piątek, 21 października 2016

Hipotermia - Arnaldur Indridason

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5/6
Hipotermia, to najnowsza 8. część przygód islandzkiego inspektora Elendura Sveinssona.
Mimo lekkiej zdawałoby się okładki, tematyka, jaką porusza autor jest wyjątkowo trudna. Kontrast jest tym większy, iż biel szaty graficznej dodaje jakby takiej lekkości Hipotermii, oczekiwałam, iż przeniesie się ona na treść książki. Nic z tego.
Już sam tytuł odrobinę mrozi (nomen omen). Do tego miejsce akcji - mrożna, zimna, ponura Islandia oraz cała pozostała otoczka. Brrr...
Od razu zaznaczam, dal tych, którzy lekturę serii rozpoczynają od tej książki, Hipotermia (podobnie, jak wcześniejsze tomy) nie jest kryminałem. Tzn. mamy trupa, mamy dochodzenie, bardzo nawet porządnie (jak na warunki islandzkie) prowadzone, ale.. dochodzenie jest tylko tłem do ukazania islandzkiego społeczeństwa. Obraz, jaki przedstawia Indridason zdołował mnie jeszcze bardziej niż to miało miejsce w przypadku wcześniej przeczytanych tomów.
Tym razem pisarz (jak w żadnej z wcześniejszych książek) kładzie nacisk na psychologię, na emocjonalne zachowanie jednostki, na ukazanie ludzi, którzy cierpią z powodu złych wyborów, którzy całe życie mają pod górkę, czują się wyobcowani.
Jakby tego było mało, w Hipotermii sporo uwagi poświęca się ludziom czekającym na ....znak od zmarłych. W połączeniu ze stylem pisarskim Indridasona, ponurymi jak zawsze opisami Islandii daje to makabryczne wrażenie.
Akcja (jak to w tej serii bywa) toczy się powoli, opiera w sporej części na dialogach, opisach Islandii, ukazaniu ponurej rzeczywistości za oknem i w duszach ludzi, którzy czują się obcy, niespełnieni, wewnętrznie rozdarci.
Ludzie, bohaterowie nakreśleni przez autora, co najmniej dziwni. Chociaż w wielu przypadkach takie określenie to wielkie niedomówienie. Większość bohaterów ma moim zdaniem jakieś poważne zaburzenia. Ich zachowanie można przy dobrej woli uznać za co najmniej dziwne, wg. naszych kryteriów. Ciekawe ile wzorców autor zaczerpnął ze swojego otoczenia.
Ponownie do głosu dochodzą toksyczne relacje Indridasona z rodziną, z byłą żoną, która mimo ponad 20 lat, jakie minęły od rozwodu, nadal pała nienawiścią oraz traum, jakie bez ustanku są udziałem zarówno policjanta, jak i dwójki jego dawno dorosłych dzieci. Cóż za dziwaczna, toksyczna rodzina. Koszmar w tej części serii doprowadzony do apogeum. Aż się boję co będzie w kolejnym tomie.
Polecam, czyta się błyskawicznie, jest mroczno, dołująco, tajemniczo i po zakończeniu lektury z przyjemnością i niejaką rozkoszą rozglądamy się w koło, szczęśliwi, że mieszkamy, gdzie mieszkamy.

czwartek, 20 października 2016

Głos - Arnaldur Indridason

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 4,5/6
Głos to 5. tom kryminalnej serii islandzkiego psiarza i 3. który czyta dzień po dniu. Teraz przerwa. Kolejna książka, jaką naszykowałam do czytania z pewnością nie jest ani kryminałem, ani nie ma w sobie grama Islandii.
Czas w jakim rozgrywa się fabuła książki sprzyja melancholii, rozpamiętywaniu różnych spraw. Chodzi tu o okres Świąt Bożego Narodzenia. Wtedy ma miejsce zabójstwo ekscentrycznego portiera w hotelu znajdującego się w sercu Reykjaviku. Napisałam, iż ofiara była ekscentryczna. No cóż...tak delikatnie można to ująć. Nie chcę zdradzać o co chodzi, ale pod tym względem to najmocniejszy z dotychczas przeze mnie przeczytanych tomów serii.
Jeżeli chodzi jednak o treść o tempo akcji, ogólnie o całość, to najsłabszy tom z tych, które miałam okazję poznać. Niby wszystko jest tak jak w poprzednich tomach, ale czegoś Głosowi brakuje.
Podobnie jak w przypadku wcześniejszych książek, autor główny nacisk położył na kwestie psychologiczno-społeczno-socjologiczne swoich rodaków. Jednak trochę zbyt dużo tych problemów tym razem. Za sprawą zbytniego nagromadzenia wątków społeczno-obyczajowych, Głos wydaje się być odrobinę przekombinowany.
Nie oznacza to absolutnie, że odradzam lekturę Głosu. Nic z tych rzeczy. Bez wątpienia warto sięgnąć po tę książkę, tym bardziej jeżeli ktoś czyta tom po tomie, tak jak ja to czynię.
Jednak jeżeli jesteście podobnie jak ja rozpuszczeni wysokim poziomem dwóch wcześniejszych tomów, w trakcie lektury Głosu możecie poczuć pewne rozczarowanie, niedosyt.
Mimo drobnego przekombinowania, gorąco zachęcam do lektury. Bardzo ciekawie ukazany jest nasz dzielny islandzki śledczy Erlendur, który na czas prowadzonego dochodzenia zamieszkuje w hotelu, w którym popełniono zbrodnię. Tłumaczy to bliskością do miejsca zbrodni i takimi tam. Jednak należy pamiętać, iż policjant mieszka sam, jest rozwiedziony, jego towarzysze to mroczne książki i smutna muzyka. W takim przypadku Boże Narodzenie chyba faktycznie lepiej spędzać w hotelu, choćby popełniono w nim zbrodnię zabójstwa.

środa, 19 października 2016

Grobowa cisza - Arnaldur Indridason

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5,5/6
Kolejne spotkanie z islandzkim komisarzem Erlendurem Sveinssonem. Jest to 4. tom serii, 2. wydany u nas. Ciągle zagadką dla mnie pozostaje pominiecie dwóch pierwszych tomów.
Mimo lekkiej zdawałoby się okładki, tematyka, jaką porusza autor jest wyjątkowo trudna. Kontrast jest tym większy, iż biel szaty graficznej dodaje jakby takiej lekkości Grobowej ciszy, oczekiwałam, iż przeniesie się ona na treść książki. Nic z tego.
Ponownie prowadzone dochodzenie jest tylko tłem do ukazania islandzkiego społeczeństwa. Obraz, jaki przedstawia Indridasson zdołował mnie jeszcze bardziej niż to miało miejsce w przypadku W bagnie.
Z tą serią jest trochę dziwnie. Niby zagadka kryminalna jest tylko tłem do ukazania czegoś więcej, do zaprezentowania tego, jak żyje się na Islandii, jakie problemy są udziałem tego niewielkiego społeczeństwa. A z drugiej strony dochodzenie prowadzone jest jednak porządnie, konsekwentnie, zmierza do celu, a autor tak wszystko dozuje, iż czytelnik może w wielu miejscach snuć własne domysły.
W całość wplecione są prywatne perypetie Erlendura Sveinssona, który nadal umiarkowanie dobrze radzi sobie z życiem prywatnym, małą ilość wolnego czasu zabijając lekturą książek, słuchaniem muzyki i próbą poradzenia sobie z córką.
Tym razem Indridasson zręcznie połączył prywatne problemy z zagadką kryminalna i sprawą z okresu II wojny światowej. Stworzył dzięki temu bardzo ciekawy i wciągający misz masz. A cała historia, wokół której prowadzone jest dochodzenie, wyszła na jaw zupełnie przypadkiem, gdy bawiące się dzieci znalazły...ludzką kość.
No cóż, jaki kraj, takie i znaleziska. Dobrze, że u nas rzadko znajduje się porzucone ludzkie kości.
Erlendur przystępuje do policyjnej roboty, archeolodzy na jego prośbę odkopują teren, znajdują dwa ludzkie szkielety i....zaczyna się. O co jednak chodzi, nie zdradzę, nawet w przybliżeniu.
Zachęcam za to do lektury tej i pozostałych książek serii. Zakładam, iż kolejne tomy będą co najmniej tak doskonałe, jak Grobowa cisza i W bagnie.
Polecam, czyta się błyskawicznie, jest mroczno, dołująco, tajemniczo i po zakończeniu lektury z przyjemnością i niejaką rozkoszą rozglądamy się w koło, szczęśliwi, że mieszkamy, gdzie mieszkamy.

wtorek, 18 października 2016

W bagnie - Arnaldur Indridason





Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5/6
To moje 1. spotkanie z prozą Indridasona i z pewnością nie ostatnie.Przyznam się, iż rozpoczynając lekturę W bagnie, nie wiedziałam czego się spodziewać.
Określenie autora mianem islandzkiego Henninga Mankella nie było dla mnie zachętą, wręcz przeciwnie. Nie znoszę tego typu porównań. Na ogół maja się one tak do rzeczywistości, jak przysłowiowy kwiatek do kożucha.
Jednak tym razem wydawca prawie trafił w dziesiątkę. Są oczywiście pewne różnice, ale nie chcę o nich pisać. To nie jest post porównawczy, a moja opinia o 1. tomie serii z Erlendurem Svenssonem w roli głównej. To on jest charyzmatycznym policjantem tropiącym zbrodniarzy.
Samej fabuły nie będę streszczać. Napiszę tak..jaki kraj, takie i zabójstwo. Sam tekst policjanta, iż to kolejne islandzkie...flejtuchowate zabójstwo, o czymś świadczy.
Owo zabójstwo, to znalezione w suterenie domu w Reykjaviku zwłoki emeryta Holberga. Fakt, iż jest to zabójstwo (jedno z niewielu na Islandii) nie budzi żadnych wątpliwości. Chyba, że upadając Holberg potrafiłby trafić głową prosto na popielniczkę, a przed śmiercią napisać bardzo tajemniczą kartkę. Takiej możliwości nie ma. Wobec tego prowadzący dochodzenie policjanci od razu traktują sprawę, jak morderstwo.
Z racji rzadkości występowania tego typu zbrodni, islandzcy stróże prawa mają mizerne doświadczenie w topieniu zabójców. Jednak dzielnie prą do przodu i zadziwiająco dobrze dają sobie ze wszystkim radę.
Bardzo szybko na jaw wychodzą wszystkie grzechy i grzeszki zmarłego, jego podwójne życie i skrywane sekrety.
Dodatkowo Erlendur na prośbę byłej żony (z którą nie rozmawiał od 20 lat) i córki zajmuje się sprawą zaginionej panny młodej. Kobieta zniknęła ze swojego wesela. Czy rodzina słusznie się o nią martwi?
Wątek kryminalny prowadzony jest poprawnie. Chociaż nie ukrywam, nie on jest siłą napędową tej książki. Główną osią przewodnią jest Islandia i jej mieszkańcy.
Atmosfera W bagnie jest bardzo ponura. Zapewne taka, jak i sam kraj - deszczowa, wietrzna, wpędzająca w depresję.
Ludzie dziwni. Chociaż w wielu przypadkach takie określenie to wielkie niedomówienie. Większość bohaterów W bagnie ma moim zdaniem jakieś poważne zaburzenia. Ich zachowanie można przy dobrej woli uznać za co najmniej dziwne, wg. naszych kryteriów.
Nie wiem, może to wina małej ilości słońca. A może to kwestia izolacji. Większość osób przedstawionych przez autora zamyka się po pracy w swoich domach i tak spędza czas. Taka izolacja odbija się także na wyglądzie ludzi, na chorobach genetycznych przenoszonych z pokolenia na pokolenie (brak dopływu świeżej krwi).
A może przyczyną są dziwne imiona nijak nie pozwalające określić w pierwszym momencie czy chodzi o męźczyznę czy kobietę.
Bohaterowie świetnie, realistycznie aż do bólu nakreśleni. Ciekawe ile wzorców autor zaczerpnął ze swojego otoczenia.
Córka głównego bohatera..koszmar.
Sam Erlendur Svensson bardzo porządny człowiek, konsekwentnie dążący do prawdy i co mnie urzekło - uwielbiający czytać książki. Wszędzie w jego domu stoją ogromne stosy książek. Jednak zgodnie ze sztampowym wzorcem literackim rodem z północnej Europy, jego życie prywatne, rodzina nie istnieją. Żona mimo, iż upłynęło 20 lat od rozwodu, nadal go nienawidzi, córka ćpa, używa wulgarnego języka, ma zmienne nastroje, wykazuje momentami rozdwojenie jaźni pomieszane z ADHD. Ta dziewczyna to dla mnie jakiś koszmar. Na tym tle główny bohater serii wygląda wręcz doskonale mimo, iż ma za sobą traumy, ciężkie przeżycia.
Czyli północnoeuropejski, skandynawski standard.
Autor serii bardzo musi lubić imię swojego głównego bohatera. Występuje ono w zasadzie w co drugim- trzecim zdaniu. Na jednej stornie naliczyłam, jak 9 razy pisze Erlendur wyszedł, Erlendur podszedł do biurka, Erlendur pomyślał etc. Doprawdy można użyć zastępczo nazwiska policjanta, jego stopnia służbowego, a nawet określenia detektyw, policjant. Chyba jeżyk islandzki nie jest aż tak ubogi.
Mimo, iż dochodzenie nie jest najmocniejszą stroną książki (ale też nie jest złe, ot przeciętne) W bagnie bardzo przypadło mi do gustu. Genialnie ukazane tło społeczno-psychologiczne, studium jednostek, prezentacja Islandii. Sięgam po kolejny tom serii.
Nie rozumiem dlaczego wydawca rozpoczął prezentowanie nam serii od jej 3. tomu. W bagnie (oryginalna nazwa: Mýrin) to właśnie 3. tom. A co z wcześniejszymi: Synir duftsins,Dauðarósir? Dlaczego one nie zostały przetłumaczone i wydane u nas?