Długo czekałam, by móc w końcu dorwać tę książkę w swoje ręce. Od
jakiegoś czasu jestem wielką fanką nie tylko Nessera, ale i jego
bohatera, Gunnara Barbarottiego. Nie mogłam się doczekać, kiedy piąta
część jego przygód trafi w moje ręce, w końcu doszłam do wniosku, że
dłużej czekać nie mam zamiaru i kupiłam e-booka (w końcu jestem od
dłuższego czasu posiadaczką Kindle'a). I nie żałuję ani wydanych na tę
książkę pieniędzy, ani czasu jej poświęconego - dla mnie Håkan Nesser
bezsprzecznie jest mistrzem skandynawskiego (i nie tylko) kryminału i to
się chyba jeszcze długo nie zmieni.
Jeśli ktoś, kto ma w planach poznać tę serię, ale tak naprawdę jeszcze
jej nie zna lub nie zna wszystkich tomów, niech tej recenzji nie czyta.
No chyba, że chce dowiedzieć się, co się wydarzy w życiu Barbarottiego -
ja bym nie chciała. Ostrzegłam, mogę więc pisać dalej, a Wy czytać na
własną odpowiedzialność. Bo powiem szczerze: zaskoczył mnie już pierwszy
rozdział. Dlaczego? Cóż, Barbarotti w "Rzeźniczce" nie będzie w zbyt
dobrej formie, a na pewno w gorszej, niż był do tej pory. Będzie musiał
się bowiem zmierzyć ze... śmiercią własnej żony. Dla mnie było to dość
dużym szokiem, nie tylko dlatego, że polubiłam Marianne, ale również
dlatego, że... no cóż, małżonkowie, już niemłodzi, chyba nie zdążyli się
zbytnio nacieszyć swoją miłością i szczęściem. Takie mam niestety
wrażenie i takie też wrażenie wywołuje na czytelniku "Rzeźniczka z Małej
Birmy". Gunnar będzie musiał więc zmierzyć się z tym wszystkim, a
wiadomo, że niełatwo jest się pozbierać po śmierci bliskiej osoby. W
ramach rehabilitacji dostaje więc od odchodzącego na emeryturę szefa
nierozwiązaną sprawę sprzed pięciu lat w celu zastanowienia się, co się z
tym fantem da jeszcze zrobić. Dla nas, czytających, oczywiste jest, że
jest to dla Gunnara Barbarottiego "zapychacz", coś, co pozwoli mu
zapomnieć choć na chwilę o śmierci żony... Ale czy na pewno? Sam
inspektor ma wątpliwości, a im bliżej końca, coraz więcej wątpliwości ma
i czytelnik.
Sama sprawa, która została powierzona komisarzowi, zbyt skomplikowana
nie jest. Mała Birma to gospodarstwo, gdzie przed laty zginął z rąk żony
mężczyzna - kobiety, która jak na płeć piękną miała typowo męski zawód.
Za morderstwo Ellen została skazana na 11 lat więzienia i swoją karę
odsiedziała. Jednak jakiś czas potem w tym samym domu ginie bez śladu
kolejny mężczyzna. Nigdy nie odnaleziono jego zwłok, nigdy potem nikt go
nie widział ani o nim nie słyszał. Nikt więc nie poniósł kary za jego
zniknięcie. Sprawa nie została nigdy rozwiązana, ale po pięciu latach od
umorzenia śledztwa wraca, tym razem na biurko Barbarottiego -
odchodzący szef chce bowiem uporządkować przed odejściem wszystko, co
się da. Ale czy na pewno?... Cóż, na pewno rozwiązanie owej zagadki już
takie proste nie będzie; skoro pięć lat temu było trudno je znaleźć,
teraz z pewnością będzie jeszcze trudniej. Szczególnie dla głównego
bohatera, przed którym non stop stoi wizerunek zmarłej żony, ale również
sam powód, dla którego dostał takie zadanie. Po co bowiem zajmować się
sprawą, o której wszyscy już dawno zapomnieli, rozmawiać z osobami, z
którymi już wcześniej rozmawiano po wiele razy, wyciągać znów na wierzch
stare brudy, które najchętniej chciałoby się zakopać jak
najgłębiej?...
Ten powód w końcu się wyłoni - bez obaw. To jest w końcu Håkan Nesser, a
ten zawsze prędzej czy później zaskakuje. Tutaj nie będzie wyjątku.
Chociaż samej akcji nigdzie nie spieszno, jest wolno, czasem nawet za
wolno, a wszystko przykryte jest tajemnicą (co w serii o Barbarottim
chyba lubię najbardziej, ten niepowtarzalny nigdzie indziej klimat), to
mogę Wam zagwarantować, że autor zaskoczy nie raz i nie tylko w
zakończeniu. Ja go właśnie za to najbardziej cenię. I za to właśnie
lubię powieści o Barbarottim. Żeby nie było, Van Veeterena też lubię,
ale te dwa cykle i dwaj bohaterowie są od siebie tak różni, że po prostu
nie sposób ich porównywać. I najlepiej przekonać się o tym na własnej
skórze. Będzie również trochę rozmyślań i tęsknoty, będzie trochę
wynurzeń niekoniecznie związanych ze śledztwem, będzie kilka rozmów z
Bogiem - z czego Gunnar już jest nam dobrze znany, swoją drogą uwielbiam
dociekliwość bohatera i niekiedy cynizm samego Boga :-)
Już tyle dobrych recenzji dostał ode mnie Håkan Nesser, że nie będę się
teraz po raz kolejny rozpisywać, dlaczego warto po niego sięgnąć. Warto i
już. A jak ktoś jeszcze ma przed sobą jego twórczość, to zachęcam do
tego, aby zacząć właśnie od tej serii - ja tak zrobiłam i do tej pory
nie mija mi do niej sentyment. A Håkan jest dla mnie od tamtej pory
niedoścignionym mistrzem, nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś mu dorówna.
"Człowiek bez psa" i "Całkiem inna historia" już za mną, aktualnie czytam "Drugie życie pana Roosa" i nie mogę się doczekać kolejnych części! Jestem zauroczony ;-)
OdpowiedzUsuń