Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 19 grudnia 2017

Mons Kallentoft - "Duchy Wiatru"

Tytuł: Duchy wiatru
Cykl: Komisarz Malin Fors (tom 7)
Autor: Mons Kallentoft
Stron: 304
Gatunek: Thriller, kryminał, kryminał skandynawski
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
ISBN: 978-83-781-8587-1

Przyszedł, więc czas na kolejny tom o przygodach stworzonej przez Kallentofta komisarz Malin Fors. To nie była jedna z tych książek, w których zakochałam się od pierwszej strony. Raczej się od niej męczyłam. Styl autora nie sprzyjał szybkiemu czytaniu, czasami mnie zniechęcał, a jednak miał w sobie coś co powodowało, że brnęłam dalej, a po pierwszej powieści już czekałam na kolejną. I tak oto mam za sobą 8 tomów (wiem, że tu pisze 7, ale nawet mi zdarza się przeczytać coś nie po kolei). 

Malin Fors jest komisarzem policji. Zmaga się z demonami. W jej przypadku jest to uzależnienie od alkoholu. Ma okresy gdy udaje jej się żyć bez niego, ale bywają momenty, gdy głos zachęcający jest zbyt głośny i w tedy się łamie. Najgorsze, że obawia się iż córka popełni jej błędy - również lubi wypić. Jednak Tove wciąż szuka swojego miejsca na ziemi. Nie wie tak na prawdę co chce robić ani gdzie. Na razie pracuje w domu spokojnej starości w Linkopingu. Choć z początku nie była przekonana to musiała przyznać sama przed sobą, że podoba jej się tam i łatwo nawiązała kontakty ze staruszkami w lepszym stanie psychicznym. Oni sami też chętnie z tego korzystają, bo wielu z nich nie ma rodziny, która mogła by ich odwiedzić, a części rodzina znać nie chce. Najbliższy kontakt nastolatka nawiązuje z Konradem Karlssonem. Jest w ogromnym szoku, gdy pewnego dnia zaglądając do niego do pokoju widzi go nieżywego. I nie zmarł on śmiercią naturalną. Pierwszy wniosek to samobójstwo - staruszek powiesił się na kablu od dzwonka do wzywania pielęgniarek. Jednak nikt w to nie może uwierzyć, bo nie wykazywał on żadnych oznak depresji czy chęci odebrania sobie życia. Był pogodnym i radosnym człowiekiem mimo częściowego paraliżu po udarze. Jak się okazuje podejrzenia, że Konrad nie byłby skłonny do samobójstwa szybko się potwierdzają. Sekcja zwłok potwierdza, że mężczyzna został zamordowany. Sprawa trafia w ręce policji, a dokładniej do matki Tove czyli Malin Fors. Wszczęte śledztwo jest pełne niejasności oraz znaków zapytania. Wielu podejrzanych, ale praktycznie zero dowodów. W trakcie śledztwa na jaw wychodzi fakt jak złe warunki maja pracownicy w domu spokojnej starości. Personel jest przemęczony i choć robi wszystko by pensjonariusze byli zadowoleni i mieli wszystko to jest ich po prostu za mało. A płaca za tak ciężką pracę też nie zachęca do większego poświęcenia...

Kolejny tom cyklu, który jest na prawdę ciekawy i wciągający choć odnoszę tym razem wrażenie, że lekko niedopracowany. Jak by autor nie wyciągnął z wybranego tematu wszystkiego co można by uzyskać. Kallentoft w dalszym ciągu stawia na przeplataną narracje - pierwszoosobową oraz trzecioosobową. Jest też narracja zmarłego i oczywiście psychologiczne rozmyślenia wyjęte bezpośrednio z głów bohaterów. Do tego poetycki język, który niektórych starszy innych uwodzi. Polecam ogromnie autora i jego książki także drugą serię pisaną na spółkę z Markusem Luttermanem. A dziś powiem, że Monsa Kallentofta można traktować jak zieloną herbatę. Ją można po pierwszym łyku pokochać lub znienawidzić. Tak samo jest z autorem. Po pierwszych stronach albo zostanie Twoim ulubieńcem albo wrogiem. Przekonaj się sam.


<Ocena: 8/10>

www.swiatmiedzystronami.blogspot.com

Johanna Mo - "Tak sobie wyobrażałam śmierć"

Tytuł: Tak sobie wyobrażałam śmierć
Seria: Editio Black
Autor: Johanna Mo
Stron: 320
Gatunek: kryminał, kryminał skandynawski, dramat, thriller, thriller psychologiczny
Wydawnictwo: Editio
ISBN: 978-83-283-2609-5

Jako miłośniczka wszystkiego co skandynawskie - szczególnie thrillery czy kryminały - nie mogłam sobie darować przeczytania tej pozycji "Tak sobie wyobrażałam śmierć" to pierwsza wydana w Polsce książka Johanny Mo co jeszcze bardziej zachęciło mnie do czytania. Przyznam, że powieść jest specyficzna. Nie znajdziemy tu akcji i dynamiki. Autorka skupiła się na emocjach i to bardzo głębokich.


Helena Mobacke właśnie wraca do pracy po długiej, bo aż rocznej przerwie w pracy. Jest policjantką z wieloma sukcesami na koncie, ale zawieszenie kariery zawodowej miało u niej swój powód. Rok wcześniej straciła swojego jedynego, ukochanego synka Antona. Jak by tego było mało również ukochany mężczyzna odszedł i została samiutka. Ze swoja rozpaczą oraz złością na siebie i cały świat. Powrót na komendę uważa zarówno za dobry jak i zły pomysł. Nie wie czy sobie poradzi - tak z obowiązkami jak i z tym by nie stracić swojej reputacji i opinii niezawodnej. Już pierwszego dnia dostaje sprawę. Pod metro wpada młody chłopak jednak świadkowie tego zdarzenia twierdzą, że to nie był wypadek i ktoś wepchnął go tam specjalnie. Helena wraz z grupą zaczyna prowadzić śledztwo jednak skupienie się na pracy wymaga od niej nie lada wysiłku, a i to często myślami jest całkiem gdzie indziej. Nie potrafi obiektywnie prowadzić sprawy i stara się powstrzymać szalejące emocje. To co najbardziej jej przeszkadza to współczucie da rodziców, którzy tracą swoje dziecko. Ona sama nadal przeżywa żałobę po synku, a w tym samym czasie pod kołami metra ginie kolejna osoba, a najgorsze, że w ekipie Heleny Mobacke zaczynają się zgrzyty między ekipą i nie tylko...


To co nasuwa się po przeczytaniu tej pozycji to niesamowicie przedstawienie głębokich emocji. Przejmujący wątek utraty dziecka przez rodziców, a w szczególności matki. Skupiając się na sferze psychicznej cierpiącej matki autorka stawia sobie poprzeczkę dość wysoko, a jednak wyśmienicie wywiązuje się z postawionego sobie celu. Łącząc to z rewelacyjnie skonstruowaną intrygą kryminalną stworzyła książkę obok, której ciężko przejść obojętnie. Jej przeczytanie zostawia w głowie i sercu pewne pytania i myśli. Powieść godna uwagi szczególnie dla tych, którzy mają dość utartych i suchych schematów. Myślę, że podobnie jak ja zapamiętacie tę pozycję na długo i będziecie czytać z zapartym tchem do ostatniej strony. Polecam, bo warto. 



<Ocena: 8/10>

www.swiatmiedzystronami.blogspot.com

piątek, 21 października 2016

Hipotermia - Arnaldur Indridason

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5/6
Hipotermia, to najnowsza 8. część przygód islandzkiego inspektora Elendura Sveinssona.
Mimo lekkiej zdawałoby się okładki, tematyka, jaką porusza autor jest wyjątkowo trudna. Kontrast jest tym większy, iż biel szaty graficznej dodaje jakby takiej lekkości Hipotermii, oczekiwałam, iż przeniesie się ona na treść książki. Nic z tego.
Już sam tytuł odrobinę mrozi (nomen omen). Do tego miejsce akcji - mrożna, zimna, ponura Islandia oraz cała pozostała otoczka. Brrr...
Od razu zaznaczam, dal tych, którzy lekturę serii rozpoczynają od tej książki, Hipotermia (podobnie, jak wcześniejsze tomy) nie jest kryminałem. Tzn. mamy trupa, mamy dochodzenie, bardzo nawet porządnie (jak na warunki islandzkie) prowadzone, ale.. dochodzenie jest tylko tłem do ukazania islandzkiego społeczeństwa. Obraz, jaki przedstawia Indridason zdołował mnie jeszcze bardziej niż to miało miejsce w przypadku wcześniej przeczytanych tomów.
Tym razem pisarz (jak w żadnej z wcześniejszych książek) kładzie nacisk na psychologię, na emocjonalne zachowanie jednostki, na ukazanie ludzi, którzy cierpią z powodu złych wyborów, którzy całe życie mają pod górkę, czują się wyobcowani.
Jakby tego było mało, w Hipotermii sporo uwagi poświęca się ludziom czekającym na ....znak od zmarłych. W połączeniu ze stylem pisarskim Indridasona, ponurymi jak zawsze opisami Islandii daje to makabryczne wrażenie.
Akcja (jak to w tej serii bywa) toczy się powoli, opiera w sporej części na dialogach, opisach Islandii, ukazaniu ponurej rzeczywistości za oknem i w duszach ludzi, którzy czują się obcy, niespełnieni, wewnętrznie rozdarci.
Ludzie, bohaterowie nakreśleni przez autora, co najmniej dziwni. Chociaż w wielu przypadkach takie określenie to wielkie niedomówienie. Większość bohaterów ma moim zdaniem jakieś poważne zaburzenia. Ich zachowanie można przy dobrej woli uznać za co najmniej dziwne, wg. naszych kryteriów. Ciekawe ile wzorców autor zaczerpnął ze swojego otoczenia.
Ponownie do głosu dochodzą toksyczne relacje Indridasona z rodziną, z byłą żoną, która mimo ponad 20 lat, jakie minęły od rozwodu, nadal pała nienawiścią oraz traum, jakie bez ustanku są udziałem zarówno policjanta, jak i dwójki jego dawno dorosłych dzieci. Cóż za dziwaczna, toksyczna rodzina. Koszmar w tej części serii doprowadzony do apogeum. Aż się boję co będzie w kolejnym tomie.
Polecam, czyta się błyskawicznie, jest mroczno, dołująco, tajemniczo i po zakończeniu lektury z przyjemnością i niejaką rozkoszą rozglądamy się w koło, szczęśliwi, że mieszkamy, gdzie mieszkamy.

czwartek, 20 października 2016

Głos - Arnaldur Indridason

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 4,5/6
Głos to 5. tom kryminalnej serii islandzkiego psiarza i 3. który czyta dzień po dniu. Teraz przerwa. Kolejna książka, jaką naszykowałam do czytania z pewnością nie jest ani kryminałem, ani nie ma w sobie grama Islandii.
Czas w jakim rozgrywa się fabuła książki sprzyja melancholii, rozpamiętywaniu różnych spraw. Chodzi tu o okres Świąt Bożego Narodzenia. Wtedy ma miejsce zabójstwo ekscentrycznego portiera w hotelu znajdującego się w sercu Reykjaviku. Napisałam, iż ofiara była ekscentryczna. No cóż...tak delikatnie można to ująć. Nie chcę zdradzać o co chodzi, ale pod tym względem to najmocniejszy z dotychczas przeze mnie przeczytanych tomów serii.
Jeżeli chodzi jednak o treść o tempo akcji, ogólnie o całość, to najsłabszy tom z tych, które miałam okazję poznać. Niby wszystko jest tak jak w poprzednich tomach, ale czegoś Głosowi brakuje.
Podobnie jak w przypadku wcześniejszych książek, autor główny nacisk położył na kwestie psychologiczno-społeczno-socjologiczne swoich rodaków. Jednak trochę zbyt dużo tych problemów tym razem. Za sprawą zbytniego nagromadzenia wątków społeczno-obyczajowych, Głos wydaje się być odrobinę przekombinowany.
Nie oznacza to absolutnie, że odradzam lekturę Głosu. Nic z tych rzeczy. Bez wątpienia warto sięgnąć po tę książkę, tym bardziej jeżeli ktoś czyta tom po tomie, tak jak ja to czynię.
Jednak jeżeli jesteście podobnie jak ja rozpuszczeni wysokim poziomem dwóch wcześniejszych tomów, w trakcie lektury Głosu możecie poczuć pewne rozczarowanie, niedosyt.
Mimo drobnego przekombinowania, gorąco zachęcam do lektury. Bardzo ciekawie ukazany jest nasz dzielny islandzki śledczy Erlendur, który na czas prowadzonego dochodzenia zamieszkuje w hotelu, w którym popełniono zbrodnię. Tłumaczy to bliskością do miejsca zbrodni i takimi tam. Jednak należy pamiętać, iż policjant mieszka sam, jest rozwiedziony, jego towarzysze to mroczne książki i smutna muzyka. W takim przypadku Boże Narodzenie chyba faktycznie lepiej spędzać w hotelu, choćby popełniono w nim zbrodnię zabójstwa.

środa, 19 października 2016

Grobowa cisza - Arnaldur Indridason

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5,5/6
Kolejne spotkanie z islandzkim komisarzem Erlendurem Sveinssonem. Jest to 4. tom serii, 2. wydany u nas. Ciągle zagadką dla mnie pozostaje pominiecie dwóch pierwszych tomów.
Mimo lekkiej zdawałoby się okładki, tematyka, jaką porusza autor jest wyjątkowo trudna. Kontrast jest tym większy, iż biel szaty graficznej dodaje jakby takiej lekkości Grobowej ciszy, oczekiwałam, iż przeniesie się ona na treść książki. Nic z tego.
Ponownie prowadzone dochodzenie jest tylko tłem do ukazania islandzkiego społeczeństwa. Obraz, jaki przedstawia Indridasson zdołował mnie jeszcze bardziej niż to miało miejsce w przypadku W bagnie.
Z tą serią jest trochę dziwnie. Niby zagadka kryminalna jest tylko tłem do ukazania czegoś więcej, do zaprezentowania tego, jak żyje się na Islandii, jakie problemy są udziałem tego niewielkiego społeczeństwa. A z drugiej strony dochodzenie prowadzone jest jednak porządnie, konsekwentnie, zmierza do celu, a autor tak wszystko dozuje, iż czytelnik może w wielu miejscach snuć własne domysły.
W całość wplecione są prywatne perypetie Erlendura Sveinssona, który nadal umiarkowanie dobrze radzi sobie z życiem prywatnym, małą ilość wolnego czasu zabijając lekturą książek, słuchaniem muzyki i próbą poradzenia sobie z córką.
Tym razem Indridasson zręcznie połączył prywatne problemy z zagadką kryminalna i sprawą z okresu II wojny światowej. Stworzył dzięki temu bardzo ciekawy i wciągający misz masz. A cała historia, wokół której prowadzone jest dochodzenie, wyszła na jaw zupełnie przypadkiem, gdy bawiące się dzieci znalazły...ludzką kość.
No cóż, jaki kraj, takie i znaleziska. Dobrze, że u nas rzadko znajduje się porzucone ludzkie kości.
Erlendur przystępuje do policyjnej roboty, archeolodzy na jego prośbę odkopują teren, znajdują dwa ludzkie szkielety i....zaczyna się. O co jednak chodzi, nie zdradzę, nawet w przybliżeniu.
Zachęcam za to do lektury tej i pozostałych książek serii. Zakładam, iż kolejne tomy będą co najmniej tak doskonałe, jak Grobowa cisza i W bagnie.
Polecam, czyta się błyskawicznie, jest mroczno, dołująco, tajemniczo i po zakończeniu lektury z przyjemnością i niejaką rozkoszą rozglądamy się w koło, szczęśliwi, że mieszkamy, gdzie mieszkamy.

wtorek, 18 października 2016

W bagnie - Arnaldur Indridason





Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5/6
To moje 1. spotkanie z prozą Indridasona i z pewnością nie ostatnie.Przyznam się, iż rozpoczynając lekturę W bagnie, nie wiedziałam czego się spodziewać.
Określenie autora mianem islandzkiego Henninga Mankella nie było dla mnie zachętą, wręcz przeciwnie. Nie znoszę tego typu porównań. Na ogół maja się one tak do rzeczywistości, jak przysłowiowy kwiatek do kożucha.
Jednak tym razem wydawca prawie trafił w dziesiątkę. Są oczywiście pewne różnice, ale nie chcę o nich pisać. To nie jest post porównawczy, a moja opinia o 1. tomie serii z Erlendurem Svenssonem w roli głównej. To on jest charyzmatycznym policjantem tropiącym zbrodniarzy.
Samej fabuły nie będę streszczać. Napiszę tak..jaki kraj, takie i zabójstwo. Sam tekst policjanta, iż to kolejne islandzkie...flejtuchowate zabójstwo, o czymś świadczy.
Owo zabójstwo, to znalezione w suterenie domu w Reykjaviku zwłoki emeryta Holberga. Fakt, iż jest to zabójstwo (jedno z niewielu na Islandii) nie budzi żadnych wątpliwości. Chyba, że upadając Holberg potrafiłby trafić głową prosto na popielniczkę, a przed śmiercią napisać bardzo tajemniczą kartkę. Takiej możliwości nie ma. Wobec tego prowadzący dochodzenie policjanci od razu traktują sprawę, jak morderstwo.
Z racji rzadkości występowania tego typu zbrodni, islandzcy stróże prawa mają mizerne doświadczenie w topieniu zabójców. Jednak dzielnie prą do przodu i zadziwiająco dobrze dają sobie ze wszystkim radę.
Bardzo szybko na jaw wychodzą wszystkie grzechy i grzeszki zmarłego, jego podwójne życie i skrywane sekrety.
Dodatkowo Erlendur na prośbę byłej żony (z którą nie rozmawiał od 20 lat) i córki zajmuje się sprawą zaginionej panny młodej. Kobieta zniknęła ze swojego wesela. Czy rodzina słusznie się o nią martwi?
Wątek kryminalny prowadzony jest poprawnie. Chociaż nie ukrywam, nie on jest siłą napędową tej książki. Główną osią przewodnią jest Islandia i jej mieszkańcy.
Atmosfera W bagnie jest bardzo ponura. Zapewne taka, jak i sam kraj - deszczowa, wietrzna, wpędzająca w depresję.
Ludzie dziwni. Chociaż w wielu przypadkach takie określenie to wielkie niedomówienie. Większość bohaterów W bagnie ma moim zdaniem jakieś poważne zaburzenia. Ich zachowanie można przy dobrej woli uznać za co najmniej dziwne, wg. naszych kryteriów.
Nie wiem, może to wina małej ilości słońca. A może to kwestia izolacji. Większość osób przedstawionych przez autora zamyka się po pracy w swoich domach i tak spędza czas. Taka izolacja odbija się także na wyglądzie ludzi, na chorobach genetycznych przenoszonych z pokolenia na pokolenie (brak dopływu świeżej krwi).
A może przyczyną są dziwne imiona nijak nie pozwalające określić w pierwszym momencie czy chodzi o męźczyznę czy kobietę.
Bohaterowie świetnie, realistycznie aż do bólu nakreśleni. Ciekawe ile wzorców autor zaczerpnął ze swojego otoczenia.
Córka głównego bohatera..koszmar.
Sam Erlendur Svensson bardzo porządny człowiek, konsekwentnie dążący do prawdy i co mnie urzekło - uwielbiający czytać książki. Wszędzie w jego domu stoją ogromne stosy książek. Jednak zgodnie ze sztampowym wzorcem literackim rodem z północnej Europy, jego życie prywatne, rodzina nie istnieją. Żona mimo, iż upłynęło 20 lat od rozwodu, nadal go nienawidzi, córka ćpa, używa wulgarnego języka, ma zmienne nastroje, wykazuje momentami rozdwojenie jaźni pomieszane z ADHD. Ta dziewczyna to dla mnie jakiś koszmar. Na tym tle główny bohater serii wygląda wręcz doskonale mimo, iż ma za sobą traumy, ciężkie przeżycia.
Czyli północnoeuropejski, skandynawski standard.
Autor serii bardzo musi lubić imię swojego głównego bohatera. Występuje ono w zasadzie w co drugim- trzecim zdaniu. Na jednej stornie naliczyłam, jak 9 razy pisze Erlendur wyszedł, Erlendur podszedł do biurka, Erlendur pomyślał etc. Doprawdy można użyć zastępczo nazwiska policjanta, jego stopnia służbowego, a nawet określenia detektyw, policjant. Chyba jeżyk islandzki nie jest aż tak ubogi.
Mimo, iż dochodzenie nie jest najmocniejszą stroną książki (ale też nie jest złe, ot przeciętne) W bagnie bardzo przypadło mi do gustu. Genialnie ukazane tło społeczno-psychologiczne, studium jednostek, prezentacja Islandii. Sięgam po kolejny tom serii.
Nie rozumiem dlaczego wydawca rozpoczął prezentowanie nam serii od jej 3. tomu. W bagnie (oryginalna nazwa: Mýrin) to właśnie 3. tom. A co z wcześniejszymi: Synir duftsins,Dauðarósir? Dlaczego one nie zostały przetłumaczone i wydane u nas?

wtorek, 1 września 2015

"Odpoczywaj w pokoju" Sofie Sarenbrant



Któraż kobieta nie marzy o pobycie w SPA? Relaks, odnowa biologiczna, święty spokój, zero problemów, tylko same przyjemności. Jak się okazuje, są one do czasu, zwłaszcza w największym szwedzkim SPA w Yasuragi Hassenludden. To tam rozgrywa się akcja powieści Sofie Sarenbrant „Odpoczywaj w pokoju”.
Razem z jedna kąpielowych Aiko czytelnik udaje się na poranny obchód pomieszczeń. Przemyślany wystrój wnętrz i ich ascetyczne wyposażenie, bezkresne korytarze, przytłumione oświetlenie, muzyka klasyczna sącząca się z głośników wprowadza w niespieszny i nastrojowy klimat szwedzkiego SPA. W niedzielny poranek 5 lutego w cichej umywalni dla kobiet w gorącym źródle zostaje znaleziona nieprzytomna kobieta. To znana aktorka Susanna Tamm. Na szczęście żyje, ale jest nieprzytomna. Zamieszanie w ośrodku rośnie następnego dnia, gdy w hotelu 327 pracownica recepcji znajduje martwych staruszków, państwa Wallin. Obok nich leży puste opakowanie po silnych środkach nasennych. Te dwa incydenty wydają się być nieszczęśliwymi przypadkami…
Jednakże kiedy tego samego wieczoru na zewnątrz w gorącym źródle zostaje znaleziony martwy dyrektor niemieckiego banku, to już za dużo zbiegów okoliczności. Media szaleją, a pracownicy się niepokoją. Złe przeczucia mają dyrektor generalny Nils Wedén i kierownik Peter Berg. Sami próbują znaleźć powiązania między poszkodowanymi gośćmi i wytypować sprawcę, choć oficjalnie śledztwo prowadzą Emma Sköld i Magnus Andersson z wydziału kryminalnego policji w Nacka. Emma szybko dochodzi do wniosku, że nie jest to kolejna rutynowa sprawa. I ma rację, bo to dopiero początek…
Powieść przeczytałam w ciągu jednego dnia, bowiem zaintrygowała mnie fabuła i zagadka kryminalna. Połączenie spokojnego, relaksującego i bardzo ekskluzywnego miejsca ze śmiercią w różnych odcieniach stworzyło niesamowity klimat niepokoju. Te dwie skrajności niejako się uzupełniają – odpoczywaj w (s)pokoju. W bardzo krótkim czasie wiele się dzieje w SPA, aż nazbyt wiele. Wartka akcja ukazana jest niespiesznie, jakby na wszystko był czas, a z drugiej strony wydaje się być bardzo dynamiczna, zwłaszcza w drugiej połowie.
Autorka zwodzi czytelnika, kto może stać za wszystkimi tymi wydarzeniami, myli wątki, podsuwa kolejne tropy. Podejrzenia padają na różne osoby. Do końca nie jest się pewnym, kto jest mordercą. Groza miesza się z tajemnicą, niewiadome się mnożą, a adrenalina rośnie, gdyż napięcie jest stopniowo dozowane. W dodatku bohaterowie zostali przedstawieni dość dokładnie. Zwłaszcza ich problemy i słabości wydają się bliskie czytelnikowi i na pewno każdy odnajdzie w powieści część swoich. Problem z zajściem w ciążę, opieka nad dziećmi, chorujący kot, bezsenność, alkoholizm, depresja, problemy w pracy, a do tego zima trwa w najlepsze.
„Odpoczywaj w pokoju” to dobra powieść kryminalna, która intryguje i wciąga. Zakończenie daje do myślenia, a wyjazd do SPA może stanąć pod znakiem zapytania…

sobota, 29 sierpnia 2015

"Niespokojny człowiek" Henning Mankell



Kurt Wallander to już legendarny bohater książek autorstwa Henninga Mankella. Ja tego szwedzkiego policjanta poznałam przy okazji czytania powieści „Niespokojny człowiek”, czyli 11. tomu serii. Ale wcale nie odczułam, że tyle tomów mnie ominęło.
Główny bohater skończył 55 lat. Kupił sobie dom pod Ystad i tam zamieszkał wraz z psem, o którym zawsze marzył. Mijają lata, czas odciska swe piętno na policjancie – starość nie radość, a wraz z nią wszystkie bolączki tego etapu życia ludzkiego. Pewnego dnia od córki Lindy (również policjantka) dowiaduje się, że zostanie dziadkiem. Ojcem dziewczynki jest Hans, syn Håkana von Enkego, emerytowanego kapitana szwedzkiej marynarki wojennej.
To na przyjęciu z okazji 75. urodzin Håkana Kurt poznaje niepełną historię z 1980 r., z czasów zimnej wojny. Wtedy to na szwedzkie wody terytorialne wpłynęła obca łódź podwodna, której nie udało się zidentyfikować. Sytuacja powtórzyła się dwa lata później, 19.09.1982 roku. Szwedzkie dowództwo podjęło decyzję o ataku, ale w ostatniej chwili nieoczekiwanie Håkan dostał rozkaz, by… pozwolić nieznanej jednostce odpłynąć. Zmiana rozkazu i tajemnicza łódź podwodna nie dały spokoju kapitanowi. Przez całe życie zastanawiał się nad tym, szukał informacji, tropił, szukał prawdy, bo jak twierdzi Kurt:
Historia to nie tylko coś, co zostało za nami, ale także to, co ciągle nam towarzyszy. (s. 350)
Gdy Håkan był bliski rozwiązania zagadki, nagle zniknął. I tu do akcji wkracza Kurt Wallander. Rozpoczyna prywatne śledztwo. Sprawa się komplikuje, bowiem po miesiącu znika jego żona Louise. Szukanie teściów Lindy to dla niego sprawa osobista, choć oficjalne śledztwo prowadzi Ytterberg. Powoli, działając krok po kroku Kurt trafia na poważną, międzynarodową aferę szpiegowską. Rosjanie, Amerykanie, Niemcy…
Pierwsze 50 stron mnie nużyło, w tym prolog o sytuacji politycznej w Szwecji. Kurt przy byle okazji przypomina sobie o dawnych sprawach lub ludziach kiedyś spotkanych i to wszystko wspomina. Owszem, to było ciekawe, bo doświadczenie zawodowe Kurt ma ogromne. Ale co za dużo… Po prostu w pewnym momencie czułam przesyt tych wspomnień, bo odciągały mnie od głównej akcji, która coraz bardziej mnie wciągała.
Autor stworzył intrygę, która nie dość, że miała miejsce wiele lat wcześniej i do chwili obecnej w jakiś sposób nadal trwa, to jeszcze jest bardzo prawdopodobna. Do dziś bowiem tajemnice zimnej wojny nie zostały ujawnione. A tajemnic w tej powieści nie brakuje. Państwo von Enke też ich sporo mieli, przed synem, przed sobą, przed przyjaciółmi. Kurt je stopniowo odkrywa, bo jest dociekliwy, przenikliwy, uparcie dąży do celu. W swej pracy śledczego często kieruje się inteligencją, intuicją i doświadczeniem oraz słowami, naukami swego mistrza Rydberga:
Nauczyłem się jednej rzeczy. Że nigdy nie możemy być pewni myśli i wyobrażeń innych ludzi. (s. 384)
Wciągająca fabuła, kolejne intrygujące wątki, budowanie napięcia i tajemniczości, sposób prowadzenia narracji to wszystko jest w tej powieści Mankella. I to łączenie śledztw (zawodowych z prywatnym) z codziennym życiem i krajobrazem szwedzkim. W trakcie czytania miałam wrażenie, że to obyczajówka z kryminałem lub kryminał z obyczajówką, coś jak powieści Lackberg. Aspekt personalny jest wyraźnie zaznaczony w tym kryminale. A i bohaterowie są bardzo ludzcy – mają wady i zalety, towarzyszą im co dnia radości i smutki.
W tle akcji, a może bardziej na drugim planie znajduje się starość i nieuchronne przemijanie. Ta powieść to właśnie studium starości i samotności. Bohater z czasem staje się ponury, porywczy, niecierpliwy, a przy tym doskonale zdaje sobie z tego sprawę i nie chce zostać zgorzkniałym starcem jak jego ojciec. Zaczyna mieć zaniki pamięci, co budzi w nim przerażenie, gdyż może się to skończyć dla niego tragicznie. Niepokoi się o resztę swojego życia. W dodatku cierpi na cukrzycę, a to choroba, która dużo zmienia w codziennym życiu człowieka. Bohater odnosi wrażenie, że
…starość skrada się do mnie, że wyciąga po mnie pazury. (s. 364)
Studium starości chyba nawet bardziej przykuwa uwagę czytelnika, choć zda on sobie z tego sprawę dopiero po czasie. Każdego z nas to czeka i daje do myślenia, zmusza zawczasu do refleksji. Przeczytajcie dobry kryminał ze szpiegowską aferą i zawczasu przygotujcie się na starość.

środa, 24 czerwca 2015

"Nos Pinokia" Leif GW Persson



„Nos Pinokia” Leifa GW Perssona to 3. tom serii „Evert Bäckström”. Tytuł kojarzy się z pewnym włoskim pajacykiem i jego skłonnością do kłamania, ale ma on jeszcze drugie dno, znacznie ciekawsze od pierwszego skojarzenia.
W wydziale do spraw zwalczania przestępczości w Sztokholmie pracuje inspektor kryminalny Evert Bäckström. Ma pełne ręce roboty. Do rozwiązania są trzy nietuzinkowe sprawy: brutalne zabójstwo znanego adwokata, pupilka muzułmańskiej mafii Thomasa Erikssona i jego psa rottweilera; anonim o pobiciu barona von Cromera, królewskiego mecenasa sztuki, katalogiem londyńskiego domu aukcyjnego; doniesienie na staruszkę zaniedbującą swego królika, znęcającą się nad zwierzęciem. Sprawy wydają się proste, ale w toku śledztwa zaczynają się komplikować, a one same ze sobą łączyć…
Inspektor Evert Bäckström kieruje wydziałem do spraw zabójstw w Sztokholmie na Solnie. Jego najlepszym dniem w życiu był dzień morderstwa znanego prawnika. To on prowadzi śledztwo i kieruje zespołem ludzi. Codziennie prowadzi narady zespołu, w swym gabinecie przyjmuje swoich podwładnych i wysłuchuje ich pomysłów, czasami nieco absurdalnych, ale na odczepnego i nimi każe się zająć. Sam zaś zajmuje się bardziej wymagającymi intelektualnie zadaniami. Swe spostrzeżenia zapisuje w czarnym notesie, a prawda często spływa na niego we śnie.
Choć jak zwykle mówił do rzeczy, najwyraźniej nie wpadł na nic konkretnego. A jednak w jakiś tajemniczy sposób (…) popychał dochodzenie do przodu. (s. 362)
Jego doświadczenie zawodowe najlepiej widać w trakcie przesłuchania barona, kiedy to z typową dla siebie lekkością maltretuje go. Inspektor używa swoich sztuczek, by wydobyć prawdę na światło dzienne, co budzi podziw pani prokurator.
Lecz przede wszystkim arogancki i egoistyczny Bäckström zajmuje się nicnierobieniem. Nie lubi się przemęczać, nawet do pracy jeździ taksówką. Ten egocentryczny tłuścioch po zrzuceniu pracy na podwładnych i wymknięciu się z biura woli korzystać z przyjemności życia typu dobre jedzenie, morze alkoholu (pije nawet w pracy), drzemka i seks ze sprzątaczką czy masażystką. Hołduje niskim instynktom. Jest przy tym antypatyczny, chciwy i skorumpowany – sam donosi reporterowi znanego dziennika o postępach śledztwa (każdy przeciek musi być na swoim miejscu), bierze łapówki także od innych.
A do tego jest seksistą i damskim szowinistą. Każdą kobietę w pracy ocenia pod względem urody i predyspozycji seksualnych. Jego supersalami jest bardzo czułe na kobiece wdzięki i chętne do przyjemności cielesnych. Rośnie w oczach na widok byle jakiej kobiety i wtedy inspektor musi coś zjeść, wypić i spuścić ciśnienie. A przy tym jest on przekonany o wybitnych zdolnościach swego supersalami. Ponoć zniewala każdą kobietę, każda go pragnie... Ego inspektor ma duuuże.
Te dosadne opisy zachowania legendarnego funkcjonariusza policji na co dzień jako człowieka oraz jego obraźliwe komentarze dodawane w myślach po słowach rozmówcy mogą drażnić, wywoływać pewną niechęć. Autor świetnie nakreślił postać antysympatycznego bohatera, który jest jednym z ulubionych szwedzkich policjantów. Posługując się groteską, ukazał najlepsze cechy głównego bohatera w sposób komiczny i prześmiewczy.
 Równie dobrze poradził sobie autor z nakreśleniem postaci drugo- i trzecioplanowych, a przy tym oddał niechęć inspektora do imigrantów, a tych jest całkiem sporo w powieści.  Mężczyźni w powieści są prawdziwie męscy, a kobiety różne. Annika to silna osobowość, Rosita denerwująca i rozhisteryzowana orędowniczka zwierząt, inteligentna Nadja, delikatna praktykantka i kilka innych. Jest jeszcze jeden ważny bohater z okładki – papuga Izaak. Bäckström sam ją kupił, nauczył kilku słówek. Jednak po kilku tygodniach ptak stał się jego utrapieniem i próbował się go pozbyć na wszystkie sposoby.
Leif GW Persson jest profesorem kryminologii, który pomaga szwedzkiej policji w rozwiązywaniu najbardziej brutalnych zbrodni. Widać, że zna się na rzeczy. W swej powieści stworzył ciekawą historię kryminalną, zagadkową i pełną niejasności, sięgającą czasów dynastii Romanowów i dotyczącą jubilera Faberge’go. Najbardziej zaciekawił mnie wątek dzieł sztuki – ikon i pewnej statuetki. Przedstawienie ich bogatej i interesującej historii wciągnęło mnie w wir czytania.
Początek kryminału nie od razu zaciekawia: zgłoszone zabójstwo prawnika, poranny rytuał czynności inspektora, a potem przytoczenie wydarzeń poprzedniego tygodnia może lekko nużyć. Akcja nabiera kolorytu, kiedy nic do siebie nie pasuje w mieszkaniu ofiary – ani czas zgonu, ani przyczyna, ani zeznania sąsiadów, zwłaszcza te dotyczące czasu szczekania psa. Druga połowa powieści jest ciekawsza, kiedy poszczególne elementy układanki zaczynają wskakiwać na swoje miejsce i łączyć się z innymi.
Narrator wszechwiedzący ujawnia swoją obecność bardzo rzadko, ale daje do zrozumienia, że wkrótce coś ważnego dla śledztwa się wydarzy. Prowadzi czytelnika przez kolejne etapy dochodzenia i sposoby działania szwedzkiej policji. Fabuła wciąga, choć akcja toczy się własnym, normalnym rytmem, ale rozwiązanie zagadek intryguje. Język autora jest komunikatywny, czasami bardzo dosadny, z lekka wulgarny, ale bardzo plastyczny przy opisach historii dzieł sztuki w podrozdziałach zatytułowanych „Prawdziwa historia Pinokia”.
Jeśli ktoś ma ochotę na kryminał, pogmatwane śledztwo z zaskakującym rozwiązaniem oraz antysympatycznego inspektora kryminalnego w roli głównej, to polecam Nos Pinokia.