Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czarna owca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czarna owca. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 września 2014

"Rzeźniczka z Małej Birmy" Håkan Nesser

Długo czekałam, by móc w końcu dorwać tę książkę w swoje ręce. Od jakiegoś czasu jestem wielką fanką nie tylko Nessera, ale i jego bohatera, Gunnara Barbarottiego. Nie mogłam się doczekać, kiedy piąta część jego przygód trafi w moje ręce, w końcu doszłam do wniosku, że dłużej czekać nie mam zamiaru i kupiłam e-booka (w końcu jestem od dłuższego czasu posiadaczką Kindle'a). I nie żałuję ani wydanych na tę książkę pieniędzy, ani czasu jej poświęconego - dla mnie Håkan Nesser bezsprzecznie jest mistrzem skandynawskiego (i nie tylko) kryminału i to się chyba jeszcze długo nie zmieni.

Jeśli ktoś, kto ma w planach poznać tę serię, ale tak naprawdę jeszcze jej nie zna lub nie zna wszystkich tomów, niech tej recenzji nie czyta. No chyba, że chce dowiedzieć się, co się wydarzy w życiu Barbarottiego - ja bym nie chciała. Ostrzegłam, mogę więc pisać dalej, a Wy czytać na własną odpowiedzialność. Bo powiem szczerze: zaskoczył mnie już pierwszy rozdział. Dlaczego? Cóż, Barbarotti w "Rzeźniczce" nie będzie w zbyt dobrej formie, a na pewno w gorszej, niż był do tej pory. Będzie musiał się bowiem zmierzyć ze... śmiercią własnej żony. Dla mnie było to dość dużym szokiem, nie tylko dlatego, że polubiłam Marianne, ale również dlatego, że... no cóż, małżonkowie, już niemłodzi, chyba nie zdążyli się zbytnio nacieszyć swoją miłością i szczęściem. Takie mam niestety wrażenie i takie też wrażenie wywołuje na czytelniku "Rzeźniczka z Małej Birmy". Gunnar będzie musiał więc zmierzyć się z tym wszystkim, a wiadomo, że niełatwo jest się pozbierać po śmierci bliskiej osoby. W ramach rehabilitacji dostaje więc od odchodzącego na emeryturę szefa nierozwiązaną sprawę sprzed pięciu lat w celu zastanowienia się, co się z tym fantem da jeszcze zrobić. Dla nas, czytających, oczywiste jest, że jest to dla Gunnara Barbarottiego "zapychacz", coś, co pozwoli mu zapomnieć choć na chwilę o śmierci żony... Ale czy na pewno? Sam inspektor ma wątpliwości, a im bliżej końca, coraz więcej wątpliwości ma i czytelnik.

Sama sprawa, która została powierzona komisarzowi, zbyt skomplikowana nie jest. Mała Birma to gospodarstwo, gdzie przed laty zginął z rąk żony mężczyzna - kobiety, która jak na płeć piękną miała typowo męski zawód. Za morderstwo Ellen została skazana na 11 lat więzienia i swoją karę odsiedziała. Jednak jakiś czas potem w tym samym domu ginie bez śladu kolejny mężczyzna. Nigdy nie odnaleziono jego zwłok, nigdy potem nikt go nie widział ani o nim nie słyszał. Nikt więc nie poniósł kary za jego zniknięcie. Sprawa nie została nigdy rozwiązana, ale po pięciu latach od umorzenia śledztwa wraca, tym razem na biurko Barbarottiego - odchodzący szef chce bowiem uporządkować przed odejściem wszystko, co się da. Ale czy na pewno?... Cóż, na pewno rozwiązanie owej zagadki już takie proste nie będzie; skoro pięć lat temu było trudno je znaleźć, teraz z pewnością będzie jeszcze trudniej. Szczególnie dla głównego bohatera, przed którym non stop stoi wizerunek zmarłej żony, ale również sam powód, dla którego dostał takie zadanie. Po co bowiem zajmować się sprawą, o której wszyscy już dawno zapomnieli, rozmawiać z osobami, z którymi już wcześniej rozmawiano po wiele razy, wyciągać znów na wierzch stare brudy, które najchętniej chciałoby się zakopać jak najgłębiej?...

Ten powód w końcu się wyłoni - bez obaw. To jest w końcu Håkan Nesser, a ten zawsze prędzej czy później zaskakuje. Tutaj nie będzie wyjątku. Chociaż samej akcji nigdzie nie spieszno, jest wolno, czasem nawet za wolno, a wszystko przykryte jest tajemnicą (co w serii o Barbarottim chyba lubię najbardziej, ten niepowtarzalny nigdzie indziej klimat), to mogę Wam zagwarantować, że autor zaskoczy nie raz i nie tylko w zakończeniu. Ja go właśnie za to najbardziej cenię. I za to właśnie lubię powieści o Barbarottim. Żeby nie było, Van Veeterena też lubię, ale te dwa cykle i dwaj bohaterowie są od siebie tak różni, że po prostu nie sposób ich porównywać. I najlepiej przekonać się o tym na własnej skórze. Będzie również trochę rozmyślań i tęsknoty, będzie trochę wynurzeń niekoniecznie związanych ze śledztwem, będzie kilka rozmów z Bogiem - z czego Gunnar już jest nam dobrze znany, swoją drogą uwielbiam dociekliwość bohatera i niekiedy cynizm samego Boga :-)

Już tyle dobrych recenzji dostał ode mnie Håkan Nesser, że nie będę się teraz po raz kolejny rozpisywać, dlaczego warto po niego sięgnąć. Warto i już. A jak ktoś jeszcze ma przed sobą jego twórczość, to zachęcam do tego, aby zacząć właśnie od tej serii - ja tak zrobiłam i do tej pory nie mija mi do niej sentyment. A Håkan jest dla mnie od tamtej pory niedoścignionym mistrzem, nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś mu dorówna.


czwartek, 17 lipca 2014

„Fabrykantka aniołków” Camilla Läckberg



Fabrykantka aniołków to ostatni tom sagi kryminalnej Camilli Läckberg. Tym razem na wyspę Valö obok Fjällbanki wraca jej stara nowa właścicielka – Ebba. Wraz z mężem Martenem zaczynają remontować dom, ale ktoś bardzo chce ich od tego odwieść. Pewnej nocy zostaje podpalony ich dom, kilka dni później padają 2 strzały w kierunku Ebby. Przychodzi do niej widokówka z groźbą, by zaprzestała remontu. Ale Ebba nie odpuszcza, to dla niej terapia po tragicznej śmierci synka Victora i szansa na powrót do normalnego życia. Policjanci mają pełne ręce roboty.
Pojawienie się Ebby na wyspie powoduje, że znów odżywa historia sprzed lat, a właściwie dwie. Jedna z nich o fabrykantce aniołków – kobiecie, która zabiła kilka noworodków, praprababce Ebby. Historia niejako się powtarza, bowiem Ebba też "produkuje" aniołki, ale w pozytywnym sensie. Z krótkich rozdziałów pisanych kursywą wplecionych w tok głównej akcji poznajemy historię rodzinną bardzo nieszczęśliwych kobiet – Dagmar, Laury, Inez i Ebby. Druga niewyjaśniona historia dotyczy wczesnego dzieciństwa Ebby. Ona jako jedyna przeżyła tajemnicze i dotąd niewyjaśnione zniknięcie rodziny Elevanderów – rodziców i 3 starszego przyrodniego rodzeństwa. Tylko ona cudem ocalała w Wielką Sobotę 1974 roku. Ona i pięciu nastolatków, którzy nie pojechali do domu na święta, tylko zostali w prywatnej szkole o zaostrzonym rygorze prowadzonej przez jej ojca. Chłopcy nie zostali zaproszeni przez gospodarza na świąteczny obiad, więc popłynęli na ryby.
Śledztwo tajemniczego zniknięcia Elevanderów prowadził Gösta. To on zajął się malutką Ebbą i wielokrotnie przesłuchiwał nastolatków. Musiał zamknąć śledztwo z braku dowodów. Lecz sprawa przez lata nie dawała mu spokoju i jej akta trzymał w domu. Tą sprawą interesowała się przez jakiś czas również Erica. To ci dwoje w tajemnicy przed innymi policjantami, a zwłaszcza Patrickiem, sprawdzają różne tropy w świetle nowych wydarzeń, .m.in. zaczynają odwiedzać żyjących świadków tamtych zdarzeń. Teraz to dorośli mężczyźni, którym różnie się w życiu ułożyło i też mają swoje za uszami (projekt GIMLE, przekręty finansowe). Ich samych i ich problemy czytelnik poznaje już od początku powieści. Natłok obcojęzycznych nazwisk może na początku przytłoczyć i trochę namieszać, bowiem powieść Camilli Läckberg to jak pudełko puzzli – kilka, kilkanaście wątków to pojedyncze klocki, ale stopniowo łączą się one w większe całości aż do powstania kompletnego obrazu. A rozwiązanie spraw może zaskoczyć. Ale nieważne ile czasu minie od zbrodni, bo wcześniej czy później każdy powinien odpowiedzieć za swoje czyny.
Styl jasny i konkretny, klarowne opisy, ciekawie skonstruowana fabuła z wielowątkową akcją, lekkie pióro. Lecz według mnie największą siłą tej serii są bohaterowie.
Erica ze zmysłem spostrzegawczości, umiejętnością wyszukiwania i zdobywania informacji oraz pakowania się w tarapaty; drąży, dopóki się nie dowie wszystkiego. Patrick kieruje się zdrowym rozsądkiem i faktami, ale z prowadzeniem samochodu ma wciąż problemy. Bertil Mellberg, oficjalny szef policji, lubiący błyszczeć w mediach, to idealny przykład antypolicjanta. W tym tomie przeszedł samego siebie, kiedy niefachowo przeprowadził przesłuchanie, zaś na miejsce zbrodni wszedł przed technikami i wyjął ze ściany 2 pociski – jeszcze się cieszył, że zrobił to w rękawiczkach! Gösta ma swoje 5 minut, golf i samotność schodzą na dalszy plan, bo na pierwszym pojawia się dorosła już Ebba. Martin pojawia się tylko na początku powieści i w finalnej  akcji, bowiem zajmuje się swoją ciężko chorą żoną. Sekretarka Annie świetnie wyszukuje informacje, łagodzi Bertila i służy jako pomoc psychologiczna dla swych kolegów. Paula w zaawansowanej ciąży też chce być potrzebna, bo w domu się nudzi.
Fabrykantka aniołków ma otwarte zakończenie, co fanom Camilli Läckberg daje nadzieję, że może kiedyś autorka dopisze kolejne tomy. Bowiem książki tej szwedzkiej autorki czytają się same. Bohaterowie są zwykłymi ludźmi, którzy mogliby być naszymi sąsiadami, znajomymi. Bowiem w tych kryminałach nie tylko ważne są śledztwa, lecz codzienne życie policjantów z Fjällbanki i ich rodzin.

wtorek, 6 maja 2014

"Latarnik" Camilla Läckberg



Wydawnictwo Czarna Owca, Czarna Seria, Okładka miękka, Moja ocena 5/6
Fabuła: Jasna, letnia noc. Młoda kobieta wskakuje do samochodu. Chwyta kierownicę w zakrwawione dłonie. Wraz z synkiem znajdującym się na tylnym siedzeniu ucieka do jedynego znanego jej bezpiecznego miejsca − na wyspę Gråskär nieopodal Fjällbacki. Kilka dni później w swoim mieszkaniu zostaje zamordowany Mats Sverin, człowiek rzetelny i powszechnie lubiany, który po latach nieobecności powrócił do Fjällbacki, by zostać szefem gminnego wydziału finansów. Inspektor Patrik Hedström i policja w Tanumshede prześwietlają jego przeszłość i na jaw wychodzą rozmaite tajemnice. Okazuje się, że mężczyzna przed śmiercią odwiedził Gråskär, czyli Wyspę Duchów, jak ją nazywają okoliczni mieszkańcy... 


Szósty tom powieści sagi Camilli Läckberg czytałam wiele miesięcy temu. Teraz sięgnęłam po tom siódmy Latarnik, a mam wrażenie jakbym z bohaterami sagi w ogóle się nie rozstawała. W trakcie czytania opasłego tomiska stawali oni przede mną jak żywi i razem z nimi podążałam tropem śledztwa, a także byłam członkiem ich rodziny.
W Latarniku czytelnikowi towarzyszą duchy z II połowy XIX wieku zamieszkałe w latarni na Wyspie Duchów. I jak to duchy – jedni je widzą, inni nie. Ale wieści o ich istnieniu skutecznie odstraszają potencjalnych turystów. To w latarni doszło do niecodziennych wydarzeń w XIX wieku (poznajemy je ze specjalnych stron wplecionych w główną akcję, a pisanych kursywą). A i jeszcze wcześniej musiało się tam coś zdarzyć, skoro duchy już wtedy istniały. Ich grono stale się powiększało. Bo kto umrze na Wyspie Duchów, to tam zostaje jako duch. To tam jedzie ukryć się obecna właścicielka wyspy wraz ze swoim kilkuletnim synem. Ucieka przed czymś, przed kimś, a na jej dłoniach widnieje krew…
Tak się zaczyna siódmy tom sagi kryminalnej Camilli Läckberg. Wciąga on czytelnika od pierwszej strony. Akcja niby nie ma porywającego tempa, toczy się swobodnie, ale mimo wszystko dużo się dzieje, zarówno na posterunku, jak i w życiu bohaterów, głównie Patricka i Ericki oraz jej siostry i Dana. Ten kryminał (jak i inne z tej serii) ma w sobie dużo z powieści obyczajowej, ale to nie przeszkadza, a nawet pomaga, bo lepiej poznajemy bohaterów i społeczność Fjällbanki.
Równolegle jest prowadzonych kilka wątków: ucieczka Annie na Wyspę Duchów wraz z synem; tajemnicze morderstwo spokojnego Mattego – głównego księgowego z urzędu miasta zajmującego się sprawami finansowymi będącego właśnie na ukończeniu spa; ukrywanie się Madelaine wraz z trójką dzieci przed mężem katem; morderstwo Fredrika – szychy w pewnym światku; a także otwarcie spa we Fjällbance oraz problemy psychiczne siostry Ericki po utracie nienarodzonego syna w wypadku samochodowym.
Autorka przerywa te wątki w odpowiednich momentach, dozuje wiedzę i napięcie, żeby w finale je wszystkie ze sobą umiejętnie połączyć. Zakończenie na pewno częściowo można przewidzieć, jeśli się uważnie czytało. Ale tym razem w powieści zaskoczył mnie opis jednej drastycznej sceny. Plusem każdego tomu jest to, że można go czytać oddzielnie i niewiele się traci. Są wprawdzie odwołania do wcześniejszych części, jednak nie przytłaczają one bieżącej akcji.
Za każdym razem po przeczytaniu kolejnego tomu sagi Camilli L. zastanawiam się, za co je tak lubię i czemu je tak szybko czytam. I szczerze przyznam, że nie jestem w stanie udzielić pełnej odpowiedzi. Te kryminały bardzo mocno osadzone są w obyczajówce, a i bohaterowie są zwyczajnymi ludźmi z zaletami i wadami. Zwłaszcza szef posterunku Merkel potrafi wszystkim zaleźć za skórę swoją głupotą i nieodpowiedzialnością, ale i on potrafi być kochany, gdy opiekuje się swoim przyszywanym wnukiem. I ten specyficzny klimat szwedzkiej prowincji. Może to Skandynawia na mnie tak działa? Ja bardzo lubię tę sagę i już poluję na tom ósmy, niestety ostatni.

wtorek, 29 kwietnia 2014

"Nieszczelna sieć" Håkan Nesser

Håkan Nesser zdobył moje serce już dawno temu kryminałami z inspektorem Barbarottim w roli głównej. Nigdy nie ukrywałam, że jest to jeden z moich ulubionych autorów w ogóle, a skandynawskich w szczególności (może nawet i bije minimalnie Mankella w tym rankingu). Jednak komisarz Van Veeteren, kolejny popularny bohater Nessera w dalszym ciągu jest mi zagadką niż. W zasadzie dopiero zaczęłam go poznawać - najpierw za sprawą powieści pt. "Punkt Borkmanna", czytanej jakiś czas temu, teraz - "Nieszczelnej sieci", która to jest pierwszym tomem o śledztwach Van Veeterena.
Pewnego ranka nauczyciel historii i filozofii w miejscowym gimnazjum, Janek Mattias Mitter budzi się skacowany po wypiciu sporej ilości alkoholu. W łazience, w wannie znajduje swoją niedawno poślubioną żonę Evę, brutalnie zamordowaną. Nie wie, co się stało. Ostatnim jego wspomnieniem z minionego wieczoru jest wspólna kolacja i picie wina, jednak nic więcej. Chociaż nie pamięta, czy to on zamordował żonę, jest pewien, że tak naprawdę nic go z tym nie łączy, a prawdziwy sprawca po prostu wszedł nocą do domu i zabił Evę. Janek jest jednak głównym podejrzanym i zostaje postawiony przed sądem. Komisarz Van Veeteren jednak nie jest przekonany o jego winie, wręcz przeciwnie, wyczuwa w niej jakieś drugie dno. Wraz z kolejnymi ofiarami odkrywa prawdę, której nie spodziewał się nikt...
Jak już pisałam, Nessera uwielbiam i uwielbiać będę, a kolejna jego książka tylko mnie w tym utwierdza - ta nie jest wyjątkiem. Po raz któryś z kolei potrafił zainteresować mnie od pierwszych stron. Powieści, która nie jest zbyt gruba, nadał takie tempo, które sprawia, że jesteśmy ją w stanie przeczytać w dwa wieczory, chociaż nic tu nie dzieje się ani za szybko, ani za wolno. I przede wszystkim wszystko wydarzy się w swoim czasie. Ale... z czego Nessera kocham najbardziej i co czuć od razu, gdy weźmie się do ręki jego serię o Barbarottim, a o Veeterenie trochę mniej, to... klimat. Tajemnica wisząca w powietrzu, jakaś nieokreślona niewiadoma, ale unosząca się cały czas blisko nas, której jednak nie sposób uchwycić od razu, trzeba się sporo namęczyć. W "Nieszczelnej sieci" ten tajemniczy klimat znowu się pojawia, charakterystyczny jak dotąd tylko dla tego autora (bo jeszcze nigdy nie spotkałam się z tym przy żadnym innym). Może mniej go jest niż w Kymlinge, gdzie rezydował Barbarotti, ale jest, daje o sobie znać.
Van Veeteren też jest różny od Barbarottiego. Na pierwszy rzut oka w ogóle nie daje się lubić - facet w średnim wieku, wiecznie grzebiący w zębach wykałaczką, zamyślony, a przy tym gbur, apodyktyczny, niemiły, z którym współpracownicy raczej wchodzą w kontakty tylko wtedy, kiedy muszą. Jednak mimo wszystko łączy go z czytelnikiem jakaś nic sympatii, którą w zasadzie trudno jest wytłumaczyć. Ja go polubiłam, chociaż inne to jest "lubienie" niż w przypadku Barbarottiego. Tego ostatniego się lubi, bo inaczej nie można, przede wszystkim za poczucie humoru, za zalety; Van Veeterena natomiast pomimo wad. A może właśnie za te wady i niechęć do otoczenia?...
"Nieszczelna sieć" to jedna z pierwszych powieści Nessera. Ale to nic nie znaczy, bo gdy autor ma talent, to będzie go miał zarówno w pierwszej napisanej książce, jak i w ostatniej. Jest to również pierwsza powieść o tym komisarzu, druga, którą miałam okazję czytać. Na Håkanie naprawdę jednak trudno się zawieść. Mnie nie rozczarował jeszcze nigdy, wręcz przeciwnie, zawsze zaskakuje czymś nowym. Takich autorów jest mało, najważniejsze jednak, że są i że mamy przyjemność czytać ich powieści.

Recenzja również tutaj.

piątek, 11 kwietnia 2014

Sprawa Munstera - Hakan Nesser

Wydawnictwo Czarna Owca, Okładka miękka, Moja ocena 5/6
Szósty tom przygód komisarza Van Veeterena.
Czterech zaprzyjaźnionych ze sobą emerytów świętuje wspólną wygraną w lotto. Niebawem jeden z nich zostaje zadźgany w swoim domu. Kilkadziesiąt ciosów zadanych nożem pozbawia go życia, zanim zdążył choćby tknąć swoją część wygranej. W tym czasie komisarz Van Veeteren jest na urlopie, wielce zasłużonym i wyczekiwanym urlopie, którego odbycie uniemożliwiły mu wydarzenia z poprzedniej części serii.
Policja szybko podejmuje śledztwo. Van Veeterena zastępuje inspektor Munster. Zagadki zamiast być rozwiązywane, coraz bardziej się piętrzą. Okazuje się bowiem, że nic nie jest takim, jakim się na początku wydawało, a zwyczajni z pozoru ludzie skrywają wiele tajemnic.
Nesser po raz kolejny pokazał, że ma klasę. Nie jest to pisarz przez wszystkich lubiany. Śledztwa prowadzone przez jego bohaterów są powolne i drobiazgowe, a zbrodnie, choć na ogół krwawe i okrutne to jakoś tak przez pisarza zapodane, że mało spektakularne. Zawsze pod płaszczykiem zbrodni pisarz przekazuje nam coś więcej, coś na kształt morału, nauki, życiowej wskazówki. Zawsze w trakcie prowadzonego śledztwa wychodzi na jaw, że zbrodnia ma drugie, a nie rzadko i trzecie dno. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Znajomość pisarza, jego warsztatu pracy, schematu wg. jakiego pisze książki nie oznacza, że jego książki są nudne czy przewidywalne. Przynajmniej w przypadku Nessera tak jest. Choćbym nie wiem ile jego książek przeczytała, choćbym nie wiem, jak była pewna, że wiem, jak potoczy się akcja, jak przebiegnie śledztwo, pisarz zawsze mnie zaskoczy. Nic dziwnego, że jest jednym z najlepszych skandynawskich autorów kryminałów.
W zapowiedziach widziałam, że lada tydzień (bodajże w maju) ukaże się Karambol. Bardzo się cieszę. Moim zdaniem to najlepsza książka Nessera, chociaż to bardziej thriller i studium psychologiczne, niż klasyczny, rasowy kryminał. 

niedziela, 16 marca 2014

Arne Dahl "Ciemna liczba" VIII tom cyklu o Drużynie A

Arne Dahl stworzył mój ulubiony cykl skandynawskich kryminałów „Drużyna A” opowiadających o tejże drużynie, czyli grupie najlepszych policjantów ze Szwecji, wybranych w pierwszym tomie do poprowadzenia niezwykle prestiżowego śledztwa. Ta grupa zadziałała, i stała się odrębnym formalnie zespołem gliniarzy. Zadziałał również pomysł na fabułę, by zamiast jednego zmęczonego życiem komisarza w średnim wieku bohaterami kryminałów uczynić różnorodny zespół ludzi. Jednak, niestety, o ile w warstwie postaci ten pomysł wciąż działa, o tyle w warstwie czysto kryminalnej cykl powoli acz nieubłagalnie zniża loty. Jeszcze nie jest źle, ale chyba dobrze, że do końca pozostały tylko 3 tomy. Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym…

Ponownie Arne Dahl wraca do tematu pedofilii i pornografii dziecięcej, która po szybkim rozwoju Internetu na przełomie ostatnich lat zyskała zupełnie nowe sposoby rozwoju, za którymi państwo prawa nie zawsze jest w stanie nadążyć. Bohaterowie powieści stawią czoła najbardziej wyrafinowanej siatce internetowych pedofilów w historii szwedzkich kryminałów. Jednak nie tylko policja będzie na nich czyhać – gdzieś w ukryciu działa sekciarska organizacja, wielbiąca „pozytywną siłę życiową jaką jest seksualność”, której głównym celem będzie ukrócenie działalności tych, których życiem rządzi „popęd śmierci  czyli negatywna seksualność”. A obie strony są super zorganizowane, bogate i są specami od komputerów. No helloł.

Zawsze w powieściach Dahla głównym motywem jest jakiś problem społeczny – tutaj mamy do czynienia z najgorszym z nich, czyli pedofilią, zawsze Drużyna pracuje nad kilkoma sprawami, które gdzieś w połowie zaczynają się łączyć (tak jest i tutaj) i zawsze są jakieś elementy nieprawdopodobieństwa i zbiegu okoliczności, które zwykle kupuję i mi nie przeszkadzają. Ciemna liczba początkowo jawi się jako klasyczny, statyczny kryminał – bohaterowie szukają zaginionej nastolatki, prawdopodobnie porwanej przez element zagraniczny. Jednocześnie odkrywają, że na terenie Sztokholmu działa bardzo wyrafinowany zabójca, dekapitujący swoje ofiary struną od fortepianu. Gdzieś w mieście elektryk kradnie historyczny szkielet z dodatkową kością. A przyzwoity glina oskarżony jest o molestowanie seksualne. Do tego momentu wszystko jest ok, czyta się może bez szału ale dobrze i ciekawie. A potem na scenę wchodzi wspomniana wyżej sekta z XVII wieku, i ciągnie całą powieść w dół pseudofilozoficznymi rozważaniami, czego nie ratuje nawet spektakularna strzelanina na końcu.

To nie jest ten tom, od którego należy zaczynać przygodę z Arne Dahlem. Na tle całego cyklu Ciemna liczba jest słabsza od najsłabszego tomu, którym w mojej ocenie był Na szczyt góry. Ale z drugiej strony – każdemu autorowi się zdarza, więc pozostaje mieć nadzieję, że tom dziewiąty będzie lepszy.

Moja ocena: 4/6 (powinno być 3,5 ale po starej znajomości…)

Arne Dahl Ciemna liczba
Tłum. Robert Kędzierski (dzięki ci, Czarna Owco, za powrót do tego tłumacza, czyta się to o wiele płynniej niż poprzednie dwa tomy!)
Wyd. Czarna Owca

Warszawa 2014

piątek, 15 listopada 2013

Arne Dahl "Msza żałobna"

O tym, że szwedzkie kryminały czyta się głównie dla tego społecznego komentarza w tle, nie trzeba nikomu przypominać. O tym, że w tychże kryminałach zbrodnia zwykle bierze swe początki w problemach nękających współczesnych Szwedów, to też już banał. Tym razem jednak Arne Dahl poszedł o krok dalej – i wylądował jedną nogą w Iraku, a drugą w Stalingradzie.

W siódmym tomie cyklu o Drużynie A nieco zmieniona w składzie, ale wciąż niezawodna śmietanka szwedzkiej policji otrzymuje szczególne zadanie – wraz z przełożonymi i ekspertami wchodzą w skład sztabu kryzysowego, gdy dwaj zamaskowani mężczyźni barykadują się w banku z zakładnikami, grożąc wysadzeniem całej dzielnicy. Dodatkowym elementem, czyniącym zadanie jeszcze trudniejszym, jest fakt, iż jednym z zakładników jest osoba bliska niektórym członkom drużyny. W trakcie działań grupy szybkiego reagowania ma miejsce incydent, który włącza w obręb działań wydział spraw wewnętrznych i byłego członka Drużyny – Paula Hjelma. Drużyna A i BSW muszą razem rozwikłać szaradę, która początkowo zdawała się być zwykłym rabunkiem.

Dahl w Mszy żałobnej prowadzi bardzo ciekawe rozważania na temat wojny. Wojna jest obecna wszędzie, jest obserwowana w telewizji, czytamy o niej w dzienniku z czasów drugiej wojny światowej, zaś wojny można zaobserwować nawet między tymi, którzy winni stać po tej samej stronie prawa. W powieści będą też mniej lub bardziej odległe w czasie historie rodem z zimnej wojny, i wreszcie będą małe wojny małżeńskie. Wszystko, co się tutaj wydarzy, związane jest z jakąś wojną, a wszystkie polityczne wojny toczą się o jeden i ten sam surowiec – ropę.

Autor bardzo zmyślnie łączy wszystkie pozornie poszarpane wątki, romansując całkiem udanie z powieścią sensacyjną i szpiegowską, nie zatracając dobrze znanego z poprzednich tomów kryminalnego charakteru. I mimo iż całość pokryta jest szwedzkim, marcowym mrokiem, jest tu też miejsce na trochę humoru, trochę miłości i trochę przyjaźni. I to czyni tą powieść wyjątkową.

Moja ocena: 5/6

Arne Dahl Msza żałobna
Wyd. Czarna Owca
Warszawa 2013-11-14

Cykl o Drużynie A:
1.       Misterioso
2.       Zła krew
3.       Na szczyt góry
4.       Europa blues
5.       Wody wielkie
6.       Sen nocy letniej

7.       Msza żałobna

sobota, 5 października 2013

Arne Dahl "Sen nocy letniej"



Trudno jest pisać o kolejnym tomie serii, gdy się wie, że czytelnik tego tekstu może nie znać poprzednich. Bo nawet opis emocji, jakie mi towarzyszyły na samym początku lektury może zdradzać odrobinę na dużo fabuły. A emocją tą był smutek, gdy się widzi zmiany – to znaczy, nie każdy tak ma, ale ja na jakiekolwiek zmiany reaguję alergią. Zaraz potem pojawił się jednak podziw dla odwagi autora, który nie wtacza się na te same tory z każdą kolejną powieścią, a decyduje się właśnie na zmiany. Tak jak to w życiu bywa, ktoś odchodzi, na jego miejsce przychodzi ktoś nowy, ktoś awansuje, ktoś odchodzi na emeryturę, ktoś inny dopiero zaczyna karierę, a inny dorasta.

Poprzedni tom zakończył się dokładnie 11 września 2001 roku. Dahl podejmuje swoją opowieść w zmienionym świecie, dostrzega ta zmianę ale też pozostawia ją bez szerszego komentarza, którego nie potrzeba. Skupia się zaś na tematach, które istniały już w przestrzeni publicznej, ale właśnie teraz, na początku lat dwutysięcznych, zaczynają wychodzić z cienia i stają się publiczne. Wiele też miejsca poświęca prywatnym perypetiom bohaterów, które stanowią doskonałą kanwę dla szerszego, społecznego komentarza, zawartego w każdej powieści Dahla. I jak to zwykle u niego bywa, do połowy książki akcja powoli się snuje, oplata czytelnika, wprowadza w odpowiedni klimat, koncentruje się na postaciach. Wątki kryminalne dopiero się zarysowują, ale jakby mimochodem, na drugim planie. Nagle wszystko przyspiesza i druga połowa Snu to już jazda bez trzymanki w kierunku wielkiego finału, który ponownie, jak w poprzednich tomach, wciska w fotel. I tylko sam koniuszek pozostawia jakiś niedosyt – jakby nie wszystko zostało domknięte jak na kryminał powstało. Tylko czy to w ogóle był kryminał?

Co mnie najbardziej zaskoczyło, to wątek poznański w Śnie nocy letniej. Tak właśnie, poznański. Widać, że Arne Dahl mocno się podszkolił z tematyki sąsiadów przez Bałtyk od czasów Europa Blues, i nie popełnia już takich błędów jak wtedy. Wręcz przeciwnie – jego znajomość topografii wielkopolskiej stolicy, ale i umiejętność docenienia rozwoju, jaki Polska zaliczyła przez te kilkanaście lat od transformacji, oraz szczegółowa wiedza o słynnej swego czasu aferze „łowców skór” z Łodzi świadczy o dogłębnym zbadaniu tematu. Kiedy akcja przenosi się do Poznania, zmienia się też styl pisania i przez chwilę czułam się, jakbym czytała nie Dahla, a Krajewskiego, Czubaja czy Miłoszewskiego. Bardzo mi się ten zabieg spodobał.

Czytanie kolejnych tomów przygód Drużyny A to jak powrót do starych przyjaciół. Znamy się z tymi gliniarzami już kilka lat, poznałam ich życiorysy, widziałam, jak się zmieniają, towarzyszyłam im w trudnych chwilach, ale i cieszyłam się ich radością. I chociaż istnieją tylko na kartach powieści, to i tak przy następnej bytności w Sztokholmie podążę ich śladem.

PS Powrócił poprzedni tłumacz, i to niestety widać. Na niekorzyść.

Moja ocena: 5,5/6

Arne Dahl Sen nocy letniej
Tłum. Dominika Górecka
Wyd. Czarna Owca
Warszawa 2013

Jest to VI tom cyklu kryminałów o Drużynie A. O tomie V pisałam tutaj.

Recenzja opublikowana również na moim blogu.



wtorek, 2 kwietnia 2013

"Wody Wielkie" Arne Dahl

Na każdy kolejny tom cyklu o Drużynie A czekam z wytęsknieniem. Od ostatniego, czwartego, minął już ponad rok, i gdy powoli traciłam nadzieję na dalszy ciąg przygód sztokholmskich policjantów, Czarna Owca przyszła mi z pomocą i wydała tom piąty. Jak dotąd chyba najlepszy ze wszystkich.

Drużyna A to tak naprawdę Specjalna Jednostka Policji ds. Zwalczania Przestępczości Międzynarodowej. W jej skład wchodzi 7 policjantów i ich przełożony, Jan-Olov Hultin. Drużyna A to nieformalna nazwa nadana im jeszcze w tomie pierwszym (właściwie nikt nie wie dlaczego), powołana do przejmowania spraw, w których występuje wątek międzynarodowy. W tym tomie część z bohaterów, Paul i Kerstin, zostaje poproszona przez wydział wewnętrzny o przesłuchanie policjanta uwikłanego w tajemniczą strzelaninę, w której zginął nielegalny uchodźca z RPA. Okazuje się, że policjant ten był niegdyś narzeczonym Kerstin. Z kolei pozostali członkowie Drużyny zajmują się sprawą tajemniczego seryjnego mordercy, który w liście samobójczym wyznaje, że od lat zajmował się zabijaniem ludzi w całej Europie. Wkrótce obie sprawy znajdą swój wspólny mianownik.
Od początku mojej przygody z Arne Dahlem zastanawiam się, co jest takiego szczególnego w jego książkach, że tak bardzo je lubię. Wiele z tych przyczyn wyklarowało się teraz, w czasie lektury Wód wielkich. Przede wszystkim wielość głównych bohaterów. Dahl nie poszedł drogą wybraną przez większość autorów, i nie stworzył jednego, wiodącego bohatera i pomocników wokół niego. Poszedł raczej drogą nowoczesnych seriali kryminalnych, gdzie poznajemy od razu kilku równoprawnych bohaterów, ich historie, zdolności, charaktery, którzy nawzajem się uzupełniają. Dzięki temu powieść jest wielowymiarowa i wielowątkowa, nie ma miejsca na nudę. Każdy z bohaterów bowiem jest zupełnie inny, mamy tu galerię postaci tak odmiennych, że aż cud, że są w stanie pracować razem. I mimo iż każdy z nich ma wady, to polubiłam ich wszystkich (wyobraźcie sobie moje rozczarowanie, gdy okazało się, że mieszkałam w hostelu oddalonym o kilka przecznic od domu Kerstin Holm, i o tym nie wiedziałam!).
Drugim elementem jest sama fabuła. Książki Dahla to nie są po prostu kryminały, nie można ich zamknąć w ramach jednego gatunku. Dostajemy zatem coś, co jest jednocześnie kryminałem, sensacją, czasem horrorem, czasem groteską, trochę książkę przygodową, czasem historyczną, czasem psychologiczną, z komentarzem społecznymi i politycznym. Dahl umiejętnie żongluje tymi gatunkami w ramach każdego tomu, tworząc wrażenie, że zbrodnia nigdy nie jest po prostu oderwanym od rzeczywistości zjawiskiem, jest połączona z każdą sferą życia współczesnego społeczeństwa.
Z tym wiąże się język, który czasem służy tylko do raportowania, innymi razem tworzy barwne opisy miejsc, by przerodzić się w głęboki, psychologiczny opis, sprowadzić ciemność na umysł czytelnika, tylko po to, by następnie oświetlić go żartem, którego nikt by się nie spodziewał. Za ten język Dahl jest z resztą czasem krytykowany, jednak zauważyłam, że przez fakt iż „Wody wielkie” są tłumaczone przez kogoś innego niż poprzednie tomy, język powieści jest bardziej zrozumiały. W poprzednich książkach były momentami urwane myśli, czy gry słów, których nie rozumiałam. Myślałam, że to taki styl autora, ale teraz widzę, że był to chyba niedostatek tłumaczenia. Ze względu na liczne gry słów, półsłówka, idiomy, przysłowia i cytaty, książki te są pewnie fatalne do tłumaczenia, ale wydaje mi się, że pan Kędzierski wyszedł z tego z tarczą, a nie na  tarczy.
Polecam wszystkim zapoznanie się z serią od początku, gdyż wiele wątków znajduje swój początek w poprzednich tomach, a tych, którzy już znają Drużynę A, mogę zapewnić, że i tym razem nie będziecie się nudzić.
Moja ocena: 6/6
Arne Dahl Wody Wielkie
Tłum. Robert Kędzierski
Wyd. Czarna Owca
Warszawa 2013
Recenzję opublikowałam również ma swoim blogu.

poniedziałek, 25 marca 2013

Fabrykantka aniołków - Camilla Lackberg


Wielkanoc 1974. Z Valö, małej wyspy w pobliżu Fjällbacki, znika bez śladu rodzina. Na pięknie nakrytym świątecznym stole zostaje obiad wielkanocny, ale w domu nie ma nikogo, znikają wszyscy z wyjątkiem rocznej córeczki Ebby. Po latach Ebba wraca na wyspę jako dorosła kobieta. W rodzinnych stronach pragnie wraz z mężem otrząsnąć się po śmierci malutkiego synka. Postanawiają wyremontować i otworzyć dla gości stary ośrodek kolonijny, którym wiele lat temu zarządzał surowy ojciec Ebby. Wkrótce po rozpoczęciu prac remontowych oboje omal nie giną w tajemniczym pożarze. Równie tajemnicze są stare ślady zaschnietej krwi odnalezione pod zerwaną podłogą w jadalni. Do akcji wkracza wkracza Patrik Hedström. Czy zdoła wyjaśnić zagadkę z przeszłości?


Okładka: miękka
Ilość stron: 491
Wydawnictwo: Czarna Owca

Camilla Lackberg należy do grona moich ulubionych pisarzy kryminałów. Nie zawiodłam się jeszcze na żadnej jej książce, a bohaterów polubiłam od pierwszego tomu i wiernie im towarzyszę.

"Fabrykantka aniołków" to dwuwątkowa powieść, gdzie teraźniejszość przeplata się z przeszłością.
Po raz kolejny przenosimy się w pobliże Fjallbacki, na wyspę Valo, gdzie po wielu latach wraca do rodzinnego domu, Ebba. Kobieta wraz z mężem, po stracie synka, postanawiają rozpocząć nowe życie. Remontują stary dom i planują zrobić w nim pensjonat typu bed&breakfast.
Styczność z domem porusza zadawnione rany - rodzina Ebby, wiele lat temu, zniknęła bez śladu w święta wielkanocne. Jej ojczym prowadził szkołę dla chłopców w starym ośrodku kolonijnym, kilku z nich zostało na święta w szkole. Kiedy wrócili z łowienia ryb, w domu zastali tylko krzyczące dziecko, Ebbę. Rodzina Ebby była znana w okolicy - jej przodkini została bowiem ścięta za zabijanie dzieci - znana była jako fabrykantka aniołków.

Kiedy Ebba przybywa na wyspę, komuś to zaczyna przeszkadzać... Najpierw w remontowanym domu wybucha pożar, a potem ktoś strzela do Ebby. Sprawę prowadzi Patrick Hedstrom, ale dzielnie sekunduje mu w tym jego żona, Erica. Erica prowadzi własne, dziennikarskie śledztwo na temat rodziny Ebby. Ich ścieżki jak zwykle się przecinają .... Czy i tym razem będą sobie bardziej pomagać czy przeszkadzać? Co odkryją? Jakie jest powiązanie pomiędzy przeszłością rodziny Ebby, a piątką chłopców ze szkoły Runego?

Autorka misternie uknuła intrygę, udało się jej wyprowadzić mnie w pole i zaskoczyć. Wątki teraźniejsze przeplatają się z historią rodziny Ebby. Śledzimy jej powiązanie z Hermanem Goringiem i wpływem nazizmu na Szwecję. Czas pokazuje jak wielki wpływ ma przeszłość na teraźniejszość. Historia zniknięcia rodziny Ebby jest niezwykle tajemnicza i przez lata pozostawała nierozwiązana. Wynik śledztwa okazuje się zaskakujący! 
"Fabrykantka aniołków" to świetnie napisany kryminał - nic tutaj nie jest jednoznaczne, a ślady prowadzą w ślepe zaułki. Lekki, plastyczny język i przemyślane powiązanie wątków to atuty pisarki. Akcja pędzi i porywa czytelnika. To kolejna świetna pozycja w Czarnej Serii - polecam !