Słyszeliście o Stiegu Larssonie? Henningu Mankellu? Camilli Läckberg?
Oczywiście, większość z Was pewnie dobrze skojarzy te nazwiska ze
skandynawskimi autorami kryminałów. Mogę się jednak założyć, że
większość z Was nie słyszała nazwiska Monsa Kallentofta, prawda? Ja sama
nie znałam go wcześniej, a biorąc do ręki tę książkę, nie wiedziałam
nawet, że to kryminał. Choć muszę przyznać, że okładki jego książek są
dość specyficzne i wpadły mi już kiedyś w oko, do tej pory jednak nie
skojarzyłam ich z tym właśnie autorem.
Pewnego dnia, w parku tuż obok placu zabaw ktoś zauważa błąkającą się
czternastoletnią dziewczynę... jest naga, ma wyraźnie odznaczające się
krwawe rany i jest nienaturalnie blada... ktoś dzwoni na policję.
Znaleziona nastolatka jednak nic nie mówi. Widać jednak, że została
zgwałcona, okaleczona i... z dokładną starannością wymyta klorinem,
środkiem czyszczącym. Ktoś ewidentnie zadbał o to, aby nie zostawić
najmniejszych śladów. Komisarz Malin Fors, trzydziestoparoletnia
policjantka nie jest w stanie skłonić dziewczyny do mówienia, dopiero w
karetce dziewczyna wyjawia swoje imię i nazwisko, nic więcej. Następnego
dnia mówi więcej, nie pamięta jednak, co się wydarzyło. Dzień później
ginie inna dziewczynka - rodzice niepokoją się o córkę, która nie
wróciła do domu. Po kilku dniach jednak zostaje znaleziona martwa,
zakopana pod drzewem w miejscu dość licznie odwiedzanego kąpieliska. Ma
podobne rany co poprzednia dziewczyna, jest również tak samo trupio
blada. Kim jest morderca i dlaczego poprzednią dziewczynę wypuścił, a
drugą zabił? I czy córce Malin, również czternastoletniej, Tove, będzie
grozić takie samo niebezpieczeństwo?... Śladów jest mało, zero dowodów,
jak odnaleźć mordercę?
Cóż, już sam opis fabuły tej powieści jest dość mocno intrygujący,
prawda? Nie trudno zgadnąć, że to Skandynawia. Do tego - o dziwo -
okrutnie gorąca. W Szwecji panują bowiem upały i te upały czuć na
kartkach tej książki - nie wiem tylko, czy dlatego, że autor tak
wspaniale potrafił stworzyć i opisać klimat tej książki (pisząc 'klimat'
mam tu na myśli oba znaczenia), czy po prostu ostatnimi czasy taka sama
pogoda panuje również u nas, mogłam więc wczuć się w tę książkę jak
nigdy... tego nie wiem. Czytając jednak tę powieść, nie jest wcale
trudno uwierzyć w to, że również w Szwecji mogą panować
trzydziestokilkustopniowe upały.
Specyficzny jest jednak, i to widać już od pierwszych zdań, język tej
książki. Po pierwsze - nie często spotyka się powieści, w których zdania
często są niedokańczane, bezosobowe - nierzadko są one nawet
zastępowane równoważnikami zdań... bez czasowników. Na początku dziwnie
się to czyta i trudno trochę było mi się do tego przyzwyczaić. Po drugie
- narrator do wszystkiego praktycznie podchodzi dość filozoficznie,
używa często porównań, rozważa, rozmyśla... To również zbija czytelnika z
tropu. Mons Kallentoft jednak chyba miał w tym wszystkim swój cel,
kreując swój język powieści właśnie w ten sposób - interpretatorką nie
jestem i nie będę wnikać, dlaczego, jest w tym jednak coś specyficznego,
innego oryginalnego, co czyni książkę bardziej dramatyczną, prawdziwą,
ale i bardziej klimatyczną. Muszę jednak wspomnieć, że nie każdemu to
przypadnie do gustu - sami musicie sprawdzić na własnej skórze, czy
proza Kallentofta Wam odpowiada, ja chyba nie mam nic przeciwko.
Trzeba przyznać jednak, że fabuła tej książki jest naprawdę ciekawa i
intrygująca. Główna bohaterka, pani inspektor, chociaż na początku
wzbudza w czytelniku tylko i wyłącznie obojętność, to gdy ją poznamy
lepiej, na pewno się to zmieni na jej korzyść. Ja ją polubiłam. Również
ze względu na to, co dzieje się równolegle do sprawy morderstwa, a co
dotyczy bezpośrednio Malin - jej problemy, rozterki i życie osobiste.
Tego też nie zabraknie i chyba nawet jest to równie ważne, jak cała
zagadka kryminalna. A książka ta jest ponoć jedną w wielu o pani
komisarz.
Cóż mogę powiedzieć - "Śmierć letnią porą" jest pierwszą powieścią
autora, która wpadła w moje ręce, ale uważam, że warto na tego pisarza
zwrócić uwagę. Pisze specyficznie, ale warto spróbować. Ja na pewno
jeszcze do niego wrócę. Poza tym znowu sprawdza się fakt, że
skandynawscy autorzy są warci spędzonego nad ich książkami czasu.
Kolejny tytuł to potwierdza.
Recenzja opublikowana również na moim blogu.
Twoja recenzja skutecznie zachęciła mnie do tej książki i chyba nie mam innego wyboru jak poszukać jej w bibliotece ; D
OdpowiedzUsuńza całą serię planuję wziąć się już od jakiegoś czasu, ale nieustannie coś mi wypada innego. Muszę to wreszcie nadrobić. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzytałam "Jesienną sonatę" i nie do końca styl pisania przypadł mi do gustu, niestety w tamtej książce znalazłam spoilery dotyczące recenzowanej przez Ciebie pozycji.
OdpowiedzUsuń