czwartek, 28 lutego 2013

Nim nadejdzie mróz - Henning Mankell


Każdy fan kryminału słyszał o Henningu Mankellu, szwedzkim autorze, geniuszu gatunku. I ja wreszcie miałam okazję poznać bliżej jego twórczość. Zaczęłam od „Nim nadejdzie mróz”. Książka należy do cyklu o Kurcie Wallanderze, a tym razem najbardziej znany szwedzki policjant pracuje razem ze swoją córką Lindą. Kobieta ukończyła właśnie szkołę policyjną i za kilka dni ma rozpocząć pracę na komisariacie w Ystad. Jednak po powrocie w rodzinne strony i nawiązaniu kontaktu z dawnymi przyjaciółkami, trafia na coś dziwnego. Pewnego dnia znika jej szkolna koleżanka Anna, Linda ma pewność, że ma to związek z nagłym pojawieniem się ojca dziewczyny, który zniknął dwadzieścia cztery lata temu. Córka Wallandera, mimo zakazu ojca, postanawia na własną rękę wyjaśnić zagadkę, wie że Annie grozi niebezpieczeństwo.

Hmm, zastanawiałam się kilka dni nad tym, co mogłabym napisać o tej książce. Czytałam ją kilka wieczorów, bardzo dokładnie, zwracając uwagę na każdy szczegół. Mankell bardzo dokładnie przemyślał całą historię i wszystkie jej aspekty. Każdy wątek, który został zawiązany przez autora, znalazł swoje zakończenie. Autor nie pozostawia niedopowiedzeń. Od początku, od pierwszych trochę nietypowych zdań prowadzi czytelnika przez kolejne tajemnice i zagadki, nie komplikując jednak fabuły na tyle, by stała się ona niezrozumiała.

Wykreowani przez Mankella bohaterzy, Wallander, policjant ze sporym brzuszkiem i zamiłowaniem do alkoholu. Wybuchowy, awanturniczy, ale jednocześnie rozsądny i stanowczy w działaniach. Niby taki typowy, a jednak jest w nim coś fascynującego. Wallander ma instynkt, ma wiedzę i doświadczenie. W „Nim nadejdzie mróz” jest przeciwieństwem dla porywczej, pełnej pasji i zapału do pracy córki Lindy. Autor zestawił te dwie postacie, by pokazać punkt widzenia młodej policjantki i doświadczonego wygi. Dążą do tego samego celu, ale każde na swój sposób, swoimi metodami. Linda uczy się od ojca, że każde pytanie należy zadać we właściwym czasie, a cierpliwość jest największą zaletą dobrego śledczego.

Autor porusza w książce ważny temat sekt. Nie skupia się tutaj na sposobie działania, lecz na skutkach indoktrynacji i dosłownego prania mózgu, jakie przeprowadzają guru takich organizacji. Mankell opisuje całe okrucieństwo i ślepe zapatrzenie, które często prowadzą do tragedii. Stawia czytelnikom pytania, czym jest wiara? I pokazuje fanatyzm religijny od podszewki. Drobiazgowo opisuje motywy działania sekty oraz cel, do którego dąży.

Wartka akcja, szczegółowe śledztwo, prawdziwa policyjna robota i psychologia każdej postaci przedstawiona w mistrzowski sposób to tylko niektóre zalety „Nim nadejdzie mróz”. Ja jak to mam w zwyczaju zaczęłam przygodę z Kurtem Wallanderem od ostatniej części. Teraz więc będę sięgać wstecz, by poznać wcześniejsze historie o najbardziej znanym szwedzkim policjancie i pozachwycać się jeszcze kunsztem Mankella.





sobota, 16 lutego 2013

"Domek z piernika"

Bardzo mi się nie chce pisać tej recenzji, ale książkę czytałam w ramach wyzwania, więc muszę popełnić chociaż kilka słów. „Domek z piernika” Carin Gerhardsen przyciągnął mnie okładką. Nietypową, ze starymi zdjęciami w sepii. Pomyślałam, że to będzie kryminał inny niż wszystkie. Jakże się zawiodłam.

Pomysł na książkę bardzo dobry, znany już, wykorzystywany, ale jednak dobry. Dorośli ludzie, którzy w dzieciństwie byli okrutni wobec kolegów, słabszych od siebie, nie potrafiących się obronić. Teraz po latach te zasklepione rany się otwierają, bo zamordowany zostaje jeden z ówczesnych przedszkolaków Hans. Kto jest mordercą? Otóż mnie się wydawało od samego początku, że wiem, że to takie oczywiste, okazało się, że nie. Była to zupełnie inna osoba, choć przyznaję można się było tego spodziewać. I jak dla mnie to jedyna zaleta „Domku z piernika” – zaskakujące zakończenie. Powieść napisana przeciętnym językiem, czyta się szybko i równie szybko zapomina o niej. Poruszane problemy, mnie jakoś nie przekonały, a zespół policyjny nie chwycił za serce. Książkę zmęczyłam, bo nie lubię zostawiać niedokończonych rzeczy, ale z każdą kolejną stroną coraz mniej interesowało mnie to co się dzieje na kartach powieści. Przeciętnie skonstruowana historia, bez polotu, autorka zbyt mocno skupiła się na życiu prywatnym głównych bohaterów, a za mało na policyjnej robocie. Zawiodłam się i na pewno nie sięgnę po kolejną część cyklu z Hammarby, który rozpoczyna właśnie „Domek z piernika”.

Jednak, aby oddać sprawiedliwość, muszę powiedzieć, że to jest moje zdanie, a jak wiadomo każdy ma własne. Książkę tę jakiś czas temu czytała znajoma i jej się podobało, może bez szału, ale była zadowolona z lektury. Dlatego mówię, jeśli kochasz skandynawskie kryminały spróbuj sam/sama przeczytać i wyrób sobie własną opinię.
O książce:
Autor: Carin Gerhardsen
Tytuł: "Domek z piernika"
Tytuł oryginalny: "Pepparkakshuset"
Cykl z Hammarby, t.1
Tłumaczenie: Anna Krochmal, Robert Kędzierski
Projekt okładki: Niklas Lindblad/ Mystical Garden Design
Dom Wydawniczy Rebis, wyd. I, Poznań 2012.

wtorek, 12 lutego 2013

O miłości słów kilka

Miłość - Hanne Ørstavik
"Miłość" Hanne Ørstavik

Ørstavik to norweska pisarka urodzona w 1969 roku. Zanim zaczęła się jej kariera pisarska studiowała psychologię i socjologię.
„Miłość” to niedługa powieść lecz mocno przygnębiająca i ciężka. Myślę, że na więcej nie starczyło by mi sił. Opowiada historię rodziny – matki i syna. Autorka rysuje relacje pomiędzy dziewięcioletnim Jonem i jego matką Vibeke. Dużą rolę w powieści odgrywa samotność bohaterów.
Historia opowiada jeden dzień z życia tej rodziny. Dzień przed dziewiątymi urodzinami Jona. Jon wciąż wyczekuje matki, miłego gestu i swoich jutrzejszych urodzin. Vibeke jest bardziej złożona. Początkowo wydaje się znudzona i bardzo egoistyczna, chce świętego spokoju. Później gdy poznaje przypadkowego mężczyznę w wesołym miasteczku widzimy, że strasznie pragnie miłości drugiego człowieka, że jest jej spragniona.
Jon to miły chłopiec lecz niestety zaniedbany przez matkę. Vibeke opiekuje się swoim synem ale jest chłodna emocjonalnie i mało zaangażowana. Nawet gdy głaszcze chłopca po głowie to bardziej zainteresowana jest swoimi paznokciami niż tym by sprawić mu przyjemność.
Vibeke z pewnością nie jest dobrą matką, nie jest może też taką całkiem najgorszą. Promyczkiem nadziei jest fakt, że i oni mają swoje rodzinne rytuały. Wspólne jedzenie kolacji zawsze kończy się w specjalny sposób.
„Udaje mu się wyłowić kiełbaskę, przełamuje ją na pół i podaje jej jedną cząstkę. Vibeke się uśmiecha. Ostatnią zawsze tak jedzą, dzielą się nią, bez żadnych dodatków.”
Jednak prócz wspólnego posiłku nic nie łączy tych dwóch osób. Każde zajmuje się sobą. Jon tłumaczy zachowanie matki przygotowaniami do jutrzejszych urodzin. Jego wyjaśnienia są bardzo życzeniowe. Chciałby aby mama poświęciła mu więcej czasu. Jednak żadne z nich nie podejmuje tematu jutrzejszego dnia. Jon wychodzi z domu aby nie przeszkadzać mamie w pieczeniu tortu. Vibeke wydaje się jednak nie pamiętać o urodzinach syna. Gdy Jon błąka się po miasteczku marząc o prezencie, Vibeke bierze relaksującą kąpiel, maluje paznokcie i wychodzi „w miasto”.
Każde z nich zachowuje się w pewien sposób niebezpiecznie. Nie raz będziemy martwić się o Jona. Autorka doskonale buduje napięcie, stwarza atmosferę ogólnego zagrożenia ze strony obcych ludzi. Vibeke jest nierozsądna. Zauroczona świeżo poznanym mężczyzną pragnie być z nim jak najdłużej, najbliżej.
Jest to smutna historia ponieważ największym niebezpieczeństwem czyhającym na małego chłopca nie jest świat i obcy ludzie. Niebezpieczeństwo czeka na niego u progu własnego domu. Jon zapomina kluczy. Pozostaje mu tylko czekać na powrót Vibeke. Na dworze panuje mróz, jest noc…

Recenzja pochodzi od aleksandra_czyta

Smaki z Fjallbacki – Camilla Lackberg, Christian Hellberg

Książka kucharska autorki kryminałów Camilli Läckberg
Dwie rzeczy łączą Camillę Läckberg i kucharza Christiana Hellberga – obydwoje pochodzą z Fjällbacki i oboje uwielbiają jedzenie i gotowanie. Z ich wspólnej pasji narodził się pomysł na ten projekt – książkę kucharską, która będzie czerpać ze smaków Fjällbacki z czasów ich dzieciństwa; smaków zachodniego wybrzeża Szwecji. 
Camilla i Christian powrócili do swoich ulubionych miejsc z przeszłości, aby zabrać się do gotowania pośród wysepek, domków rybackich i kutrów. Kuchnia zachodniego wybrzeża jest tak zachwycająca jak nadmorski, skalisty pejzaż. Co doskonale pokazują piękne zdjęcia Niklasa Bernstone’a! Daj się zainspirować i zaproś przyjaciół na ucztę!


Okładka: twarda, albumowa 
Ilość stron: 176 
Wydawnictwo: Czarna Owca 


Camilla Lackberg to autorka doskonałych kryminałów, które mają na mojej półce swoje honorowe miejsce. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że równie świetnie sprawdziła się jako autorka książki kucharskiej, którą stworzyła wspólnie z Christianem Hellbergiem. Autorem przepisów jest Christian, a każdą z siedmiu części książki otwiera wstęp Camilli.


Christian Hellberg jest znanym kucharzem, zdobył tytuł Kucharza 2011, który, tak jak i Camilla, pochodzi z Fjallbacki. Oboje uwielbiają jedzenie i gotowanie – postanowili przybliżyć miejsce swojego pochodzenia od strony kuchni. 


Fjallbacka to przepiękny kurort na zachodnim wybrzeżu Szwecji, gdzie latem napływa fala turystów, a wszyscy fani kryminałów świetnie ją znają. To fascynujące miejsce przyciąga widokami, malowniczo położonymi domkami i niezwykłą atmosferą. 


Camilla i Christian w swojej książce przybliżają nam smaki tego zakątka – przede wszystkim mnóstwo dań z ryb i owoców morza, czemu trudno się dziwić. Poznajemy nie tylko smaki Fajllbacki, ale również bliżej poznajemy autorów książki. 

Przepisy przyprawiły mnie o zawrót głowy, a barwne fotografie doprowadziły do ślinotoku :)

Wyobraźcie sobie pięknie podane carpaccio z halibuta, krewetki w wielu postaciach, terrinę śledziową (fot. powyżej) czy niezwykle proste szwedzkie placuszki przypominające nasze racuchy (fot.poniżej). 


Wiele z prezentowanych przepisów przerasta moje możliwości kulinarne, ale wiele sałatek na pewno wypróbuję. 

Zauroczyła mnie podróż po pełnej smaków i zapachów, barwnej Fjallbace – teraz jeszcze bardziej czuję klimat moich ulubionych książek autorstwa Camilli Lackberg. 


Serdecznie Wam polecam tę pięknie wydaną książkę ! Macie okazję porównać swoje wyobrażenia z kryminałów z realnym miejscem.


sobota, 9 lutego 2013

Twarze - Tove Ditlevsen


Choroba psychiczna wciąż jest tematem tabu. Na zachodzie robi się różnorakie akcje, aby pozwolić wyjść z cienia osobom, które cierpią na choroby najwrażliwszego organu – mózgu, aby reszta społeczeństwa zrozumiała, że to choroba taka, jak inne, z tym, że często powodująca także poczucie wyizolowania, osamotnienia, niezrozumienia.
Najgorsze jest to, że każdy z nas może praktycznie zachorować, bo nie wszystko można tłumaczyć czynnikiem dziedziczenia, nauka wśród wielu przyczyn chorób psychicznych podaje jedną – idiopatyczną – nieznaną. Smutne jest to, że nie wiedząc, co takie choroby powoduje, można leczyć jedynie skutki, a nie przyczyny.
Tove Diltevsen, słynna duńska poetka i pisarka sama przez całe życie walczyła z chorobą psychiczną, aby po 59 latach poddać się. Zmarła po zażyciu dużej dawki tabletek nasennych.

W „Twarzach” Tove Diltevsen ukazuje nam świat pisarki Lise, która odniosła sukces pisząc książki dla dzieci. Sława i pieniądze nie przyniosły jej szczęścia, w jej domu nie dzieje się dobrze, małżeństwo kompletnie się sypie, z dwójką starszych  dzieci nie potrafi znaleźć wspólnego języka. Po ogromnym sukcesie ostatniej powieści, tym razem dla dorosłych, przestała pisać. Ten stan trwa już dwa lata. Powoli pisarka otwiera nam drzwi do świata, w którym żyje Lise, świat wyobrażonych twarzy-masek, które ludzie, według niej, kupują lub wypożyczają na różne okazje oraz głosów, które siedzą w rurach i do niej mówią. Czująca ogromną presję i głęboko zraniona Lise, nie potrafi odróżnić świata rzeczywistego od tego wyobrażonego, popełnia więc samobójstwo zażywając tabletki nasenne. Nie chce jednak umrzeć, chce na chwilę uciec od bliskich-obcych jej ludzi i mieć chwilę oddechu, od twarzy, które pojawiają się w jej mieszkaniu i głosów, które ją prześladują...

Straszny i bolesny jest świat Lise. Świat, w którym czuje się przeraźliwie osamotniona i opuszczona przez wszystkie bliskie osoby, które uznaje za wrogów czyniących jej krzywdę. Z drugiej strony – jakże bolesne to być musi dla samych tych bliskich, których każda dobra intencja odbierana jest przez chorą osobę jako atak, zamach na jej niezależność, a niejednokrotnie życie. Ile wysiłku musi kosztować chorą powrót do normalnego świata, zwalczenie własnych demonów lub ich ignorowanie, uwierzenie na nowo bliskim i lekarzom, że nie chcą jej zaszkodzić, a jedynie pomóc.
Licząca sobie tylko 136 stron książka wstrząsa siłą przekazu, chociaż na chwilę pozwala nam wejść w świat myśli i uczuć osoby chorującej na schizofrenię. Poczucie bezsilności, strachu wyziera pomiędzy prostych i szczerych zdań. „Twarze” to powieść, która dotyka czasami bardzo boleśnie. To apel o zrozumienie dla tych pokrzywdzonych przez naturę, naprawdę bardzo cierpiących w swoim świecie zwidów i złudzeń, świecie, w którym granica pomiędzy realnością, a wyobraźnią jest płynna.  Czytając tą książkę nie mogłam opędzić się od myśli, ile własnych doświadczeń wplotła w nią autorka. Czy to było wolanie o pomoc także dla niej samej?

Dobra i niezwykle poruszająca lektura.

_________________

Recenzja pochodzi z Myśli Czytelnika.

czwartek, 7 lutego 2013

Ziemia kłamstw - Anne B. Ragde

Wydawnictwo Smak Słowa, Okładka twarda, 288 s., Moja ocena 6/6
Wyjątkowa pozycja ze wszech miar. Śmiało mogę napisać, że doskonale stworzona książka, porywająca i dotykająca najważniejszych ludzkich uczuć, głębi duszy. I nie ma w tym ani słowa przesady.
Ale po kolei. Najpierw kilka słów o treści...
Kiedy na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia stara Anna Neshov nagle dostaje wylewu i leży na łożu śmierci, jej trzej synowie muszą stawić czoła nie tylko chorobie matki, lecz także własnemu życiu oraz skomplikowanym wzajemnym relacjom (bracia od wielu lat nie mieli ze sobą żadnego kontaktu). Mimo iż są braćmi, różnią się od siebie tak bardzo, że bardziej już chyba nie można. 

Co jest tego przyczyną? Tego dowiemy się stopniowo poznając mężczyzn, ich życie codzienne i to coś co tkwi w tej z pozoru normalnej rodzinie niezwykle głęboko.
Na początek pozwólcie jednak, że przedstawię wam trzech braci:
Erlend (bardzo go polubiłam), najmłodszy z całej trójki, niezwykle szczęśliwy w swoim związku gay, pracuje jako dekorator wystaw sklepowych w Kopenhadze. Erlend chyba najlepiej przystosował się do życia z całej trójki, jest niczym barwny, egzotyczny ptak, przy tym ciepły, troskliwy, a jednocześnie niepewny, wystraszony i trzymający wewnątrz siebie coś, co jak dotąd nie pozwoliło mu w pełni być sobą.
Margido jest właścicielem małego, ale dobrze prosperującego zakładu pogrzebowego. Średni z braci, średni także pod względem wyglądu i zachowania, śmiało można powiedzieć, że taki...nijaki, bezbarwny, ciepłe kluchy.
Najstarszy, 56-letni Tor, prowadzi rodzinne gospodarstwo w Byneset niedaleko Trondheim. Mężczyzna nadal mieszka z rodzicami. W trakcie lektury wyrażnie rzuca się w oczy, jak bardzo jest uzależniony emocjonalnie od matki, nigdy nie przeciął tej przysłowiowej pępowiny.  Tor jako jedyny z całej trójki ma dziecko, córkę Torunn, którą spotkał tylko raz w życiu. Teraz pragnie, aby córka przyjechała poznać babcię, zanim ta umrze.
I Torunn przyjedzie. Przyjadą także jej dwaj wujkowie, których nigdy nie widziała. Cała czwórka spotka się w szpitalu przy łóżku konającej,starej kobiety. Nie oczekujcie żadnej jatki, wydrapywania sobie oczu przez rodzinkę, rozgrzebywania ran. Nic z tych rzeczy. Atmosfera jest taka jaka powinna być w literaturze skandynawskiej – chłodna, raz ze względu na aurę,a  dwa na atmosferę panującą między z pozoru najbliższymi sobie osobami.
Poza tym książka aż kłębi się od tego, co najbardziej w literaturze skandynawskiej lubię – tajemnic. Wszystko, dosłownie wszystko osnute jest tajemnicą. Dlaczego Tor tylko raz widział swoja córkę?
Dlaczego bracia nie utrzymywali ze sobą kontaktu? Dlaczego ich ojciec jest jaki jest i boi się praktycznie oddychać? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?
Rozwiązanie tych tajemnic będzie dla was prawdziwym zaskoczeniem; dla mnie było szokiem, spodziewałam się chyba wszystkiego, ale nie tego.
Autorka bardzo ciekawie ukazała, jak bardzo różnią się punkty widzenia poszczególnych osób na te same sprawy, nawet w kwestii najbanalniejszych drobiazgów.
Ziemię kłamstw smakuje się, jak najlepsze danie, wydarzenia toczą się niespiesznie, brak szybkiej akcji ala amerykański serial. W książce jest za to magia – dot. ona zarówno ludzi, jak i rodzących się między nimi uczuć i więzów, które zdawałoby się nigdy nie powstaną.
Ziemia kłamstw to powieść o próbie szukania swoich korzeni. pozwalającej dostrzec, że sięgają one znacznie głębiej, niż się sądziło. Opowiada także o niespodziewanym odkryciu takich korzeni, o których istnieniu nie miało się nawet pojęcia, a które z początku wydają się klęską, ale szybko staną się oczyszczeniem, swoistym katharsis dla całej rodziny.
To także książka o głębi uczuć i o tym o czym w sumie każdy z nas w podświadomości marzy.
Ziemia kłamstw to jedna z tych rzadkich książek, od których nie można się oderwać w trakcie lektury i, których nie ma się ochoty odłożyć nawet po przeczytaniu ostatniej strony, bo nadal myśli się o głównych bohaterach i zastanawia, jakie będą ich dalsze losy. Z pewnością sięgnę po kolejne dwie części trylogii.