poniedziałek, 16 sierpnia 2021

Ostatnie życie - Peter Mohlin, Peter Nystrom

 

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 3,5/6
Jestem wielką fanką literatury skandynawskiej, a kryminałów w szczególności.
Nowe nazwisko, nowa książka wydana w Polsce, zawsze wiele sobie po niej obiecuję. Tak samo było w przypadku Ostatniego życia.
To sprawne połączenie kryminału i thrillera z ciekawym z pozoru bohaterem, szwedzko-amerykańskim agentem FBI Johnem Adderleyem. Z początku ciekawy bohater. Liczyłam na postać odrobinę inną niż zmęczony, przeczołgany przez życie, po przejściach skandynawski śledczy. Z biegiem czasu, z upływem kolejnych rozdziałów, nie wszystko z tą postacią jest takie, jakim się wydawało na początku. Jednak nic więcej wam o tym bohaterze nie napisze. Nie chcę wam psuć elementu zaskoczenia. Poza tym jest duże prawdopodobieństwo, że wy Johna odbierzecie zupełnie inaczej.
Akcja rozgrywa się współcześnie i kilka lat temu. Dwie płaszczyzny akcji, dwie różne narracje, jeden duszny, mroczny klimat i ostre dochodzenie teraz zazębiające się z tym z przeszłości. Akta sprawy zamkniętej 10 lat temu niespodziewanie wypływają na wierzch i zazębiają się z terażniejszym dochodzeniem.
I w zasadzie to tyle, co mogłabym wam o treści napisać. Sama oś książki, zarys fabuły jest ok, w wielu momentach bardzo ciekawy, tchnący świeżością, odległy od stereotypów. I wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, iż autorzy w kilku miejscach napakowali fabułę tak nieprawdopodobnymi zdarzeniami, tak kuriozalnymi akcjami, że aż pusty śmiech ogarnia. To takie trochę traktowanie czytelnika jak idiotę.
I jest to dziwne. Ta książka jest bardzo nierówna. Dwóch autorów, dwie różne książki, dwa różne style pisarskie. Ostatnie życie sprawia wrażenie jakby go pisały dwie niezależne od siebie osoby, każda innym stylem. Póżniej te dwie części zostały złożone w jedną książkę.
Gdyby akcja była realniejsza, mniej kuriozalna, gdyby wszystko było napisane jednym stylem byłaby to naprawdę dobra pozycja. Sam zarys fabuły, pomysł na nią jest ciekawy, inny od schematów i może się podobać. Gorzej jest z wykonaniem. Coś nie zagrało, coś sprawiło, iż z dobrej książki wyszło coś tak nierównego i mało prawdopodobnego.
Nie odradzam, nie polecam. Najlepiej sami podejmijcie decyzje...czytać, czy nie.

niedziela, 15 sierpnia 2021

1793 - Niklas Natt och Dag

 

Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 6/6
Niklas Natt och Dag potwierdza to wszystko za co uwielbiam skandynawskich pisarzy. Na okładce jest napisane, iż 1793 to połączenie Arthura Conana Doyle’a, Umberto Eco i Jamesa Ellroya. Nie ma w tym ani krztyny przesady. Ja bym do tego dodała jeszcze Dickensa.
To mistrzowsko napisana opowieść, którą się wręcz połyka, a której klimat pochlania i obezwładnia.
Wyobrażcie sobie taką sytuację Z cuchnącego sztokholmskiego rynsztoku, jeziora Fatburen, wydobyto zmasakrowane ludzkie zwłoki pozbawione kończyn. Trup nie ma także oczu i języka. Jak się okazuje wszystkich okaleczeń dokonano gdy ofiara jeszcze żyła. A to dopiero początek.
Rozpoczyna się dochodzenie, niezwykle rzetelne i drobiazgowe, jak na tamte czasy. Szybko się okazuje, iż zabójcą może się okazać ktoś, kogo zupełnie by o to nie podejrzewano. Dochodzenie prowadzi genialny detektyw wraz z niemniej bystrym pomocnikiem. Dokąd ono ich zaprowadzi?
Akcja rozpoczyna się i toczy w tytułowym 1793 roku w Sztokholmie 3 lata po zabójstwie króla Gustawa III. Król został zabity na skutek spisku, podczas maskarady w operze w Sztokholmie. To wydarzenie położyło się cieniem na dalszych losach Sztokholmu i całego kraju.
Długo zastanawiałam się co w książce zrobiło na mnie największe wrażenie. Zdecydowanie genialne oddanie XVIII-wiecznej pełnej brudu (dosłownie i w przenośni) brudu, przemocy, mroku, obłudy, grzechu...taki Dickens w sztokholmskim wydaniu. U angielskiego pisarza też jest taka charakterystyczna, brudna, okropna atmosfera z tym, że Londynu. W 1793 mamy Sztokholm wraz z okolicami, genialnie nakreślony, mistrzowsko i niezwykle plastycznie oddany. W trakcie lektury miałam ochotę kilkakrotnie się umyć, wyszorować, tak porządnie. Smród sztokholmskich rynsztoków czuć na odległość. Miałam wrażenie, jakby brud XVIII wieku mnie oblepiał.
Ogromnym atutem są też świetnie nakreśleni, dalecy od stereotypu bohaterowie oraz ich poczynania.
Śledztwo, wiadomo odmienne od tych znanych nam ze współczesności, jest tak samo rzetelnie i pomysłowo prowadzone, a intryga i zwroty akcji zaskakują.
Do tego zręczne wplecenie w fabułę autentycznych, historycznych postaci.
Na sam koniec na długo pozostające z czytelnikiem moralne rozważania. Nie potrafię przestać myśleć o walce dobra ze złem, o wyższości prawa nad zbrodnią i cwaniactwem, o tym, jak złudna, zła, trudna i pogmatwana bywa ludzka natura.
1793 ma tylko jedną wadę, książka jest za krótka :) Ale na półce czeka kolejna część 1794, której jestem bardzo ciekawa.

czwartek, 1 kwietnia 2021

Wierny czytelnik - Max Seeck

 

Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5/6
Rzadko mamy do czynienia z fińska literaturą, a szkoda.
Wierny czytelnik to przykład niebanalnej, nieprzewidywalnej opowieści. Nic dziwnego, iż książka stała się hitem w tak wielu krajach i szykowana jest jej ekranizacja.
Roger Koponen to autor bestselerowej trylogii o makabrycznych zbrodniach. Dzieło sprzedaje się genialnie, jest hitem, a jego autor zbił na nim fortunę.
Mnożą się wywiady, spotkania autorskie. W trakcie jednego ze spotkań z czytelnikami zostaje zamordowana żona Rogera. Zbrodnia, jak zbrodnia, nie byłoby w niej niczego dziwnego gdyby nie fakt, iż co do najmniejszego szczegółu przypomina ona jedną ze zbrodni opisanych w książce Rogera. Przypadek? Raczej nie. Czyżby zabójca był fanem twórczości Rogera? A może kryje się za tym coś więcej?
Bardzo szybko okaże się, iż żona Koponena jest jedną z wielu ofiar seryjnego zabójcy. Każda ze zbrodni ma swoje odbicie w książkach Rogera. Cechą charakterystyczną są wyjątkowo masakrycznie upozowane miejsca zbrodni i okrutne same zbrodnie. Co się za tym kryje? Czy morderca to tylko zwykły zwyrodnialec czy może ktoś więcej?
Policja rozpoczyna śledztwo. Dokąd ono ich zaprowadzi? Co odkryje Roger?
Bardzo dobra, naprawdę porywająca, intrygująca książka, okrutna, w klimacie mocno noir. Ten klimat jest najciekawszą, przyprawiającą o dreszcze cechą książki.
Sama fabuła, owszem jest ciekawa, jest także doskonale prowadzone śledztwo, ale klimat, nastrój zdają się oblepiać czytelnika już od pierwszej strony i sprawiają wrażenie namacalnego zła, grozy.
Wierny czytelnik to nie tylko dobry, mocny, intrygujący thriller. To także książka z drugim dnem, z podtekstem, pytaniami o istotę człowieczeństwa, o granice między normalnością, a szaleństwem o to co dzieli z pozoru normalnych i szalonych.
W trakcie lektury mnoży się wiele innych pytań, np. takie co zrobić w sytuacji X? Czy jest coś, co usprawiedliwia zbrodnię A?
Nie na wszystkie pytania znajdziemy odpowiedż w treści książki. Seeck sprawia, iż musimy pomyśleć sami, zastanowić się nad treścią książki, ale także nad tym, jak ma się ona do życia tuż obok nas, do nas samych. Polecam.

środa, 29 kwietnia 2020

Doggerland. Podstęp - Marii Adolfsson

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5,5/6
Uwielbiam skandynawską literaturę. Kocham ten mrok, styl pisania, analizę bohaterów. Nic więc dziwnego, iż sięgnęłam po Doggerland.
Wiele sobie obiecywałam po tej książce i nie zawiodłam się. Marii Adolfsson potwierdziła moją teorię, iż większość skandynawskich autorów potrafi świetnie pisać i tworzy mroczne, wciągające, przeszywające wszechobecnym skandynawskim chłodem książki.
Akcja rozgrywa się na nieistniejących Wyspach Doggerlandzkich.
Jest to w zasadzie archipelag wysp, który rozciąga się między Wielką Brytanią a Skandynawią. 
Surowy klimat, mroczne choć niesamowicie porywające i piękne krajobrazy i odpowiedni do tego ludzie. To kwintesencja tego dziwnego, choć uwodzącego swoistą magią miejsca.  
Pewnego dnia na wyspie Heimo, jednej z wysp archipelagu ma miejsce okrutne morderstwo. Rzecz na tych wyspach całkowicie unikalna. Wszystko tym bardziej zdumiewa, iż ofiara to Susanne Smeed, była żona naczelnika wydziału kryminalnego Jounasa Smeeda. Gdy zagłębimy się w relacje tej pary, nie będziemy się dziwić, iż doszło do rozwodu. Jounas to najbardziej szowinistyczny, tępy i prymitywny prostak. Dawno takiego w literaturze nie spotkałam.
Dochodzenie zaczyna prowadzić 49-letnia policjantka Karen Eiken Hornby. Pomijając okoliczności, swoistą mentalność mieszkańców wyspy, Karen ma dodatkowo utrudnione zadanie poprzez to, iż Jounas jest jej szefem.  To jednak tylko wierzchołek góry powodów, dla których to śledztwo od początku nie będzie należeć ani do łatwych, ani przyjemnych.
Mam wrażenie, iż z każdym kolejnym oddechem Karen sprawa coraz bardziej się komplikuje. 
Dodatkowo brak tropów, ba jakiegokolwiek, najmniejszego nawet punktu zaczepienia. Sprawa wydaje się beznadziejna, zabójstwo zdaje się nie mieć przyczyn, a ofiara skaz. 
Jak to bywa w skandynawskich kryminałach, śledcza będzie musiała dokładnie przeczesać miejscową ludność, wniknąć pod powierzchnie masek, które przywdziewają przesłuchiwani, oddzielić prawdę od fałszu, poznać głęboko skrywane sekrety i mocno zagłębić się w przeszłość. Całość będzie mroczna, frustrująca, zaskakująca, a przedstawienie mieszkańców wyspy i samej śledczej będzie ocierać się wręcz o wiwisekcję.
Przedstawienie postaci, ukazanie ich wnętrza, sekretów, doskonale zaprezentowana klaustrofobiczna społeczność, mrok, zimno wyspy, nastrój na niej panujący są mistrzowsko nakreślone. Adolfsson stanęła na wysokości zadania. Stworzyła klasyczny, skandynawski kryminał. 
Także fabuła jest ciekawa, pełna zaskakujących wątków, ciekawych postaci i dobrze prowadzonego śledztwa.
Zakończenie mocne, dobre.
Niecierpliwie czekam na kolejny tom serii.

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Ślady miasta. Ewald i Maj - Lars Saabye Christensen

Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 6/6
Ewald i Maj to 1. tom trylogii świetnego, znanego mi z innych książek norweskiego prozaika. Wiedziałam, że Christensen świetnie pisze. Nie bez kozery jest on od lat wymieniany w gronie najważniejszych norweskich kandydatów do Nagrody Nobla.
Ślady miasta, podobnie, jak wcześniej czytane książki Norwega, nie tylko mnie nie rozczarowały, ale wręcz zachwyciły.  
Akcja rozgrywa się w Oslo w 1947 roku. Ewald pracuje w agencji reklamowej, Maj zajmuje się domem i pomaga w pracach Czerwonego Krzyża. Próbują jakoś odnaleźć się w powojennej rzeczywistości, na nowo ułożyć sobie życie. 
W książce mamy troje bohaterów, Ewalda, Maj i właśnie OSlo. Ulice, place, konkretne budynki są bohaterami na równi z żywymi, ale i martwymi ludźmi. W ogóle w książce znajdziemy mnóstwo niezwykle ważnych bohaterów. Część z nich to postaci pierwszoplanowe, jak w/w. Część osoby z planu dalszego. Każdy z nich wspaniale naszkicowany, każdy niezwykle ważny dla całości narracji.
Szczególnym bohaterem jest Jasper, syn Ewalda i Maj. To dziwne, wręcz przedziwne dziecko. Gdy czytałam opisy jego zachowania miałam wrażenie, iż to nie tyle ciche, wycofane dziecko, co wręcz autystyczne, po prostu niezdiagnozowane. Trudno zresztą o diagnozę w tamtych czasach. To Jasper w swoim własnym stylu pokazuje nam dom rodzinny, szkołę, wszystkie ważne dla niego miejsca i osoby.
Trudno jednoznacznie napisać o czym jest ta książka. Bez wątpienia o chyba typowej dla tamtych czasów norweskiej rodzinie. To powoli snuta opowieść o ich życiu, próbach radzenia sobie z problemami, nielicznych radościach. To także historia powojennego miasta, konkretnych budowli, ulic, zaułków.
Pisarz na równi doskonale rozumie zwyczajnych ludzi, jak i miasto, w którym mieszkają. 
Sporo w książce wtrącanych mimochodem opisów, sporo uwag topograficznych, sporo świadectw, iż autor bardzo przyłożył się do swojej pracy i darzy Oslo wielką miłością.
Ślady miasta to niespiesznie snuta opowieść, która zachwyca językiem, narracją, zawartymi w tekście drobiazgami skrzącymi się niczym szlachetne kamienie.
Lektura zachwyca, porywa. Polecam i niecierpliwie czekam na kolejny tom.

piątek, 12 lipca 2019

Pan. Wiktoria. Marzyciele - Knut Hamsun

Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 6/6
Trzy powieści norweskiego Noblisty zawarte w tej książce, są obowiązkową lekturą dla miłośników literatury skandynawskiej.Ponieważ uwielbiam literaturę skandynawską musiałam po tę pozycję sięgnąć. I nie zawiodłam się.
Zawarte w tym tomie powieści w literaturze norweskiej zajmują wyjątkowe miejsce i na zawsze pozostaną wśród najcenniejszych dzieł Hamsuna. 
Urodzony w 1859 roku Knut Hamsun stworzył wyjątkową prozę, klimatyczną, pełną ludzkich rozterek, rozważań, melancholii, smutku. Nie bez kozery jest on nazywany ojcem powieści psychologicznej, protoplastą oddawania w literaturze tak specyficznego dla niej klimatu skandynawskiego.
Pan, Wiktoria, Marzyciele to trzy odrębne powieści, trzy różne tematy. Jednak mimo odrębności są one jakby jednym, tak są do siebie podobne. 
Trudno, ba wg. mnie to praktycznie niemożliwe, nakreślić fabułę.
Każda z powieści sprowadza się do rozłożenia psychiki bohatera na czynniki pierwsze, przy prawie całkowitym braku kontaktu z drugim człowiekiem. W tej książce nie znajdziecie żadnych normalnych międzyludzkich interakcji. Nie ten typ literatury, nie ten autor.
Każda z powieści napisana jest innym od znanego nam językiem. Jest on na poły liryczny, ulotny, mnóstwo w nim metafor, sporo niedomówień, archaizmów. Początek lektury może sprawiać pewne trudności. Póżniej z każdą kolejna stroną będzie łatwiej. Niewątpliwie warto zadać sobie trud, warto po tę pozycję sięgnąć. Jest to proza wyjątkowa, wartościowa, odskocznia od wszechobecnych czytadeł.
Nie jest to łatwa lektura. Jednak jeżeli ktoś lubi takie klimaty, ceni dobrą, wyrazistą prozę, lubi literaturę skandynawską z jej całą otoczką, lektura go nie zawiedzie.
Polecam. 

czwartek, 6 czerwca 2019

Gösta Berling - Selma Lagerlöf

Wydawnictwo MG, Moja ocena 6/6
Uwielbiam skandynawską literaturę. Uwielbiam także książki wydawane przez Oficynę MG, za piękne okładki, ale także za prezentowanie prawdziwych perełek wydawniczych, książek innych, fascynujących, zabierających w inny świat. 
Nic więc dziwnego, że gdy ujrzałam w zapowiedziach Gösta Berling, musiałam książkę przeczytać.
Nic nie wiedziałam o treści, nie czytałam żadnych recenzji, oczekiwałam za to uczty literackiej. Nie zawiodłam się.
Jak pisze wydawca, jest to opowieść łącząca w sobie elementy legend skandynawskich i baśniowości z etyczno-moralną tradycją chrześcijaństwa.
Rzeczywiście. Całość jest poetycka, magiczna i ma w sobie mnóstwo wplecionych w treść legend, podań ludowych, elementów ludowych, baśniowych, na wskroś skandynawskich.
Akcja rozgrywa się w Värmlandii, krainie położonej u stóp gór, pomiędzy jeziorami, pięknymi lasami, w otoczeniu tajemniczym, ale przy tym idyllicznym. Często gościły tam diabły i czarownice. I tak się to wszystko zaczyna. 
Treści nie będę wam opisywać, żeby nie psuć elementu zaskoczenia. Gwarantuję, że szwedzka noblistka, która jest autorką książki, wielokrotnie was zaskoczy, wprawi w zdumienie, ale i sprawi, że na waszej twarzy zagości uśmiech.
Wielkim atutem są wspaniałe, drobiazgowe opisy szwedzkiej przyrody. Porywają opisy srogiej, groźnej, nieprzyjaznej skandynawskiej zimy, ale nie tylko one. 
Do tego autorka dodała garść opisów obyczajów skandynawskich oraz sporą porcję skrajnych, mocno zaakcentowanych uczuć, jak miłość to szalona, żarliwa, jak nienawiść, to aż po grób etc. Pisarka poszła na całość, na niczym nie oszczędzała, ani na opisach bohaterów książki, ani przyrody, czy też uczuć, ani na czerpaniu z otoczenia czy legend i mitów skandynawskich. Jest co chłonąć, jest w czym się zanurzać. Wrażenia z lektury wyjątkowe okraszone odczuciami obcowania z czymś magicznym, ezoterycznym, nierzeczywistym. Polecam.

sobota, 16 lutego 2019

"Stulecie" - Herbjørg Wassmo










W "Stuleciu", które przeczytałam w ramach wyzwania Wspólne czytanie, norweska pisarka Herbjørg Wassmo opowiada historię przodków swojej matki. Głównie skupia się w niej  na antenatkach i ich mężczyznach, ale ponieważ to ród bogaty w różnych krewnych więc i oni pojawiają się na kartach książki bardziej, czy mniej wyeksponowani. Bohaterkami opowieści, których losy  obfitujące w wielorakie wydarzenia - dobre a także niestety i  dramatyczne, Wassmo szeroko zaprezentowała, są : jej prababka Sara Suzane, babka Elida i matka Hjordis. Jest tu również i jej historia, opowiedziana, jak sama pisze,  na takich samych warunkach jak wszystkie inne, gdyż stwierdza : "Moje prawdziwe, przeżyte życie nie da się zmienić w literaturę. Nie można z niego zrobić fikcji ani opowiedzieć go jako prawdy".[*] Tak więc otrzymujemy historię fabularyzowaną, ale czy obejmując okres stu lat może ona całkowicie realistycznie oddać wszystkie zdarzenia......oczywiście, że nie, więc jest to historia taka jaką ją  widzi sama autorka .

Czytaj więcej na moim blogu.



wtorek, 19 grudnia 2017

Helen Russell - Życie po duńsku"

Tytuł: Życie po duńsku. Rok w najszczęśliwszym kraju na świecie
Seria: Mundus Fenomeny
Autor: Helen Russell
Stron: 304
Gatunek: na faktach, reportaż, dokument,
Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
ISBN: 978-83-233-4232-8


A teraz coś całkiem innego czyli nie kryminalny świat skandynawski.


Sięgając po tę pozycję byłam zaintrygowana taką prawdziwą relacją z jednego z krajów skandynawskich, które pokochałam po namiętnym czytaniu kryminałów z tamtejszych stron. A, że ostatnio bardzo modne stało się "szczęśliwe duńskie życie" czyli ich tak zwane hygge bądź lykke


Dążenie do bycia wręcz perfekcyjnie szczęśliwym to w Danii codzienność. Cieszą się ze wszystkiego czego mogą. Z pogody, kontaktów z rodziną, wolnego popołudnia, pracy, która daje im satysfakcję czy po prostu z bycia Duńczykiem. Helen Russel, która wraz z mężem wyjeżdża tam na rok dowiaduje się dlaczego tak jest i co powoduje, że pospolity Duńczyk uśmiecha się ot tak i swój poziom zadowolenia ocenia między 8 a 10 na 10. 


Jest wiele rzeczy na które Helen pewnie nigdy nie zwróciła by uwagi, ale Duńczycy z Jutlandii, gdzie zamieszkała z nazywanym przez siebie Ludzikiem Lego (tak nazwała męża po tym jak właśnie tak otrzymał pracę) pokazali jej co dla nich jest na prawdę ważne i co dla niej również powinno, bo da jej ... szczęście!


Mając rok czasu, pracując jako wolny strzelec Helen skupiła się na dogłębnym zbadaniu skąd bierze się ta szczęśliwości narodu duńskiego oraz czym tak na prawdę jest hygge i czy jest ono dostępne tylko dla Duńczyków czy ona jako przyjezdna też jest w stanie go doświadczyć.


Czego, więc pani Russel dowie się przez ten okres? Że dla narodu z którym zamieszkała bardzo ważny jest wystrój domu - najlepiej jak meble i lampy są designerskie oraz od znanych projektantów. Że recykling jest u nich na bardzo wysokim poziomie i trzeba ostro przestrzegać segregacji odpadów. Duńczycy mimo iż nie są religijni to są bardzo duchowi. Jak obchodzić się z duńską flagą i dlaczego tylko ona jest akceptowana u "normalnego" mieszkańca tego kraju. Że w Danii stawia się na zrównoważone życie zawodowe, a ich tydzień pracy to zaledwie około 34 godzin pracy - my Polacy możemy o tym pomarzyć prawda? I wiele, wiele innych ciekawostek.


Gdy zaczynałam czytać pomyślałam, że mogła bym się tam przeprowadzić. Ale im bardziej zagłębiałam się w książkę i im więcej się dowiadywałam tym mniej byłam o tym przekonana. Powiedzmy sobie szczerze - szczęśliwość w dużym stopniu zależy od nas samych. Potrafimy być smutni i załamani w zasadzie wszędzie, więc i weseli i radośni też. A nie ma miejsca idealnego. Nawet w najszczęśliwszym kraju na świecie, bo za takie uznawana jest Dania są rzeczy, których ja w życiu bym nie zaakceptowała. Może nie jestem zadowolona na 10 na 10, ale jestem szczęśliwa z tego co mam i tego gdzie to uzyskałam. To Polska zostanie moim najszczęśliwszym krajem, a Danię czy inne państwa mogę co najwyżej odwiedzić - na krócej lub dłużej. Nie zmienia to faktu, że takie książki czyta się z zapartym tchem i poznawanie kultury innych krajów jest naprawdę fascynujące. Polecam, bo może Ty zdecydujesz się tam wyjechać i uzyskać to prawdziwe duńskie hygge.



<Ocena: 9/10>

www.swiatmiedzystronami.blogspot.com

Mons Kallentoft - "Duchy Wiatru"

Tytuł: Duchy wiatru
Cykl: Komisarz Malin Fors (tom 7)
Autor: Mons Kallentoft
Stron: 304
Gatunek: Thriller, kryminał, kryminał skandynawski
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
ISBN: 978-83-781-8587-1

Przyszedł, więc czas na kolejny tom o przygodach stworzonej przez Kallentofta komisarz Malin Fors. To nie była jedna z tych książek, w których zakochałam się od pierwszej strony. Raczej się od niej męczyłam. Styl autora nie sprzyjał szybkiemu czytaniu, czasami mnie zniechęcał, a jednak miał w sobie coś co powodowało, że brnęłam dalej, a po pierwszej powieści już czekałam na kolejną. I tak oto mam za sobą 8 tomów (wiem, że tu pisze 7, ale nawet mi zdarza się przeczytać coś nie po kolei). 

Malin Fors jest komisarzem policji. Zmaga się z demonami. W jej przypadku jest to uzależnienie od alkoholu. Ma okresy gdy udaje jej się żyć bez niego, ale bywają momenty, gdy głos zachęcający jest zbyt głośny i w tedy się łamie. Najgorsze, że obawia się iż córka popełni jej błędy - również lubi wypić. Jednak Tove wciąż szuka swojego miejsca na ziemi. Nie wie tak na prawdę co chce robić ani gdzie. Na razie pracuje w domu spokojnej starości w Linkopingu. Choć z początku nie była przekonana to musiała przyznać sama przed sobą, że podoba jej się tam i łatwo nawiązała kontakty ze staruszkami w lepszym stanie psychicznym. Oni sami też chętnie z tego korzystają, bo wielu z nich nie ma rodziny, która mogła by ich odwiedzić, a części rodzina znać nie chce. Najbliższy kontakt nastolatka nawiązuje z Konradem Karlssonem. Jest w ogromnym szoku, gdy pewnego dnia zaglądając do niego do pokoju widzi go nieżywego. I nie zmarł on śmiercią naturalną. Pierwszy wniosek to samobójstwo - staruszek powiesił się na kablu od dzwonka do wzywania pielęgniarek. Jednak nikt w to nie może uwierzyć, bo nie wykazywał on żadnych oznak depresji czy chęci odebrania sobie życia. Był pogodnym i radosnym człowiekiem mimo częściowego paraliżu po udarze. Jak się okazuje podejrzenia, że Konrad nie byłby skłonny do samobójstwa szybko się potwierdzają. Sekcja zwłok potwierdza, że mężczyzna został zamordowany. Sprawa trafia w ręce policji, a dokładniej do matki Tove czyli Malin Fors. Wszczęte śledztwo jest pełne niejasności oraz znaków zapytania. Wielu podejrzanych, ale praktycznie zero dowodów. W trakcie śledztwa na jaw wychodzi fakt jak złe warunki maja pracownicy w domu spokojnej starości. Personel jest przemęczony i choć robi wszystko by pensjonariusze byli zadowoleni i mieli wszystko to jest ich po prostu za mało. A płaca za tak ciężką pracę też nie zachęca do większego poświęcenia...

Kolejny tom cyklu, który jest na prawdę ciekawy i wciągający choć odnoszę tym razem wrażenie, że lekko niedopracowany. Jak by autor nie wyciągnął z wybranego tematu wszystkiego co można by uzyskać. Kallentoft w dalszym ciągu stawia na przeplataną narracje - pierwszoosobową oraz trzecioosobową. Jest też narracja zmarłego i oczywiście psychologiczne rozmyślenia wyjęte bezpośrednio z głów bohaterów. Do tego poetycki język, który niektórych starszy innych uwodzi. Polecam ogromnie autora i jego książki także drugą serię pisaną na spółkę z Markusem Luttermanem. A dziś powiem, że Monsa Kallentofta można traktować jak zieloną herbatę. Ją można po pierwszym łyku pokochać lub znienawidzić. Tak samo jest z autorem. Po pierwszych stronach albo zostanie Twoim ulubieńcem albo wrogiem. Przekonaj się sam.


<Ocena: 8/10>

www.swiatmiedzystronami.blogspot.com