się wydarzy w życiu Barbarottiego -
ja bym nie chciała. Ostrzegłam, mogę więc pisać dalej, a Wy czytać na
własną odpowiedzialność. Bo powiem szczerze: zaskoczył mnie już pierwszy
rozdział. Dlaczego? Cóż, Barbarotti w "Rzeźniczce" nie będzie w zbyt
dobrej formie, a na pewno w gorszej, niż był do tej pory. Będzie musiał
się bowiem zmierzyć ze... śmiercią własnej żony. Dla mnie było to dość
dużym szokiem, nie tylko dlatego, że polubiłam Marianne, ale również
dlatego, że... no cóż, małżonkowie, już niemłodzi, chyba nie zdążyli się
zbytnio nacieszyć swoją miłością i szczęściem. Takie mam niestety
wrażenie i takie też wrażenie wywołuje na czytelniku "Rzeźniczka z Małej
Birmy". Gunnar będzie musiał więc zmierzyć się z tym wszystkim, a
wiadomo, że niełatwo jest się pozbierać po śmierci bliskiej osoby. W
ramach rehabilitacji dostaje więc od odchodzącego na emeryturę szefa
nierozwiązaną sprawę sprzed pięciu lat w celu zastanowienia się, co się z
tym fantem da jeszcze zrobić. Dla nas, czytających, oczywiste jest, że
jest to dla Gunnara Barbarottiego "zapychacz", coś, co pozwoli mu
zapomnieć choć na chwilę o śmierci żony... Ale czy na pewno? Sam
inspektor ma wątpliwości, a im bliżej końca, coraz więcej wątpliwości ma
i czytelnik.
Sama sprawa, która została powierzona komisarzowi, zbyt skomplikowana
nie jest. Mała Birma to gospodarstwo, gdzie przed laty zginął z rąk żony
mężczyzna - kobiety, która jak na płeć piękną miała typowo męski zawód.
Za morderstwo Ellen została skazana na 11 lat więzienia i swoją karę
odsiedziała. Jednak jakiś czas potem w tym samym domu ginie bez śladu
kolejny mężczyzna. Nigdy nie odnaleziono jego zwłok, nigdy potem nikt go
nie widział ani o nim nie słyszał. Nikt więc nie poniósł kary za jego
zniknięcie. Sprawa nie została nigdy rozwiązana, ale po pięciu latach od
umorzenia śledztwa wraca, tym razem na biurko Barbarottiego -
odchodzący szef chce bowiem uporządkować przed odejściem wszystko, co
się da. Ale czy na pewno?... Cóż, na pewno rozwiązanie owej zagadki już
takie proste nie będzie; skoro pięć lat temu było trudno je znaleźć,
teraz z pewnością będzie jeszcze trudniej. Szczególnie dla głównego
bohatera, przed którym non stop stoi wizerunek zmarłej żony, ale również
sam powód, dla którego dostał takie zadanie. Po co bowiem zajmować się
sprawą, o której wszyscy już dawno zapomnieli, rozmawiać z osobami, z
którymi już wcześniej rozmawiano po wiele razy, wyciągać znów na wierzch
stare brudy, które najchętniej chciałoby się zakopać jak
najgłębiej?...
Ten powód w końcu się wyłoni - bez obaw. To jest w końcu Håkan Nesser, a
ten zawsze prędzej czy później zaskakuje. Tutaj nie będzie wyjątku.
Chociaż samej akcji nigdzie nie spieszno, jest wolno, czasem nawet za
wolno, a wszystko przykryte jest tajemnicą (co w serii o Barbarottim
chyba lubię najbardziej, ten niepowtarzalny nigdzie indziej klimat), to
mogę Wam zagwarantować, że autor zaskoczy nie raz i nie tylko w
zakończeniu. Ja go właśnie za to najbardziej cenię. I za to właśnie
lubię powieści o Barbarottim. Żeby nie było, Van Veeterena też lubię,
ale te dwa cykle i dwaj bohaterowie są od siebie tak różni, że po prostu
nie sposób ich porównywać. I najlepiej przekonać się o tym na własnej
skórze. Będzie również trochę rozmyślań i tęsknoty, będzie trochę
wynurzeń niekoniecznie związanych ze śledztwem, będzie kilka rozmów z
Bogiem - z czego Gunnar już jest nam dobrze znany, swoją drogą uwielbiam
dociekliwość bohatera i niekiedy cynizm samego Boga :-)
Już tyle dobrych recenzji dostał ode mnie Håkan Nesser, że nie będę się
teraz po raz kolejny rozpisywać, dlaczego warto po niego sięgnąć. Warto i
już. A jak ktoś jeszcze ma przed sobą jego twórczość, to zachęcam do
tego, aby zacząć właśnie od tej serii - ja tak zrobiłam i do tej pory
nie mija mi do niej sentyment. A Håkan jest dla mnie od tamtej pory
niedoścignionym mistrzem, nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś mu dorówna.
Etykiety:
czarna owca,
czarna seria,
hakan nesser,
kryminał,
kryminał szwedzki,
literatura szwedzka,
powieść,
szwedzki,
Trinity,
wydawnictwo czarna owca
wtorek, 29 kwietnia 2014
"Nieszczelna sieć" Håkan Nesser
Håkan Nesser zdobył moje serce już dawno temu kryminałami z inspektorem
Barbarottim w roli głównej. Nigdy nie ukrywałam, że jest to jeden z
moich ulubionych autorów w ogóle, a skandynawskich w szczególności (może
nawet i bije minimalnie Mankella w tym rankingu). Jednak komisarz Van
Veeteren, kolejny popularny bohater Nessera w dalszym ciągu jest mi
zagadką niż. W zasadzie dopiero zaczęłam go poznawać - najpierw za
sprawą powieści pt. "Punkt Borkmanna", czytanej jakiś czas temu, teraz -
"Nieszczelnej sieci", która to jest pierwszym tomem o śledztwach Van
Veeterena.
Pewnego ranka nauczyciel historii i filozofii w miejscowym gimnazjum,
Janek Mattias Mitter budzi się skacowany po wypiciu sporej ilości
alkoholu. W łazience, w wannie znajduje swoją niedawno poślubioną żonę
Evę, brutalnie zamordowaną. Nie wie, co się stało. Ostatnim jego
wspomnieniem z minionego wieczoru jest wspólna kolacja i picie wina,
jednak nic więcej. Chociaż nie pamięta, czy to on zamordował żonę, jest
pewien, że tak naprawdę nic go z tym nie łączy, a prawdziwy sprawca po
prostu wszedł nocą do domu i zabił Evę. Janek jest jednak głównym
podejrzanym i zostaje postawiony przed sądem. Komisarz Van Veeteren
jednak nie jest przekonany o jego winie, wręcz przeciwnie, wyczuwa w
niej jakieś drugie dno. Wraz z kolejnymi ofiarami odkrywa prawdę, której
nie spodziewał się nikt...
Jak już pisałam, Nessera uwielbiam i uwielbiać będę, a kolejna jego
książka tylko mnie w tym utwierdza - ta nie jest wyjątkiem. Po raz
któryś z kolei potrafił zainteresować mnie od pierwszych stron.
Powieści, która nie jest zbyt gruba, nadał takie tempo, które sprawia,
że jesteśmy ją w stanie przeczytać w dwa wieczory, chociaż nic tu nie
dzieje się ani za szybko, ani za wolno. I przede wszystkim wszystko
wydarzy się w swoim czasie. Ale... z czego Nessera kocham najbardziej i
co czuć od razu, gdy weźmie się do ręki jego serię o Barbarottim, a o
Veeterenie trochę mniej, to... klimat. Tajemnica wisząca w powietrzu,
jakaś nieokreślona niewiadoma, ale unosząca się cały czas blisko nas,
której jednak nie sposób uchwycić od razu, trzeba się sporo namęczyć. W
"Nieszczelnej sieci" ten tajemniczy klimat znowu się pojawia,
charakterystyczny jak dotąd tylko dla tego autora (bo jeszcze nigdy nie
spotkałam się z tym przy żadnym innym). Może mniej go jest niż w
Kymlinge, gdzie rezydował Barbarotti, ale jest, daje o sobie znać.
Van Veeteren też jest różny od Barbarottiego. Na pierwszy rzut oka w
ogóle nie daje się lubić - facet w średnim wieku, wiecznie grzebiący w
zębach wykałaczką, zamyślony, a przy tym gbur, apodyktyczny, niemiły, z
którym współpracownicy raczej wchodzą w kontakty tylko wtedy, kiedy
muszą. Jednak mimo wszystko łączy go z czytelnikiem jakaś nic sympatii,
którą w zasadzie trudno jest wytłumaczyć. Ja go polubiłam, chociaż inne
to jest "lubienie" niż w przypadku Barbarottiego. Tego ostatniego się
lubi, bo inaczej nie można, przede wszystkim za poczucie humoru, za
zalety; Van Veeterena natomiast pomimo wad. A może właśnie za te wady i
niechęć do otoczenia?...
Recenzja również tutaj.
Etykiety:
czarna owca,
czarna seria,
hakan nesser,
kryminał,
kryminał szwedzki,
literatura szwedzka,
powieść,
skandynawska,
szwedzki,
Trinity,
wydawnictwo czarna owca
sobota, 16 listopada 2013
Kobieta ze znamieniem - Hakan Nesser
Wydawnictwo Czarna Owca, Okładka miękka, 328 s., Moja ocena 5/6
Kobieta ze znamieniem, to czwarty tom znakomitej i wielokrotnie nagradzanej serii kryminalnej o komisarzu Van Veeterenie. Wg. mnie to także tom najlepszy.
Mężczyzna w średnim wieku zostaje zamordowany w swoim domu. Sprawca oddaje do niego dwa precyzyjne strzały. Tylko dwa strzały i aż dwa. Na miejsce zbrodni przybywa komisarz Van Veeteren wraz z zespołem. Prowadzone przesłuchania szybko ujawniają, iż co prawda (jak twierdzi żona) nikt do zmarłego nie żywił niechęci, ale był on od jakiegoś czasu dręczony głuchymi telefonami. Czy mają one coś wspólnego z tajemniczym zabójstwem)
Wkrótce w identyczny sposób ginie kolejny mężczyzna. Te same okoliczności, ten sam modus operandi i całkowity brak powodu obu zabójstw i powiązań między ofiarami. Coś jednak musi ich łączyć. W tak zadziwiający zbieg okoliczności nikt nie wierzy, a tym bardziej nasz odrobinę staroświecki, irytujący, ale jednak uroczy komisarz. Rozpoczyna się żmudne (jak to u Van Veeterena) śledztwo. A czas goni. Trwa swoisty wyścig zarówno z czasem, jak i bezwzględnym zabójcą.
Śledztwo trąci z lekka myszką, ale przez to ma swój specyficzny klimat. I chociaż od początku wiemy, kto zabija, nie mamy pojęcia dlaczego to robi. W momencie, gdy poznacie pobudki morderczyni, czeka na was wielka niespodzianka.
Kryminały Nessera są specyficzne, takie typowo, momentami aż do bólu skandynawskie. Nie inaczej jest z Kobietą ze znamieniem. Zakończenie prowadzonego przez komisarza śledztwa jest niezwykle smutne, ale i dające wiele do myślenia. Nesser w prostej opowieści zastanawia się nad rolą ofiary, jej prawem do zemsty i czy pomszczenie ma sens.Czy jednym złem da się wymazać inne?
Ciężka tematyka w z pozoru błahej opowieści. Ale Nesser nie pisze prostych książek. Zawsze pod płaszczykiem kryminału, kryje się coś więcej, coś co zmusza do zatrzymania się i zastanowienia nad życiem, ale i nie tylko.
Gorąco zachęcam do lektury. Doskonała pozycja nie tylko na jesienno-zimowe wieczory. Nesser jednak ma klasę i nadal trzyma wysoki poziom.
Kobieta ze znamieniem, to czwarty tom znakomitej i wielokrotnie nagradzanej serii kryminalnej o komisarzu Van Veeterenie. Wg. mnie to także tom najlepszy.
Mężczyzna w średnim wieku zostaje zamordowany w swoim domu. Sprawca oddaje do niego dwa precyzyjne strzały. Tylko dwa strzały i aż dwa. Na miejsce zbrodni przybywa komisarz Van Veeteren wraz z zespołem. Prowadzone przesłuchania szybko ujawniają, iż co prawda (jak twierdzi żona) nikt do zmarłego nie żywił niechęci, ale był on od jakiegoś czasu dręczony głuchymi telefonami. Czy mają one coś wspólnego z tajemniczym zabójstwem)
Wkrótce w identyczny sposób ginie kolejny mężczyzna. Te same okoliczności, ten sam modus operandi i całkowity brak powodu obu zabójstw i powiązań między ofiarami. Coś jednak musi ich łączyć. W tak zadziwiający zbieg okoliczności nikt nie wierzy, a tym bardziej nasz odrobinę staroświecki, irytujący, ale jednak uroczy komisarz. Rozpoczyna się żmudne (jak to u Van Veeterena) śledztwo. A czas goni. Trwa swoisty wyścig zarówno z czasem, jak i bezwzględnym zabójcą.
Śledztwo trąci z lekka myszką, ale przez to ma swój specyficzny klimat. I chociaż od początku wiemy, kto zabija, nie mamy pojęcia dlaczego to robi. W momencie, gdy poznacie pobudki morderczyni, czeka na was wielka niespodzianka.
Kryminały Nessera są specyficzne, takie typowo, momentami aż do bólu skandynawskie. Nie inaczej jest z Kobietą ze znamieniem. Zakończenie prowadzonego przez komisarza śledztwa jest niezwykle smutne, ale i dające wiele do myślenia. Nesser w prostej opowieści zastanawia się nad rolą ofiary, jej prawem do zemsty i czy pomszczenie ma sens.Czy jednym złem da się wymazać inne?
Ciężka tematyka w z pozoru błahej opowieści. Ale Nesser nie pisze prostych książek. Zawsze pod płaszczykiem kryminału, kryje się coś więcej, coś co zmusza do zatrzymania się i zastanowienia nad życiem, ale i nie tylko.
Gorąco zachęcam do lektury. Doskonała pozycja nie tylko na jesienno-zimowe wieczory. Nesser jednak ma klasę i nadal trzyma wysoki poziom.
Subskrybuj:
Posty (Atom)