wtorek, 16 grudnia 2014

Piaskun

Wydawnictwo Czarne, Moja ocena 5/6
Doskonała  pozycja, dla której zarwałam noc. To trzecia książka skandynawskiego duetu pisarzy, którą mam okazję czytać. Pod pseudonimem Lars Kepler kryją się bowiem- Alexander Ahndoril i Alexandra Coelho Ahndoril, którym współpraca pisarska wychodzi znakomicie. Kolejny raz jestem zachwycona (chociaż np. Hipnotyzer (recenzja tutaj - klik) był odrobinę ostrzejszy) i kolejny raz czuję nutkę wielkiego zawodu, iż mimo skończenia lektury, nadal nie wszystko jest jasne. Wiem, wiem, autorzy podejmą wątki w  kolejnym tomie, ale ile trzeba będzie na niego czekać i dlaczego tak długo?
W książce mamy wszystko, co tak cenię w skandynawskich kryminałach i thrillerach. Chodzi mi przede wszystkim o niezwykle mroczna aurę, wielka tajemnicę, styranego życiem i ciężko doświadczonego policjanta, który tropi iście diabolicznego psychopatę, drastyczne opisy zbrodni oraz niebanalną intrygę i uczucie osaczenia przez wszechobecne zło. 
Pewnego dnia przy torach kolejowych, a w zasadzie na wiadukcie kolejowym w pobliżu Sztokholmu, zostaje znaleziony mężczyzna. Jest w bardzo ciężkim stanie, w zasadzie ledwo żywy, nie można się z nim porozumieć, nie ma też przy sobie żadnych dokumentów. Zostaje niezwłocznie zabrany karetką na intensywna terapie do szpitala. Tam wychodzi na jaw, iż cierpi na rzadką dolegliwość zwaną chorobą legionistów. Czym w ogóle jest choroba legionistów? Jest to bardzo grożna, zakaźna choroba górnych dróg oddechowych. Bywa ona w początkowej fazie mylona z innymi chorobami i częstokroć, gdy lekarze w końcu ją poprawnie zdiagnozują, bywa za póżno na leczenie. Z reguły występuje ona w krajach basenu Morza Śródziemnego, sporadycznie w chłodniejszym klimacie. W jaki sposób męźczyzna mógł się nią zakazić? Dziwne. Jeszcze dziwniejszym jest fakt, iż mężczyzna od kilku lat figuruje jako zmarły. Do pracy przystępuje znany nam z poprzednich części serii komisarz Joona Linna.Śledztwo szybko przyjmuje nieoczekiwany obrót, coraz bardziej się komplikuje. Gdy tradycyjne sposoby dochodzenia do prawdy zawodzą, policjant postanawia uciec się do podstępu. Czy sprawę uda się rozwiązać? Czy faktycznie ma ona coś wspólnego z seryjnym, psychopatycznym zabójcą sprzed lat? Co zwycięży - prawda, sprawiedliwość i dobro, czy jednak zło? Kim/czym jest tytułowy Piaskun i jaki ma związek ze sprawą?
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po ten niebanalny i momentami bardzo przerażający thriller i kryminał w jednym.  Brawa dla autorów, którym przez kilkaset stron udaje się trzymać czytelnika w niepewności i stworzyć nastrój, że...strach się bać:)
Tutaj recenzja Świadka, kolejnej książki duetu Lars Kepler (klik)

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Duch na wyspie

Wydawnictwo Czarne, Moja ocena 5,5/6
Duch na wyspie, to kolejny tom serii kryminalnej, której akcję Theorin umieścił na wyspie Olandia. Wyspa położona w Skandynawii, tajemnicza, stosunkowo trudno w niektórych okresach dostępna, otoczona wieloma legendami i zabobonami. To wszystko sprawia, iż taki wybór miejsca akcji, tła był doskonałym posunięciem.
Mam już za sobą lekturę kilku książek Theorina, więc w sumie wiedziałam czego się po autorze mogę spodziewać. Przynajmniej tak sądziłam. Theorin spełnił pokładane w nim nadzieje z nawiązką i ponownie udało mu się mnie zaskoczyć.
Akcja choć rozgrywająca się jak najbardziej współcześnie, powiązana jest (jak to u tego autora) z przeszłością,z  wydarzeniami, które jak pokaże czas, nigdy nie odchodzą do lamusa. Mamy więc  tajemniczą śmierć członka zamożnej miejscowej rodziny i makabryczne wydarzenia powiązane z pogrzebem. To miało miejsce w latach 30. XX wieku. W czasach współczesnych, gdzie umiejscowione jest gro historii, pewnej nocy do drzwi domu pewnego starszego człowieka puka chłopiec i opowiada zdawałoby się wyssaną z palca historię o tajemniczym statku, na którym znajdują się trupy, a który to statek dryfuje tuż przy brzegu. Ger­lof, starszy męźczyzna (znany z innych książek olandzkiego cyklu), do którego drzwi zapukał przerażony nastolatek, o dziwo wierzy chłopcu, a dodatkowo sam rozpoczyna śledztwo pragnąc odkryć tajemnicę wiążącą się ze statkiem widmem i wydarzeniami z  przeszłości.  
Theorin skonstruował genialny kryminał i thriller w jednym + doskonałą powieść o ludziach, o ich namiętnościach, obsesjach, strachu, dopuszczalnej (i nie) granicy zemsty.
Duch na wyspie to niezwykle wciągająca i poruszająca historia, która stawia wiele pytań, a nie daje jednoznacznych odpowiedzi. Prawdziwy majstersztyk z tragicznymi wydarzeniami historycznymi w tle. Theorin ma wyjątkowy dar budowania napięcia, ciekawych postaci i mieszania przeszłości z teraźniejszością. Fabuły jego książek często balansują na granicy zdarzeń realnych pomieszanych z odrobina tego co nieprawdopodobne, a co autor czyni niezwykle realnym.
Z założenia książka ta ma być ostatnim tomem olandzkiego cyklu. Po cichu liczę jednak, iż autor za jakiś czas napisze kolejny tom serii.
Na cykl olandzki składają się tytuły:
  1. Zmierzch
  2. Nocna zamieć
  3. Smuga krwi
  4. Duch na wyspie. 
Każdy z tomów jest powiązany nie tylko samą Olandią, ale i osobą Gerlofa Davidssona, emerytowanego wilka morskiego, pensjonariusza domu spokojnej złotej jesieni.  Gerlof lubi pobawić się w detektywa amatora. A, że wyspę zna doskonale, także miejscowe klimaty, zwyczaje, mity, mimo podeszłego wieku jest całkiem dziarskim panem, to i prowadzone przez niego dochodzenia śledzi się z wielka przyjemnością. Theorin często powierza mu odpowiedzialne zadania i stawia go w sytuacjach niezwykle dramatycznych.
Każda z książek zdobywała też liczne nagrody, jak chociażby:
Zmierzch zdobył nagrodę Szwedzkiej Akademii Kryminału za najlepszy debiut,  brytyjskiego Stowarzyszenia Pisarzy Literatury Kryminalnej New Blood Dagger za najlepszy debiut.
Nocna zamieć zdobyła nagrody: Szklany Klucz za najlepszą nordycką powieść kryminalną, nagroda Stowarzyszenia Pisarzy Literatury Kryminalnej International Dagger dla najlepszego pisarza zagranicznego.
Pozostaje mi tylko zachęcić was do lektury całego cyklu olandzkiego.

niedziela, 14 grudnia 2014

Białe kruki

Wydawnictwo Smak Słowa, Moja ocena 5,5/6
To druga książka autorstwa Christera Mjaseta, którą miałam okazję czytać i po raz kolejny jestem zachwycona.
Lekarz, który wiedział za dużo (moja recenzja tutaj -klik) był bardzo dobrym thrillerem i jeszcze lepszą powieścią. Białe kruki są tylko (albo aż) doskonałą powieścią społeczno-obyczajową, chociaż elementu thrillera, grozy w książce także nie brak.
Bohaterem jest ponownie doskonały lekarz, Mathias Grande, któremu udało się w końcu rozpocząć pracę na wymarzonym oddziale neurochirurgii szpitala w Bergen. Co prawda nie jest to etat, a praca tymczasowa, ale zawsze coś. Ważne, że jest w samym centrum, pracuje w zawodzie, w wymarzonej specjalizacji. To kolejny krok do spełnienia zawodowych marzeń. Poza tym lada dzień ma być ogłoszona lista osób, które zostaną przyjęte na oddział na pełen, normalny etat. Miejsca są 3, kandydatów (włącznie z Mathiasem) 3. Rachunek prosty, tym bardziej, iż pierwszeństwo mają osoby pracujące w szpitalu przed kandydatami z zewnątrz. Wydaje się, że upragniony etat Mathias ma w kieszeni. Jednak jak wypadki kolejnych godzin pokażą, nic nigdy nie jest pewne. Grande musi toczyć istną walkę na wielu frontach. Prywatnie rozpada mu się związek z matką jego 2-letniej córki. Zawodowo - w zasadzie nie wychodzi ze szpitala, a i tak okazuje się, że to za mało. Musi konkurować z kilkorgiem kolegów, własnym zmęczeniem, starszymi lekarzami, którzy przekonani są o własnej genialności. Taka walka, której finał jest wielką niewiadomą, dla większości osób byłaby ponad ludzką wytrzymałość. Podobnie jest z Mathiasem i jego kolegami po fachu. Losy kilkorga bohaterów przeplatają się nawzajem tworząc porywającą lekturę. Każdy z nich boryka się z prywatnymi problemami (i to nie byle jakimi), a zmęczenie życiem prywatnym miesza się z wyczerpaniem i upodleniem zawodowym. Jak się bowiem okazuje, umiejętności, staże, praca ponad siły to za mało, żeby zadowolić starszych kolegów. Nie bez kozery na okładce znajduje się zdanie, które tłumaczy wszystko...
Jaka jest różnica między Bogiem a neurochirurgiem? Bóg nie jest neurochirurgiem.
Dzięki doskonałej narracji wręcz czujemy, co autor miał na myśli pisząc w/w zdanie. Genialnie, niezwykle wyraziście oddane realia pracy w szpitalu, walka dosłownie o byt, o miejsce przy operacyjnym stole, o przetrwanie, jest w trakcie lektury namacalna. I jak zauważyłam, często w tym wszystkim dla większości opisanych lekarzy najmniej liczy się dobro pacjenta, któremu z założenia maja służyć. Najważniejsze jest ego i bycie ponad wszystkim i wszystkimi.
Białe kruki, to doskonała, świetnie napisana, porywająca opowieść o życiu, ludziach zaplątanych wbrew swojej woli w układy, medycynie, dążeniu do celu i ludzkiej odporności na stres, ból, upodlenie. Brak klasycznego kryminału, choć nie brak w książce cech grozy czy przestępstwa. Jest to jednak przestępstwo zupełnie innego kalibru niż oczekuje czytelnik.
Biorąc do ręki Białe kruki nastawcie się na kilka godzin doskonałej lektury, kilka mrożących krew w żyłach momentów (związanych z medycznymi zabiegami). Nie oczekujcie jednak typowego thrillera medycznego. 
Gorąco zachęcam do lektury i niecierpliwie czekam na kolejna książkę Christera Majseta, który jest takim 2 w 1- pisarzem i zawodowym lekarzem, wiec realia medyczne, o których pisze są niezwykle wiarygodne i momentami smutne, przerażające.

sobota, 13 grudnia 2014

Półbrat

Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 6/6
Uwielbiam literaturę skandynawską, dlatego po każdą nową książkę z tego kręgu sięgam z ciekawością, ale i sporą dozą zaufania. Tak się bowiem złożyło, że poza niektórymi kryminałami, żadna skandynawska powieść nie zawiodła mnie. Nie inaczej było i w tym przypadku.
Półbrat, to w każdym tego słowa znaczeniu arcydzieło, wielka powieść. Chodzi mi o wymowę, treść, sposób w jaki Christensen bawi się słowem, jak i o...gabaryty. Książka liczy bowiem 920 stron i została wydana w twardej oprawie.
Autor przedstawia dzieje czteropokoleniowej rodziny Nilsenów z Oslo. Nie jest to jednak zwyczajna rodzina. Ilość tragicznych postaci i zdarzeń, jakie na przestrzeni lat wydarzyły się w tym swoistym klanie, wręcz poraża. Początek tym wydarzeniom, dniom mroku dał moment, który powinien być dla wszystkich Norwegów świętem radości - dzień odzyskania niepodległości po zakończeniu II wojny światowej. Nie dla wszystkich był to jednak moment radości, uśmiechu. Dla jednej z nilsenowskich kobiet jest to dzień wstydu, hańby. Wydarzenia, jakich wtedy doznała przerodzą się w traumę, skrywane sekrety, zarówno te czające się tuż pod powierzchnią, jak i te głęboko schowane. To wszystko będzie skutkować życiem, jakiego nikt z nas nie chciałby wieść. A wystarczyłby jeden gest, jedno słowo ze strony najbliższych, żeby następne kilkadziesiąt lat potoczyło się inaczej. 
Nie jest to prosta powieść. Jest to powieść trudna, skomplikowana, pełna smutku, sprzeczności, prawie bez dialogów, ale niezmiernie życiowa. Jest to także opowieść o braku i nieobecności. Bo przy głównych bohaterach ciągle kogoś brak, kogoś, kto swoim zachowaniem, być może wypełniłby wielka lukę, albo sprawiłby, że życie potoczyłoby się inaczej. 
Jeżeli lubicie życiowe, trudne, wielopiętrowe (tak, to dobre określenie) sagi, powieści psychologiczne, pełne emocji, wieloetapowe, gdzie jedna czynność z przeszłości ma wpływ na życie kolejnych pokoleń, to sięgnijcie po Półbrata. Nie dziwi mnie, iż książka ta jest najważniejszą w dorobku Christensena i okrzyknięta została arcydziełem, powieścią kultową. Ja jestem nią zachwycona, chociaż zdaję sobie sprawę, iż Półbrat nie wszystkim przypadnie do gustu.
Moje uznanie dla tłumaczki książki. Christensen ma specyficzny styl pisarski i podejrzewam, że przekład blisko tysiąca stron jego prozy musiał być nie lada wyzwaniem. 
Trudno cokolwiek więcej napisać o tej książce. Treści opowiedzieć się nie da, nie da się jej nawet bardziej zarysować. Pozostaje mi tylko zachęcić was do lektury. To trudna i specyficzna pozycja, ale warto sprawdzić jak odbierze się powieść norweskiego pisarza.  
Niedługo nakładem Wydawnictwa Literackiego ma się ukazać kolejna powieść Larsa Saabye Christensen Odpływ.  Już cieszę się na lekturę.


 

poniedziałek, 1 grudnia 2014

"Pamiętam cię" - Yrsa Sigurdardóttir

Pamiętam cię
Yrsa Sigurdardóttir

MUZA, 2012
320 stron
horror
Jest taki jeden film. Wyspa tajemnic. Mroczno w nim od samego początku. A atmosfera jest w nim bardzo duszna. Do tej pory w mojej głowie tłucze się muzyka z filmu. Do tej pory pamiętam niemal każdy kadr. Yrsa (tak, ta pani, której nazwisko jest nie-do-wymówienia) w powieści Pamiętam cię tworzy bardzo podobny klimat. Cały czas coś się czai. I wiadomo, że w końcu nastąpi dramatyczny wybuch. Ale emocje nie opadają. Nerwy czytelnika napięte są jak struna. Napięcia nie można się pozbyć. Nawet czytając książkę podczas przejazdu komunikacją miejską.

Fale huśtały stateczkiem na wszystkie strony w rytmie, który trudno określić. [1] A na stateczku płynęła trójka ludzi poszukujących nowego lepszego życia na północy Islandii. Katrin, Lif i Gardar planują odnowić ruderę, którą nabyli. Nie wiedzą wiele na temat okolicy. Tutaj nie przyjeżdża nikt, chyba że latem, bo też i w środku zimy nie ma tu czego szukać. [2]. Nie znają tajemnic domu, w którym mają zamieszkać. A dom cieszy się nie najlepszą sławą i choć sam nie jestem przesądny, będę się lepiej czuł, wiedząc, że możecie schronić się gdzie indziej i macie świadomość, że możecie zadzwonić po pomoc. [3] Nie minie dużo czasu, gdy zaczną czuć się niekomfortowo. W domu usłyszą dziwne trzaski, nad morzem pojawi się dziwna postać. A to dopiero początek!
W międzyczasie w przedszkolu ktoś wypisał na ścianach dziwne słowa. Podobny wandalizm miał miejsce wiele lat wcześniej… tuż przed zniknięciem małego chłopca. Freyr próbuję tę zagadkę wyjaśnić. Dość niedawno zaginął jego syn, Benni. Niewiedza o miejscu jego pochodzenia nie pozwala jemu i matce dziecka przejść do codzienności. Mężczyzna nie wie, że idąc po śladach współczesnej zagadki okryje prawdę z przeszłości. A losy wszystkich splotą się w bardzo… dziwny sposób.

Czytelnika w garści trzyma kilka mrocznych tajemnic. Od czasu do czasu można samemu wejść na pewne ścieżki i domyślić się paru spraw, zanim jeszcze autorka je odkryje. Ale nie jest to ważne. Bowiem Yrsa tak skonstruowała powieść, by nie móc się od niej oderwać. Losy ojca, któremu zaginął syn i trójki przyjaciół spisuje naprzemiennie. A każdy rozdział kończy tak, że nie ma mowy, by książkę odłożyć na lepszą chwilę. Od samego początku atmosfera robi się coraz bardziej gęsta. Narasta i narasta. I nawet na chwilę nie można zaciągnąć się łagodniejszym powietrzem. Nie jestem z tych, którym wystarczy zwykłe bu! by mocno przestraszyć. Ale Pamiętam cię jest tym typem powieści, podczas czytania której mimowolnie zaczniemy nasłuchiwać dziwnych odgłosów we własnych czterech ścianach.

Pamiętam cię nie jest zwykłym horrorem, który ma jedynie mocno przestraszyć. W powieści Yrsa ukrywa przed czytelnikiem drugie dno. Kiedy ludzie umierają, nie rozliczywszy się z życia, utykają między światami. Nie przechodzą na następny stopień egzystencji (…) i chcą, aby sprawiedliwości stało się zadość albo żeby dokonano rozliczenia. [4] Motyw duchów jest w świecie literackim czy filmowym bardzo mocno eksploatowany. I trudno napisać taką powieść czy scenariusz, który by zadziwił w tym temacie. A jednak autorce udało się to w całej rozciągłości. Bo choć coś tam świta z tyłu głowy, zaskoczy czytelnika nie raz.

Od horrorów zazwyczaj wolę dobry thriller. Trzyma w napięciu. I najczęściej opiera się na tajemniczym wątku, od którego oczu oderwać się nie da. Horrory mają straszyć. Lub są po prostu obrzydliwe albo kupy się nie trzymają (a może tylko ja na takie trafiam?). Dlatego z zasady nie oglądam filmów w tej konwencji. No chyba, że któryś mnie mocno zaintryguje. Nie powiem, lubię mocniejsze fragmenty. Ale historia musi być głęboka i przemyślana, bym nie czuła się zdegustowana. A dokładnie tak jest z Pamiętam cię. I choć czasami i tutaj jest obrzydliwie. I choć autorka straszy średnio co kilka stron. Jest to z całą pewnością książka, po którą każdy szanujący się fan literatury szeroko pojętej powinien sięgnąć. A fan dobrego horroru – bez zbędnej zwłoki!