Håkan Nesser zdobył moje serce już dawno temu kryminałami z inspektorem
Barbarottim w roli głównej. Nigdy nie ukrywałam, że jest to jeden z
moich ulubionych autorów w ogóle, a skandynawskich w szczególności (może
nawet i bije minimalnie Mankella w tym rankingu). Jednak komisarz Van
Veeteren, kolejny popularny bohater Nessera w dalszym ciągu jest mi
zagadką niż. W zasadzie dopiero zaczęłam go poznawać - najpierw za
sprawą powieści pt. "Punkt Borkmanna", czytanej jakiś czas temu, teraz -
"Nieszczelnej sieci", która to jest pierwszym tomem o śledztwach Van
Veeterena.
Pewnego ranka nauczyciel historii i filozofii w miejscowym gimnazjum,
Janek Mattias Mitter budzi się skacowany po wypiciu sporej ilości
alkoholu. W łazience, w wannie znajduje swoją niedawno poślubioną żonę
Evę, brutalnie zamordowaną. Nie wie, co się stało. Ostatnim jego
wspomnieniem z minionego wieczoru jest wspólna kolacja i picie wina,
jednak nic więcej. Chociaż nie pamięta, czy to on zamordował żonę, jest
pewien, że tak naprawdę nic go z tym nie łączy, a prawdziwy sprawca po
prostu wszedł nocą do domu i zabił Evę. Janek jest jednak głównym
podejrzanym i zostaje postawiony przed sądem. Komisarz Van Veeteren
jednak nie jest przekonany o jego winie, wręcz przeciwnie, wyczuwa w
niej jakieś drugie dno. Wraz z kolejnymi ofiarami odkrywa prawdę, której
nie spodziewał się nikt...
Jak już pisałam, Nessera uwielbiam i uwielbiać będę, a kolejna jego
książka tylko mnie w tym utwierdza - ta nie jest wyjątkiem. Po raz
któryś z kolei potrafił zainteresować mnie od pierwszych stron.
Powieści, która nie jest zbyt gruba, nadał takie tempo, które sprawia,
że jesteśmy ją w stanie przeczytać w dwa wieczory, chociaż nic tu nie
dzieje się ani za szybko, ani za wolno. I przede wszystkim wszystko
wydarzy się w swoim czasie. Ale... z czego Nessera kocham najbardziej i
co czuć od razu, gdy weźmie się do ręki jego serię o Barbarottim, a o
Veeterenie trochę mniej, to... klimat. Tajemnica wisząca w powietrzu,
jakaś nieokreślona niewiadoma, ale unosząca się cały czas blisko nas,
której jednak nie sposób uchwycić od razu, trzeba się sporo namęczyć. W
"Nieszczelnej sieci" ten tajemniczy klimat znowu się pojawia,
charakterystyczny jak dotąd tylko dla tego autora (bo jeszcze nigdy nie
spotkałam się z tym przy żadnym innym). Może mniej go jest niż w
Kymlinge, gdzie rezydował Barbarotti, ale jest, daje o sobie znać.
Van Veeteren też jest różny od Barbarottiego. Na pierwszy rzut oka w
ogóle nie daje się lubić - facet w średnim wieku, wiecznie grzebiący w
zębach wykałaczką, zamyślony, a przy tym gbur, apodyktyczny, niemiły, z
którym współpracownicy raczej wchodzą w kontakty tylko wtedy, kiedy
muszą. Jednak mimo wszystko łączy go z czytelnikiem jakaś nic sympatii,
którą w zasadzie trudno jest wytłumaczyć. Ja go polubiłam, chociaż inne
to jest "lubienie" niż w przypadku Barbarottiego. Tego ostatniego się
lubi, bo inaczej nie można, przede wszystkim za poczucie humoru, za
zalety; Van Veeterena natomiast pomimo wad. A może właśnie za te wady i
niechęć do otoczenia?...
Recenzja również tutaj.
Książek Hakana Nessera jeszcze nie czytałam, ale chyba w końcu się na nie skuszę - na razie czytam Lackberg ;)
OdpowiedzUsuń